Zawsze w kapeluszu, elegancko ubrany, czasami z papierosem w ustach, przeważnie na zdjęciach z saksofonem tenorowym w rękach. Rozedrgane brzmienie latynoskiej muzyki jedyne w swoim rodzaju już od pewnego czasu towarzyszy mi w wolnych chwilach, a nawet przy pisaniu. Trudno nie zgodzić się z tymi którzy w muzyce Gato Barbieriego widzą kwintesencje południowo-amerykańskiej muzyki jazzowej.
Wydaje się, że na zjednoczenie z pewną ludowością brzmień tamtego regionu świata z jazzem artysta wpadł po współpracy z Donem Cherrym. Barbieri pojawił się wraz ze swoim talentem na początków lat 60. XX wieku kiedy z ery bebopu zaczęły rodzić się osobowości free jazzowych klimatów. Takim muzykiem był właśnie trębacz Don Cherry, jeden z największych autorytetów światowego jazzu i jako jeden z pierwszych chętnie wprowadzający do muzyki elementy etniczne. Od tego momentu rozpoczyna się druga odsłona kariery argentyńskiego saksofonisty.
Gato Barbieri
Barbieri wprowadza do jazzu nonszalancką tonację saksofonu. Chrapliwy ton z niezmierną dynamiką jego brzmień stawia na nogi i oszałamia. Kto jeszcze nie słyszał polecam, ta barwa zmienia dotychczasowe rozumienie muzyki jazzowej. Otwiera nowe rejony słuchania muzyki, podpala iskrę uwielbienia i nieustanną chęć obcowania z tymi rytmami. Można oczywiście być zauroczonym tym brzmieniem, które łączy je z czymś lekkim, łatwo wpadającym w ucho, czymś komercyjnym. Byłoby to jednak krzywdzące podejście do argentyńskiego muzyka, choć w swojej karierze ma współpracę z trębaczem Herbem Albertem, czy Carlosem Santaną. Ale to tylko oni skorzystali z tej współpracy, wzmocnieni talentem Barbieriego.
Nigdy nie byłem w tym rejonie świata, ale jak mi się wydaje, jest mi bliska ta koncepcja czucia muzyki, mocnego brzmienia saksofonu wspartego etnicznymi przeszkadzajkami. Całe dzieciństwo słuchałem ćwiczeń brata co prawda na nieco innym instrumencie, którym był flet, ale ten ton dęciaka pozostał w mojej pamięci i z wielką przyjemnością odtwarzam tamte klimaty. Być może ocena talentu Barbieriego jest wyceniona trochę nad wyraz ale w kręgu muzyków jazzowych trudno znaleźć mu dorównującą osobowość. Obłędna gra na granicy szaleństwa i technicznej wytrzymałości saksofonu w świecie jazzu nie ma sobie równych. Ten rytm przybliża całą południowo-amerykańską kulturę, czasami łatwą, ale tak łatwą jak ich wysublimowana piłka nożna, religia i całe życie podporządkowane pewnym regułą dnia codziennego.
Zdaję sobie sprawę, że świadomość oceny krytyków jazzowego nurtu muzyki latynoskiej może należeć do kategorii wycenianej w nieco niższych standardach, z czym trudno mi się zgodzić. Nie zmieniłem zdania na temat jego wirtuozerii i czasami zbyt banalne tematy granych przez niego utworów nie przeszkadzają mi w ogólnej ocenie błyskotliwego brzmienia argentyńskiej indywidualności. Krytykując jego osobowość musiałbym sięgnąć po Milesa Davisa czy Charliego Mingusa, a tego nigdy nie zrobię. Każdemu zawsze można coś zarzucić. Co innego stanowi o ich wielkości, tak jak w wypadku Gato Barbiriego, ich talent i smak wymyślonego brzmienia i ten drive. Podobnie jak w wypadku światowej kinematografii trudno pomimo wielu kontrowersji zarzucić Bernardo Bertolucciemu mistrzostwa w filmowej narracji. Bertolucci nakręcił „Ostatnie Tango w Paryżu” do którego pełną namiętności muzykę skomponował Gato Barbieri. W 1972 roku jazzman za tę muzykę uzyskał nagrodę Grammy. Przyznam jednak szczerze, że ten tekst powstał przy dźwiękach innej płyty „Gato Chapter One: Latin America”, którą uważam za wielkiej urody wydarzenie w świecie latynoskich brzmień.
Stanisław Seyfried
- 13/04/2025 18:00 - Magdalena Heyda-Usarewicz
- 26/03/2025 19:55 - Zachować boskość - Wojciech Sęczawa
- 12/02/2025 21:39 - Nie żyje Roman Borysowas
- 04/12/2024 23:40 - Bogusław Górecki - „Wśród wiatraków na Żuławach”
- 09/11/2024 19:13 - Gdańscy malarze w okowach NSDAP
- 24/10/2024 17:23 - W otchłani morza – Elżbieta J. Moszczyńska