Kiedy w półfinale mistrzostw świata w piłce nożnej w 1990 roku Niemcy ograli Anglików, Gary Lineker, słynny angielski napastnik, powiedział: „Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”.
Per analogiam można powiedzieć, że tak samo działo się w Unii Europejskiej – na końcu zawsze wygrywali Niemcy, choć czasami gra toczyła się nie na głównym boisku, tylko w szatniach zaprzyjaźnionych drużyn, albo wręcz tylko w gronie selekcjonerów, a kibice dostawali komunikat o działaniu dla dobra wspólnoty i wszystkich państw członkowskich w kwestii… i tu można sobie wstawić odpowiednie dziedziny – ochrony środowiska, walki z globalnym ociepleniem, bezpieczeństwa energetycznego itp., itd.
Tym razem w ramach „europejskiej solidarności” przygotowano plan najbliższej rozgrywki w ekstraklasie pt. pakiet migracyjno-azylowy, o którym już wiele napisano i powiedziano, powszechnie zwany przymusową relokacja nielegalnych imigrantów. Polska (i Węgry) nie dały się nabrać i sprzeciwiły się zwartym tam rozwiązaniom, ale Rada Unii Europejskiej (ministrowie spraw wewnętrznych), łamiąc traktaty (co powoli staje się praktyką siłowego działania KE i TSUE) większością kwalifikowaną je przegłosowała, dając zielone światło do negocjacji w tej sprawie z Parlamentem Europejskim, a potem, ostatecznej decyzji Rady Europejskiej (szefowie państw członkowskich).
Już raz próbowano ten mechanizm przymusowej relokacji wprowadzić, ale nawet groźby kar finansowych nie skłoniły polskiego rządu do ustąpienia w tej sprawie, chociaż ówczesny przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, groził w 2017 roku konsekwencjami:
„Najważniejsze, abyśmy rozstrzygnęli, także w Polsce, co jest naszym priorytetem. Czy chcemy wspólnie z Europą rozwiązywać problemy związane z migracją, a więc chronić granice, ale także pomagać tym państwom, które mają zbyt dużo uchodźców, czy też, jak to dzisiaj rząd polski proponuje, twardo wyłamywać się z europejskiej solidarności i nie przyjmować uchodźców. Oba podejścia mają swoje uzasadnienie, swoje argumenty, ale też koszty(…) Jeśli polski rząd będzie zdecydowany, właściwie jako jeden z dwóch, trzech w Europie, nie uczestniczyć w tym solidarnym poddziale obowiązków w sprawie uchodźców(…) będzie się to wiązało nieuchronnie z pewnymi konsekwencjami. Takie są zasady w Europie”.
I znowu wraca ta śpiewka: chronić granice, nie wyłamywać się z europejskiej solidarności, pomagać państwom, które mają zbyt wielu uchodźców… Dużo mówi się o konsekwencjach napływu nielegalnych imigrantów do krajów Unii Europejskiej, ale o przyczynach takiego stanu rzeczy wstydliwie się milczy.
Polski rząd dzisiaj także mówi zdecydowanie „nie”, tak samo Sejm w swoje uchwale, a w efekcie – ma także wypowiedzieć się społeczeństwo w zapowiadanym referendum. Wywołało to lekki(?!) popłoch w brukselskich elitach i zaczęły płynąć uspokajające komunikaty, że to przecież nie jest obowiązkowe, że Polska będzie mogła wnioskować o całkowite odstępstwo od obowiązkowej solidarności - czyli zarówno od relokacji migrantów, kontrybucji finansowej w wysokości 20 tys. euro za nieprzyjętego migranta czy wsparcia operacyjnego. Tylko że autorzy tego fałszywego przekazu widać uznali nas za analfabetów nie potrafiących czytać dokumentów, bo przecież w owym rozporządzeniu czarno na białym stoi, że owszem, wnioskować o odstępstwo od obowiązku wniesienia solidarnego wkładu można, ale będzie to musiało zostać ocenione przez Komisję Europejską i zatwierdzone przez Radę i w efekcie możemy usłyszeć „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?”. Sorry, ale kolejny raz nabrać się nie damy.
O co w tym wszystkim chodzi, mogliśmy tylko podejrzewać, ale kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, przemawiając ostatnio w Bundestagu pozbawił nas resztek gdzieś tam jeszcze drzemiącej nadziei, że może rzeczywiście UE troszczy się o tę europejską solidarność, oznajmiając z dziecięcą szczerością, że chodzi o interes Niemiec i ogłaszając swój sukces głównego architekta tych rozwiązań:
„Nowy i sprawiedliwy system odciąży też Niemcy, ponieważ do tej pory byliśmy głównym celem w dużej mierze niekontrolowanej migracji wewnętrznej w strefie Schengen”.
