Jak zawsze na zakończenie roku czas na różne podsumowania. Pozwólcie zatem i mnie dokonać mojego własnego podsumowania minionego roku. Osobiście rok 2012 zapamiętam, jako niezwykle ciężki. Były sukcesy, ale nie zabrakło i porażek.
Za największy sukces uważam organizację piłkarskich Mistrzostw Europy. Z pewnością jest to nie tylko moje zdanie. Najlepiej o tym świadczą wypowiedzi zwykłych kibiców, którzy okazywali radość i zachwycenie naszą gościnnością, a także chwalili nas za wzorową organizację. Gratulacje i pochwały płynęły z całej Europy. Chyba nigdy w historii tak dużo i tak dobrze nie mówiono o naszym kraju. Nam po tej imprezie też coś zostało. Mamy piękne stadiony, nowe hotele, przybyło wiele kilometrów dróg, a miasta wypiękniały. Tyle przyniosła nam jedna piłkarska impreza. Szkoda tylko, że choć odrobiny radości nie dała nam nasza reprezentacja…
Euro się skończyło i stan euforii nad Wisłą szybko zmienił się w awanturę o katastrofę smoleńską. To bez wątpienia było największą tegoroczną porażką. Mimo, że od tej tragedii minęły ponad 2 lata, ta sprawa wciąż dzieli Polaków. Nawet komuna nie podzieliła rodaków tak bardzo, jak politycy spierający się o to, czy miał miejsce zamach, czy był to tragiczny wypadek. Atmosferę podgrzewały kolejne ekshumacje wynikające ze złej identyfikacji ciał z powodu bałaganu panującego w Moskwie, a także nie wywiązanie się strony rosyjskiej z obietnicy zwrotu wraku prezydenckiego Tupolewa.
Upływający rok nie był też rokiem dialogu między politykami. Zarówno w parlamencie, jak i w środkach przekazu. Ze zgrozą obserwuję, jak z każdym rokiem zaostrza się język politycznej debaty. Czy w ogóle, to o czym teraz rozprawiają politycy, można nazwać debatą? Poziom agresji sięgnął zenitu, a poziom politycznej kultury dna. Wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, o tym że zamordowano 96 osób, która sugerowała odpowiedzialność za katastrofę prezydenta i premiera, czy Leszka Millera, który określił klub parlamentarny Palikota mianem naćpanej hołoty, są tego dobitnym przykładem.
Żyję na tym świecie blisko 56 lat, ale nie pamiętam takich podziałów - nie tylko politycznych, ale i rodzinnych. W stoczni w sierpniu 1980 roku negocjowaliśmy z komunistami z wzajemnym poszanowaniem. Dlatego osiągnęliśmy wielkie zwycięstwo sierpnia. Stan wojenny wyrządził nam wielką krzywdę, ale potrafiliśmy zasiąść do okrągłego stołu w poczuciu odpowiedzialności za Polskę. Pomimo ograniczonego zaufania do siebie, lecz z poszanowaniem obu stron.
Życzmy sobie nawzajem aby rok 2013 był rokiem porozumienia. Mówienie o opamiętaniu i zaprzestaniu dzielenia Polaków jest już zwykłym frazesem, ale z pewnością wszyscy byśmy na tym skorzystali. Tego więc wszystkim życzę.
Jerzy Borowczak
- 10/01/2013 18:51 - Światełko do nieba, czy lampą w oczy?
- 09/01/2013 12:37 - Latarką w półmrok: Perfumy Kwiatkowskiego
- 08/01/2013 08:14 - Okiem Borowczaka: Pomożecie?
- 04/01/2013 12:46 - Albertowicz: O garbach, fotoradarach i innych takich
- 29/12/2012 11:55 - Okiem Borowczaka: Polityczni pasterze
- 17/12/2012 17:43 - Okiem Borowczaka: Sentymenty, a prawa rynku
- 11/12/2012 12:32 - Latarką w półmrok: Siwiec na lewicy...
- 09/12/2012 14:00 - Okiem Borowczaka: 13 grudnia Jarosława
- 03/12/2012 14:50 - Okiem Borowczaka: Jeden Palikot wiosny nie czyni
- 26/11/2012 16:11 - Okiem Borowczaka: Miliardy Jarosława