Mają końskie zdrowie. I pojemne żołądki.
Oraz łeb na karku.
Adamowicz, Karnowski, Szczurek.
Niezastąpieni od dekad prezydenci. Z milionami złotówek zebranych w publicznej robocie.
W dni wielkanocne nie szczędzą sobie śniadań.
Jedzą, co podają.
Wlewają w siebie żurki, wcinają białą kiełbasę, smakują jajka i baby.
Uwielbiają garkuchnie dla biedoty.
Choć to nie lata 30. II RP, ani Łódź spod pióra Reymonta.
To ziemia obiecana naszych czasów.
Za jej kształtowanie sprawując urzędy władzy osobiście odpowiadają.
Łażą w garniturach, z dzieciakiem na barana, przymilni w świątecznym dezabilu.
Roznoszą resztki z pańskich stołów, publicznie stygmatyzując ofiary.
Kelnerzy niedostatku maskując hipokryzję udają filantropów.
To maskarada na użytek własny.
Będą ją dyskontować jesienią, gdy zaczną liczyć głosy.
Z nich zaś uzbierają na wikt i opierunek własny.
Marek Formela
- 21/04/2018 10:47 - Akapit wydawcy: Fetor jałmużny
- 21/04/2018 10:44 - Gdańskie podwórko: Jaka praca taka płaca?
- 16/04/2018 06:53 - Sopockie co nieco: Ile powinien zarabiać prezydent?
- 11/04/2018 06:42 - Latarką w półmrok: Nagrody gdańskie
- 09/04/2018 21:55 - Sopockie co nieco: Kamienicznicy kontra mieszkańcy
- 31/03/2018 14:28 - Sopockie co nieco: Egzekucja przez rewitalizację
- 30/03/2018 15:54 - Gdańskie podwórko: Syndrom sztokholmski czy gdański?
- 28/03/2018 19:20 - 1945: Wyparcie Niemców z Gdańska
- 25/03/2018 20:30 - Akapit wydawcy: Układ gdański - umysł śledczy
- 25/03/2018 06:17 - Sopockie co nieco: Utarte ścieżki prezydenta