Balon nadziei i oczekiwań pękł z wielkim hukiem. Co prawda mamy jeszcze całkiem spore, przynajmniej teoretycznie, szanse na awans z grupy, ale poziom narodowego optymizmu spadł diametralnie. Nic dziwnego. W piątek cała Polska ściskała kciuki za biało-czerwonych i po pierwszych 45 minutach wydawało się, że wreszcie doczekaliśmy drużyny narodowej, która będzie rozdawała karty w największych piłkarskich imprezach.
W I połowie, aż przecierałem oczy ze zdumienia, widząc, jak nasi wręcz stłamsili rywali. Grecy kompletnie nie mogli sobie poradzić z szybką i agresywną grą Polaków. Mało tego – tak słabych Greków nie widziałem od lat. To była masakra – Drewnopoulos i spółka. Niestety w drugiej połowie miałem wrażenie, że naszym ktoś odciął zasilanie… Zaiste szokująca metamorfoza. Szczęście, że udało nam się obronić remis… Gdyby ktoś w pierwszej połowie mi powiedział, że fartownie zremisujemy ten mecz, natychmiast dzwoniłbym po pogotowie.
Cóż, remis to dla nas porażka. Szanse jeszcze są, ale nie oszukujmy się - z taką grą, najwyżej rozśmieszymy Czechów i Rosjan. „Sborna” wręcz zmasakrowała naszych południowych sąsiadów, choć ci grali dużo lepiej od… Greków. Oj, będzie się działo!
Denerwuje mnie jednak wieczne tłumaczenie polskich piłkarzy. Teraz jedną z przyczyn był zsunięty dach… Nie żartujmy. Zremisowaliśmy, bo na wysokości zadania nie stanęli dwaj ludzie, na których bardzo tego dnia liczyliśmy – bramkarz i trener. Pyskaty i pewny siebie Szczęsny dostał od losu lekcję pokory. Dwa razy był przy piłce i popisowo tyleż razy się ośmieszył. W efekcie czerwona kartka, rzut karny, a wcześniej wyrównująca bramka dla Grecji. Na szczęście okazało się, że mamy bramkarza, który bez rozgrzewki i meczowej koncentracji, potrafi grać na dobrym poziomie. A mówią, że Tytoń szkodzi…
Koszmarny dzień Szczęsnego może go dużo kosztować. Jego zmiennik, który chyba nawet nie myślał o występie na Euro, już jest bohaterem meczu. Jak równie dobrze zagra z Rosją, może już na dłużej nie wpuścić bramkarza Arsenalu do reprezentacyjnej bramki. Umarł król, niech żyje król. Oby!
Najbardziej zawiódł jednak Franciszek Smuda. Zawsze pozował na twardziela, a pękł, jak gumka w starych kalesonach. Selekcjoner kompletnie się pogubił i nie pomógł drużynie. Zobaczcie, jak losy meczu udanymi zmianami odmienił trener Greków. A nasz patrzył na to wszystko i patrzył… Dlaczego nie wpuścił na boisko szybkiego jak błyskawica Grosickiego? Akurat on by mocno rozruszał niemrawych i wolnych rywali. A gdy już się w końcu zdecydował, sędzia odgwizdał koniec meczu.
Teraz przed nami konfrontacja o wszystko z Rosją. To dla nas będzie piłkarska Bitwa Warszawska. Porażka może nas kosztować utratę złudzeń. Oby więc trzeci mecz z Czechami nie był dla biało-czerwonych meczem o honor…
Jerzy Borowczak
- 24/06/2012 19:40 - Okiem Borowczak: Euro zysków, czy strat?
- 24/06/2012 19:36 - Albertowicz: To tylko piłka
- 17/06/2012 22:54 - Okiem Borowczaka: Nic się nie stało?
- 17/06/2012 22:49 - Formela: Piłka w grze - noga w portfelu
- 16/06/2012 17:01 - Albertowicz: Wiele rzeczy mnie irytuje
- 08/06/2012 07:36 - Formela: Piłka w grze
- 03/06/2012 20:17 - Okiem Borowczaka: Lechię w dobre ręce sprzedam
- 01/06/2012 13:08 - Formela: W baraku historii
- 01/06/2012 13:02 - Albertowicz: How much is the coffin?
- 28/05/2012 12:57 - Okiem Borowczaka: Piłkarskie bagienko