Jeżeli ktoś myślał, że Tusk i jego ekipa z drżeniem serca czekała i obawiała się tego setnego dnia rządów koalicji 13 grudnia, to był w bardzo dużym „mylnym błędzie”.
Wybory parlamentarne, chociaż partia Tuska je przegrała, pozwoliły stworzyć koalicję rządzącą i choć po jakimś czasie „miodowy miesiąc” koalicjantów się skończył i słychać niegroźne pomruki krytyki ze strony choćby lewicy, to obdzielenie stanowiskami rządowymi jak na razie satysfakcjonuje będących nawet nie pod pantoflem, ale wręcz butem Tuska Kosiniaka-Kamysza, Hołownię i Czarzastego. Nieśmiało dystansują się od 100 konkretów Tuska, mówiąc że oni szli do wyborów ze swoim programem, a więc nie ponoszą odpowiedzialności za to, że obietnice wyborcze lidera opozycji, kiedy już wjechał na białym koniu do siedziby premiera w Alejach Ujazdowskich, okazały się wyłącznie wiecową retoryką, bowiem „dwa razy obiecać, to jak raz dać”.
„Przestrzeń fiskalna” czyli pieniędzy znowu nie ma i nie będzie
W tym przypadku obiecano 100 razy, a teraz tłumaczy się brak realizacji tych obietnic na wszelkie możliwe sposoby, poczynając od wdrukowywania w mózgi Polaków narracji, że opozycja totalna zastała kraj w ruinie, finanse państwa na skraju katastrofy, że bardzo by chcieli, szczególnie te obietnice związane z finansowaniem z budżetu zrealizować, ale przecież „z pustego i Salomon nie naleje”. Tylko rodzi się pytanie – jak to się stało, że przejmując zrównoważony budżet po ekipie Morawieckiego nawet nie potrafią go realizować, nawet jeśli wymagał korekty? I dlaczego ekipa, która z takim zapałem wszędzie chce robić audyty, nawet przy trzeciorzędnych przedsięwzięciach i w mniej znaczących resortach nie zrobiła audytu finansów państwa i nie przedstawiła opinii publicznej?
„Pieniędzy nie ma i nie będzie” Jana Vincenta Rostowskiego, ministra finansów w poprzednim rządzie Tuska zastąpiło „przestrzeń fiskalna na wydatki ulega zawężeniu” obecnego ministra Andrzeja Domańskiego, co brzmi bardzo po europejsku i nowocześnie, ale de facto oznacza, że nowy rząd nie radzi sobie z polityką fiskalną, czyli ściąganiem podatków i należy tę ”przestrzeń” rozszerzyć, na razie wprowadzając 5-procentowy VAT na żywność, likwidując tarczę osłaniającą wzrost cen energii (ale już po wyborach europejskich), a potem być może nowe podatki lub zwiększenie tych już obowiązujących, bo wyborcy już do niczego nie będą potrzebni, a jak się będą denerwować, to może przed wyborami prezydenckimi jakieś wabiki się rzuci.
Najważniejsza obietnica, odsunąć PiS od władzy - spełniona
Obietnice w kampanii nie mają już znaczenia, bo najważniejsza, odsunąć PiS od władzy została zrealizowana i ośmiogwiazdkowcy, silni razem i reszta wiecznie wiernego PO elektoratu jest całkowicie usatysfakcjonowana.
