Gdańska lewica przygotowuje ofensywę społeczną. Powód – edukacja najmłodszych, czyli brak miejsc w gdańskich przedszkolach publicznych dla ponad tysiąca małych gdańszczan.
Jolanta Banach, jedyna reprezentująca lewicę gdańska radna jest zdania, że zbyt duże fundusze trafiają z miejskiej kasy na działania promocyjne, których efektów nikt nie sprawdza, a nie na zadania społeczne. Lewica proponuje więc „uspołecznienie” budżetu.
- Styl zarządzania miastem przypomina odwróconą piramidę. Nadmierną wagę przywiązuje się do promocji miasta kosztem na przykład zadania gminy jakim jest edukacja. W tym roku zabrakło tysiąca dwustu miejsc w przedszkolach publicznych. Co piaty potencjalny przedszkolak, którego rodzice chcieli posłać do przedszkola, pozostaje więc poza opieką proponowaną przez miasto. Przedszkola prywatne, niepubliczne nie są alternatywą, uzupełniająca ofertę edukacyjną dla najmłodszych, ale stały się jedynym wyjściem w sytuacji, gdy dziecko do przedszkola musi iść. Ceny w niepublicznych przedszkolach są o około 50 procent wyższe niż w publicznych. Niewydolny system wymusza na rodzicach posyłanie dzieci do prywatnych placówek lub rezygnują, jeśli ich na to nie stać, z pełnej aktywności zawodowej – wylicza Jolanta Banach.
Prowadzenie przedszkoli jest jednym z zadań samorządu. Na ten cel z miejskiej kasy przeznaczone jest 75 milionów złotych. W tym około 19 milinów złotych na dofinansowanie przedszkoli niepublicznych. Zatem każde z miejsc w niepublicznym przedszkolu jest dotowane przez miasto kwotą 458,54 zł. Powinno być więc teoretycznie taniej. Dostanie się do tych przedszkoli około pół tysiąca przedszkolaków. Jednak Banach proponuje przewartościowanie miejskiego budżetu. Zdaniem radnej lewicy koszt promocji miasta jest zbyt wysoki.
- Jaka jest efektywność działań promocyjnych, skoro w projektach budżetowych zakłada się zmniejszenie dochodów gminy z podatków od firm. Jak się one odbijają na wpływach do budżetu? Jakie konkretnie zyski da nam Euro 2012? Czekam na odpowiedź. Mamy do czynienia z koncentracją władz miasta na zadaniach fakultatywnych samorządu, kosztem polityki społecznej, komunikacji, edukacji. Lekką ręką przejmuje się zobowiązania po nieudolnym zarządzaniu stadionem PGE Arena obarczając wszystkich gdańszczan długami wygenerowanymi przez firmę, która stadionem zarządzała – wylicza Banach i dodaje, że ta nierównowaga w samorządowych priorytetach widoczna jest też w tworzeniu kolejnych instytucji, powielających zadania już istniejących. Przykład - Instytut Kultury Miejskiej, dofinansowany kwotą 4,3 mln złotych. Zdaniem radnej Banach zadania administrowaniem sferą kultury wypełnić może z powodzeniem Biuro prezydenta miasta ds. kultury, czy np. Gdański Archipelag Kultury, NCK czy „Żak”.
Skąd jednak wziąć pieniądze na przedszkolaków. I na to Banach ma receptę. Proponuje by zaniechać budowy kładki nad Motławą kosztem 13 mln złotych, a pieniądze te przeznaczyć na przedszkola. O budowie kładki, która umożliwi spacerowiczom szybsze przejście z Głównego Miasta na Ołowiankę dyskusja trwa od lat – bo temat jest kontrowersyjny, m.in. żeglarze zgłaszają swoje zastrzeżenia. W założeniu kosztowna kładka ma być funkcjonalna i estetyczna, przyjazna zarówno dla żeglarzy i pieszych.
- Trzynaście milionów złotych wystarczy by opieką przedszkolną objąć tysiąc dzieci, dla których zabrakło miejsca w przedszkolach – uważa Banach.
Oponenci kontestujący projekt kładki uważają, że lepiej byłoby inwestować w rewitalizację mostów Zielonego i Krowiego lub połączenia promowe. Gdyby mosty były zwodzone, możliwe stałoby się ożywienie Długiego Pobrzeża.
Kolejna kwestia to kryterium naboru do przedszkoli. Tutaj wygrywa konkubinat. W rekrutacji do przedszkoli pierwszeństwo mają rodzice samotnie wychowujący dziecko, czyli nieraz ci, którzy nie mają formalnego związku małżeńskiego.
- Jeśli dziecko wychowywane jest w związku nieformalnym, a konkubinatu państwo nie uznaje, to ma pierwszeństwo, gdyż o opiekę ubiega się samotny rodzic – zauważa Banach.
Samotne rodzicielstwo stwarza więc preferencje, ale miasto nie ma narzędzi by sprawdzać, czy rzeczywiście dziecko wychowuje samotnie np. matka lub ojciec.
Po rozstrzygnięciu kwestii opłaty stałej pobieranej przez gminy przez Trybunał Konstytucyjny i ograniczenie jej ponad dzienny, pięciogodzinny wymiar edukacyjny, brak miejsc w przedszkolach to kolejny problem z którymi borykają się gdańszczanie. Zdaniem Franciszka Potulskiego, byłego wiceministra oświaty, przyczyną kłopotów z edukacją najmłodszych jest brak infrastruktury społecznej na nowych osiedlach.
- Miasto, czy rozmaite agencje sprzedając ziemie pod zabudowę developerom jakoś zapominają o tym, co mieszkańcom ma służyć. A budujący blokowiska w pogoni za zyskiem nie dbają by na osiedlu było przedszkole, szkoła, dom społeczny. Buduje się jak najgęściej, jak najciaśniej by maksymalizować zysk. To nie sentymenty za PRL, ale popatrzmy choćby na Zaspę. Tam nikt nie zagląda ze swego okna do pokoju sąsiada, są tereny rekreacyjne, szkoły, przedszkola – wspomina Potulski.
ASG
- 28/05/2012 10:40 - Solidarność przykryła Lenina
- 27/05/2012 19:14 - Stop kładka na Motławie
- 25/05/2012 16:11 - Kolarstwo ze smakiem KaszebeRunda
- 25/05/2012 15:53 - Brzeźno ponownie kurortem? Po spotkaniu prezydenta Adamowicza z mieszkańcami Brzeźna
- 25/05/2012 13:03 - Święto Miasta Gdańska
- 24/05/2012 16:55 - Potężniejszy aromat piwa Brovarnii
- 24/05/2012 16:50 - Nowe dowody w sprawie Wałęsa kontra Wyszkowski?
- 24/05/2012 15:57 - Sukces projektu Fundacji Integralia
- 24/05/2012 08:16 - Mleczna rewia po raz piętnasty
- 24/05/2012 08:07 - II Europejski Kongres Finansowy