Tutaj ujawnił się trzeci rodzaj amnezji, oprócz tej następczej i wstecznej, czyli amnezja polityczna, bo Scholz zapomniał, któż to jest odpowiedzialny za tę „niekontrolowaną imigrację”. No to przypominam – w 2015 roku, jego poprzedniczka, kanclerz Angela Merkel mówiła:
„Damy radę. Niemcy są silnym krajem, migranci i proces ich integracji to szansa dla Niemiec”.
Teraz tę „szansę” Niemcy chcą dać także innym krajom, przede wszystkim tym, które nie otworzyły szeroko drzwi dla nielegalnych imigrantów i nie odczuwają skutków tej „Integracji”, widocznych na ulicach i przedmieściach Berlina, Paryża i innych miast europejskich, do których drzwiami otwartymi przez Angel Merkel napłynęły dziesiątki tysięcy nielegalnych imigrantów.
W tym samym przemówieniu w Bundestagu kanclerz Scholz powiedział, iż „to historyczne porozumienie, bo pokazuje, że UE może przezwyciężyć różnice nawet w najbardziej kontrowersyjnych kwestiach”. Zapomniał, że sprzeciwiły się temu „porozumieniu” Polska i Węgry i że na szczytach unijnych w 2016, 2028 i 2019 roku w konkluzjach zapisano, że prace nad reformą migracyjno-azylową mają być zakończone konsensusem.
Teraz też trwają prace nad konkluzjami na czerwcowy szczyt, w których mają się znaleźć zapisy dotyczące migracji. Oby polski rząd pamiętał, że nie można ufać zapisom w konkluzjach, bo już na jednych z 2020 roku mocno się sparzył i że jeszcze weto nie zostało odebrane krajom członkowskim. I zwrócił uwagę na szeroko otwartą w rozporządzeniu furtkę, która jak najwyraźniej dała Scholzowi pewność, że ten mechanizm relokacji odciąży Niemcy. Otóż zapisy artykułów 44f i 44fa. mówią między innymi, że kraj, który "uważa, że stoi w obliczu znaczącej sytuacji migracyjnej" może wnioskować o wyłączenie z relokacji czy jakiejkolwiek kontrybucji finansowej. I teraz zagadka – które państwa zwrócą się z takim wnioskiem i zostaną przez KE uznane za stojące w obliczu „znaczącej sytuacji migracyjnej”? Chyba nie ma wątpliwości.
„Polskie źródło dyplomatyczne” przekazało PAP, że Polska na czerwcowym szczycie Rady Europejskiej „poruszy kwestię migracji i relokacji”, „wskaże”, „przedstawi swoje stanowisko”. Język dyplomatyczny ma swoją specyfikę, ale może nareszcie trzeba, jak od dawna radzi Jacek Saryusz-Wolski wywrócić ten unijny stolik, tym bardziej że niektórzy z zasiadających przy nim nie respektują wcześniej przyjętych reguł gry?
Kiedy w 2021 roku Anglicy wyrzucili w 1/8 finału z Mistrzostw Europy Niemców, Gary Lineker napisał na Twitterze: „Sądzę, że nadeszła pora, by powiedzenie "zawsze wygrywają Niemcy" odeszło do lamusa. Niech spoczywa w pokoju”.
Czasami trzeba poczekać (nawet długo) na ten odpowiedni moment, ale warto bardzo uważać, by go nie przegapić.
Aleksandra Jakubowska
- 08/07/2023 19:18 - Posterunek Straszyn: Niekontrolowanej imigracji stanowcze NIE!
- 06/07/2023 19:33 - Akapit wydawcy: Iluzja gminnej kontroli - samo(nie)rządzić?
- 02/07/2023 18:21 - Uczynić ziemię rajem
- 30/06/2023 13:20 - Latarką w półmrok: Przyrzeczenia Tuska, "błogosławieństwa" Webera - kogo gniecie Polska?
- 30/06/2023 13:15 - Posterunek Straszyn: Mądry Polak przed szkodą
- 25/06/2023 12:44 - Posterunek Straszyn: Potrzebny egzorcysta
- 25/06/2023 12:38 - Latarką w półmrok: Bruksela wspólnikiem szmuglerów?
- 20/06/2023 17:10 - Jak totalna opozycja zapędziła się w kozi róg w sprawie referendum
- 18/06/2023 09:08 - Czas Prima Aprilisów
- 16/06/2023 13:48 - Posterunek Straszyn: Świetny polityczny thriller, niestety prawdziwy