Do wyborców Trzeciej Drogi chyba pomału dociera fakt, że zostali, kolokwialnie mówiąc „wpuszczeni w maliny” i trzecia droga zaprowadziła ich prosto w objęcia Tuska, ale bardzo trudno jest się przyznać przed samym sobą, nie mówiąc już o innych, że zostali nabrani i jak ta żona, zastająca męża in flagranti z inną panią („wierzysz swoim oczom, czy mnie!?!!”) uwierzyli nie własnym oczom, ale zapewnieniom Hołowni i Kosiniaka- Kamysza, że „dość kłótni, do przodu”. Ani do przodu, ani dość kłótni, a to ostatnie widać szczególnie teraz, kiedy PSL Kosiniaka-Kamysza dostaje łomot od rolników i kontekście wyborów samorządowych chowa swoje ugrupowanie pod szyldem Trzeciej Drogi, bo nie ma czego szukać na wsi. Prezes PSL-u obudził się z zimowego snu i wszedł jak w masło w antypisowską retorykę, tłumacząc tę samą koalicję z Hołownią na kolejne wybory:
„Dlaczego się zjednoczyliśmy? Nie było zgody na chamstwo, oszustwo, okradanie Polski, na grabieże, na niszczenie wspólnoty, na hejt i nienawiść. Przeciwko temu syfowi, który ostatnia władza PiS zrobiła przez osiem lat - zniszczyła wartości, podeptała te wartości, choć je miała czasem na portretach. Zniszczyła zaufanie między ludźmi, choć cały czas mówiła o budowaniu więzi; a te więzi pomiędzy sąsiadami, w rodzinach przecięła”.
PiS jak na talerzu dostał te 100 konkretów Tuska na 100ÂÂ dni i trzeba przyznać, że przeprowadził niezłą akcję marketingu politycznego, przede wszystkim w mediach społecznościowych, bo chyba wreszcie politycy prawicy przekonali się, że można je skutecznie wykorzystywać. Bardzo dobre spoty, konferencje prasowe, kontrole w ministerstwach, relacjonowane nas profilach polityków w mediach społecznościowych zmusiły koalicję 13 grudnia do reakcji, tylko jawi się pytanie, w jakim stopniu przy tak szczelnej osłonie medialnej dotarło to większości Polaków. Ostatnia decyzja władz PiS, by zaprzestać bojkotu nielegalnie przejętych przez rządzących mediów publicznych, bowiem trzeba tam się pojawiać, żeby walczyć z kłamstwami koalicji 13 grudnia, budzi jednak wątpliwości, bo jednak niejako sankcjonuje zamach na TVP, PAP i Polskie Radio, a efektów większych nie przyniesie, bo przecież przez osiem lat politycy Zjednoczonej Prawicy pojawiali się w mediach sprzyjających totalnej opozycji i tam usiłowali walczyć z jej kłamstwami, ale tej bańki jakoś nie udało im się przebić. Oby ten wyjątek nie był początkiem odpuszczania sprzeciwu wobec zamachu na Prokuraturę Krajową, KRS, Trybunał Konstytucyjny, Narodowy Bank Polski czy też urząd Prezydenta RP.
Wydaje się, że paliwo pt. 100 konkretów na 100 dni już się wyczerpało, nie tylko dlatego, że najwierniejszy elektorat Tuska tego nie oczekiwał. Reporterowi Super Expresu dwie panie wyznają:
„...wszystko jest lepsze, nawet pogoda jest lepsza... wszystko Pan premier zorganizował, słońce inaczej świeci
- No bo było 100 konkretów na 100 dni.
- My nie liczyłyśmy ... nam wystarczy, że jest lepiej
A na platformie X wiele tekstów których egzemplifikacją jest wpis pani Reni z Silnych Razem:
„Osiem lat cierpiałam na bezsenność, 8 lat obgryzałam skórki i paznokcie, 8 lat czekałam i czekałam. Chodziłam, krzyczałam, płakałam z bezsilności! 8 lat mi zabrali. Teraz nie oddam żadnej minuty! Niech mi żadne durnie nie wyliczają obietnic! Najważniejsza z nich, to Polska bez PiS”.
Komisje śledcze, doniesienia do prokuratury na czołowych polityków PiS, masowa wymiana rad nadzorczych i kierownictw instytucji i wiele innych działań pod publiczkę, to wszystko zasłony dymne, mające przykryć brak wizji rozwoju Polski (bo wizja zwijania gospodarczego to i owszem, jest), jej suwerenności i kraju przyjaznego swoim obywatelom.
