Za uczciwą, rzetelnie wykonaną pracę należy się pracownikowi adekwatne wynagrodzenie. W tym wypadku bez znaczenia pozostaje czy ktoś jest zatrudniony w sektorze publicznym czy prywatnym. Podobnie jest z premiowaniem pracy, przyznawaniem nagród, one również gdy są dystrybuowane sprawiedliwie stanowią doskonałe narzędzie do odwdzięczenia się pracownikowi za jego ponadprzeciętne osiągnięcia i motywują go do dalszej wytężonej pracy.
Jednak gdy system przyznawania tego typu dodatkowych świadczeń do wynagrodzenia nie jest transparentny, jest oparty o niejasne zasady i ogólną uznaniową zasadę ich przyznawania zamiast pożytków może prowadzić do patologii i poczucia krzywdy wśród innych. O transparentność przyznawania nagród w sposób szczególny dbać powinny organy władzy publicznej najwyższych szczebli, do polityki wszak (zarówno na poziomie samorządowym jak i centralnym) nie powinni iść ludzie, których życiowym celem jest zarabianie pieniędzy. Kierowanie organami publicznymi, mimo że wiąże się z ogromną odpowiedzialnością zarówno w zakresie wydawanych decyzji jak i skali majątku, za który się odpowiada nigdy nie będzie się wiązało z wynagrodzeniami jakie w analogicznej sytuacji otrzymać można w businessie. To reguła funkcjonująca we wszystkich demokratycznych państwach. Wynika to z przeświadczenia, że służba publiczna to coś więcej niż praca, to powołanie i misja.
W powyższym kontekście interesujące są dane, które w zeszłym tygodniu ujawnił Maciej Grajewski reprezentujący Partię Republikańską. Po dokonaniu analizy wysokości nagród rocznych przyznanych zastępcom prezydenta Pawła Adamowicza za dwa ostatnie lata wynika, że nagrody za ostatni rok wzrosły o 87% ze 158840,00 zł do 297650,00 zł. Każdy z wiceprezydentów otrzymał kilkadziesiąt tysięcy złotych nagrody, również np. Piotr Grzelak odpowiedzialny za aferę parkingową czy Wiesław Bielawski, za którego sprawą dzisiaj w sercu Gdańska powstaje chyba największe centrum handlowe w całej Polsce. Innym kuriozum jest, że jeden z wiceprezydentów Andrzej Bojanowski otrzymał za 2017 rok nagrodę roczną w identycznej wysokości jak za rok 2016 tj. w wysokości 26.300,00. Rzecz w tym, że Andrzej Bojanowski w 2017 roku funkcję zastępcy prezydenta sprawował niecałe trzy miesiące po czym objął stanowiska prezesa w jednej z miejskich spółek (!!!).
Jednak to co jest w tej sprawie najbardziej uderzające i zarazem stawia cały system premiowania w urzędzie miasta pod wielkim znakiem zapytania co do uczciwości Prezydenta Adamowicza w przydzielaniu tych nagród, to fakt, że nagrody wszystkich innych urzędników wzrosły w ciągu tego samego czasu zaledwie o niecały 1 %. Niestety wynika z tego, że system motywacyjny w urzędzie miasta to granda służąca pompowaniu swoich najbliższych współpracowników.
Wynagrodzenie na najwyższym szczeblu samorządu powinno być transparentne, a osoby, które decydują się służyć powinny wiedzieć na jakich warunkach ją rozpoczynają. Prezydent Gdańska nie powinien dorabiać do w dwóch radach nadzorczych za kilkadziesiąt tysięcy rocznie, a jego zastępcy nie powinni otrzymywać nagród nawet jeśli ich pracę ocenialibyśmy jako wykonywaną bardzo dobrze, bo możliwość sprawowania przez nich tej funkcji jest nagrodą samą w sobie.
Kacper Płażyński
- 30/04/2018 19:30 - 1 maja – dzień walki o prawa obywatelskie i pracownicze
- 29/04/2018 08:39 - Sopockie co nieco: „Pić to trzeba umić?!”
- 29/04/2018 08:37 - Akapit wydawcy: Pakt dla Stogów?
- 24/04/2018 18:22 - Sopockie co nieco: Miasto dla artystów?
- 21/04/2018 10:47 - Akapit wydawcy: Fetor jałmużny
- 16/04/2018 06:53 - Sopockie co nieco: Ile powinien zarabiać prezydent?
- 11/04/2018 06:42 - Latarką w półmrok: Nagrody gdańskie
- 09/04/2018 21:55 - Sopockie co nieco: Kamienicznicy kontra mieszkańcy
- 06/04/2018 12:59 - Akapit wydawcy: POmorska garkuchnia
- 31/03/2018 14:28 - Sopockie co nieco: Egzekucja przez rewitalizację