Dziwne uczucie niedosytu, znaku zapytania i bezradności towarzyszy mi od momentu zakończenia spektaklu pt. „Rowerzyści” Volkera Schmidta, którego premierę miałam przyjemność oglądać 8 lutego na deskach, a właściwie w foyer Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Zwykle powieści, sztuki teatralne, opowiadania, filmy kończą się puentą, zakończeniem, dobrym lub złym, ale zawsze rozwiązującym problemy bohaterów i pozostawiającym czytelnika lub widza w błogim przekonaniu, że oto był świadkiem życia bohaterów, ale nie musiał w nim uczestniczyć. Był świadkiem i doczekał się rozwiązania. Tym razem jest inaczej. Zostaliśmy zaproszeni do „tu i teraz” bohaterów i w nim zostajemy.
Po ciekawy tekst o kondycji współczesnego człowieka autorstwa Volkera Schmidta pt. „Rowerzyści” sięgnął Krzysztof Rekowski. Volker Schmidt pisarz, reżyser i aktor za „Rowerzystów” w 2007 roku otrzymał główną nagrodę i nagrodę publiczności na festiwalu w Heidelbergu Heidelberger Stuckemarkt. I bardzo słusznie, bo tekst jest znakomity, w sposób nienachalny porusza problemy współczesnego człowieka na każdym etapie jego rozwoju, analizuje wzajemne relacje, poddaje ocenie kondycję rodziny w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie. Wśród bohaterów znajdujemy małżeństwo Manfreda i Anny, ich nastoletnią córkę Linę, przyjaciela rodziny Alberta oraz rozwiedzioną i samotnie wychowującą syna Tomka Justynę. Jak to w życiu bywa ich losy krzyżują się i przeplatają. I tak mająca romans z Manfredem Justyna wchodzi w relację z Alfredem, Anna deprawuje syna Justyny, Manfred z uporem maniaka uprawnia swój ogród i modernizuje dom próbując w ten sposób uszczęśliwić bliskich, Lina stara się nawiązać bliższą relację z Tomkiem. A wszystkich łączy jedno – jazda na rowerze. To antidotum na stres, na kłopoty, frustracje i wszelkiego rodzaju trudności.
Krzysztof i Martyna
Jazda na rowerze, drogim oczywiście, w odpowiednio dobranym stroju jest antidotum na całe zło, na niemoc, na brak więzi. Autor sięga jeszcze głębiej i w pozornie błahych dialogach ukazuje nam zawiłości wzajemnych relacji, relacji płytkich, zogniskowanych na sobie i choć pozornie dedykowanych najbliższym, tak naprawdę uspakajających własne sumienie - Manfred. Brak zrozumienia drugiego człowieka, brak odpowiedzi na jego potrzeby przy zaspokojeniu własnych - Anna w relacji z córką. Anna w ogóle jest postacią destrukcyjną, wnoszącą niepokój i burzącą uporządkowany świat innych. Sama odrzucając wszelkie konwenanse zmusza wszystkich do zastanowienia się nad sensem życia. Niemożność przebaczenia samej sobie śmierci syna, za którą się cały czas oskarża i próba zrzucenia odpowiedzialności na innych doprowadza do tragedii. Odpowiedzialność – to słowo klucz i każdy z bohaterów o niej mówi, ale to nie tylko heroiczne poświęcenie dla innych, to także wzięcie odpowiedzialności za własne życie, za własne decyzje - Albert. Gdy postanawia porzucić życie beztroskiego singla okazuje się, że go to przerasta. I wreszcie przykład postawy życiowej pokazującej, że można być dorosłym człowiekiem, a jednocześnie kompletnie niedojrzałym emocjonalnie, zagubionym i wiecznie szukającym „swojego szczęścia”, a wszystko to kosztem najbliższych – Justyna. Na tle tej czwórki dorosłych - dwoje dzieci zostawionych samym sobie, bez wzorców, bez kontroli. Zgubiona, niepewna, pusta emocjonalnie – Lina i nad wyraz dojrzały i lekko zdziwaczały – Tomek. Obserwujemy tę szóstkę bohaterów „tu i teraz”. Żadne okoliczności zewnętrze, uwarunkowania historyczne czy nadzwyczajne zdarzenia nie mają miejsca, ot zwykłe życie klasy średniej. Jak w soczewce pokazana kondycja współczesnego społeczeństwa, powierzchownego i zagubionego, płytkiego i merkantylnego.
Beata i Krzysztof
To wszystko obserwujemy i tego doświadczamy na spektaklu „Rowerzyści" w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, na spektaklu znakomicie wyreżyserowanym przez Krzysztofa Rekowskiego, który wykorzystał walory tekstu i wspaniale poprowadził aktorów przez jego meandry. Brawo! To wielka umiejętność, to wielki dar, to talent, który nam nadzieję jeszcze rozkwitnie. Zresztą brawa należą się całemu zespołowi realizatorów: za minimalistyczną acz sugestywną scenografię i kostiumy Robertowi Wożniakowi, za doskonale budującą nastrój muzykę Sławomirowi Kupczakowi, za stonowane projekcje video Emilii Sadowskiej, za świetne kreacje aktorskie Oldze Barbarze Długońskiej, Beacie Buczek-Żarneckiej, Martynie Matoliniec, Rafałowi Kowalowi, Piotrowi Michalskiemu i Krzysztofowi Berendtowi.
Piotr i Olga
Wymieniam wszystkich jednym tchem ponieważÂ wszyscy zasługują na gratulacje, nie potrafię wymienić lepszej lub gorszej roli, każda została zbudowana i zagrana bardzo solidnie i wnikliwie, każda wzbudzała emocje i każda na długo została w mojej pamięci. Bardzo się cieszę, że byłam świadkiem tego wspaniałego wydarzenia artystycznego i zachęcam do jego obejrzenia. A wracając do poczucia zawodu, o którym pisałam na początku to przecież „tu i teraz” trwa i bywa bolesnym doświadczeniem, a sugestywność przedstawienia spowodowała, że bijąc brawo na zakończenie miałam wrażenie jakbym właśnie przejrzała się w lustrze, a w głowie złowieszczo brzmiały mi słowa Mikołaja Gogola „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”.
Małgorzata Zalewska
fot. Piotr Pędziszewski
- 05/06/2024 13:24 - Charlie zmienia się w kurczaka
- 14/05/2024 14:37 - „Iwona księżniczka Burgunda”
- 08/05/2024 12:09 - Śpiew morza
- 23/04/2024 15:30 - Niewolnice z Pipidówki
- 17/04/2024 14:01 - Ciemności kryją ziemię