Wizja suwerennej, sprawiedliwej i bogatej Polski zamiast „nierządnego królestwa”
Największa opozycyjna partia, PiS, musi przyjąć do wiadomości, że samo rozliczanie koalicji 13 grudnia z obietnic wyborczych, choć oczywiście nie może się zakończyć, nie wystarczy. Oczywiście trzeba alarmować o wszelkich przejawach łamania praworządności i lekceważenia konstytucji oraz prerogatyw głowy państwa, ale najwyższy czas skończyć z wzajemnym obwinianiem się za wygrane/przegrane wybory (trzeba to było zrobić w miesiąc po wyborach i zgodnie z radą strasznej mieszczki, pani Dulskiej, że brudy pierze się we własnym domu) zmobilizować przed wyborami europejskimi, bo w samorządowych już niewiele się zdziała, i myśleć o wyborach prezydenckich.
Polska prawica powinna się zjednoczyć w jak najszerszym wymiarze i przedstawić nowy program dla Polski, łącznie z programem naprawczym tego, co uda się jeszcze koalicji 13 grudnia zniszczyć, a co można odbudować, tak by „nierządne królestwo, gdzie ani prawa ważą, ani obyczaje” stało się przeszłością. Kandydat prawicy w wyborach prezydenckich powinien być ogłoszony tuż po wyborach europejskich, i powinien to być polityk z jak najmniejszym bagażem błędów w swoich działaniach publicznych i nie budzący skrajnych emocji w społeczeństwie. Czas skończyć z widocznym gołym okiem już rozpoczętym wyścigiem o nominację partii w wyborach prezydenckich, schować własne ambicje i wybujałe ego do kieszeni i zacząć myśleć o solidarnym wsparciu kandydata, będącego szansą dla obozu patriotyczno-prawicowego.
Trzeba także skończyć z mrzonkami, że można powtórzyć „cud” z 2015 roku, kiedy to wybory wygrał po raz pierwszy Andrzej Duda i znaleźć kandydata mało opatrzonego w sferze publicznej. Nie ten czas, nie ci potencjalni kontrkandydaci, a poza tym te same cuda dwa razy się nie zdarzają.
I ten rok do wyborów to powinna być ciężka praca ludzi prawicy, na czele z jej parlamentarzystami, którzy wreszcie muszą przyjąć do wiadomości – wielu z nich, choć nie wszyscy – że skończył się czas zaszczycania swoją obecnością w okręgach dożynek, uroczystości z okazji świąt państwowych, przecinania wstęg i wręczania czeków z dotacjami z budżetu państwa itp., a zaczął się czas ciężkiej pracy wśród Polaków w terenie. Ten rok i wybory prezydenckie to walka o niepodległą, suwerenną i zasobną Polskę.
Bo jeśli wygra człowiek koalicji 13 grudnia, to nie ma już dla Ciebie nadziei, Polsko!
Aleksandra Jakubowska
- 04/04/2024 17:19 - Akapit wydawcy: Wybierzmy ...
- 04/04/2024 17:10 - Gdański bigos: Nieśmiałe poszukiwanie czegoś nowego
- 01/04/2024 16:33 - Gdański bigos: Wolna rączka ale w trybach
- 29/03/2024 17:03 - Akapit wydawcy: "Zmiany, zmiany, zmiany" - mamy chwilę władzy...
- 28/03/2024 18:54 - Posterunek Straszyn: Dlaczego Magdalena Sroka zasiada jako przewodnicząca komisji ds. Pegasusa?
- 21/03/2024 19:21 - Gdański bigos: Rywale na niby
- 17/03/2024 16:43 - Posterunek Straszyn: Najwyższym hierarchą w polskim Kościele został nasz Pasterz
- 12/03/2024 17:30 - Gdański bigos: Trzecią drogą do wyborów
- 10/03/2024 14:32 - Posterunek Straszyn: O murzyńskości Polaków i kryzysie klimatycznym
- 05/03/2024 15:02 - Fraszka polska