Notatka przedwyborcza: cień Banach, maska Górskiej, uśmiech Pomaski, telefon Rutki, sól Jaworskiego

Notatka przedwyborcza.

Spoza partyjnej kurtyny wychynęła Jolanta Banach. Nie biorąc osobiście udziału w wyborach, co dla Lewicy na Pomorzu okaże się nieprzyjemne w końcowych rachunkach, pojawiła się na banerach wyborczych jednego z kandydatów - i nie jest to wsparcie dla importowanej z Gryfic liderki listy. Z kolei ulokowany w Gdyni na pozycji drugiej poseł Marek Rutka, b. asystent Roberta Biedronia, uprzednio uczestnik rad nadzorczych spółek wodociągowych, mieszkaniowych i szpitalnych, bije rekordy aktywności w mediach publicznych, w tym Radiu Gdańsk i TVP Gdańsk, co przeczy opiniom opozycji, że nie ma do nich dostępu. M. Rutka, jako członek Rady Mediów Narodowych, do pensji posła dodatkowo ok. 7 tys. zł miesięcznie, z pewnością nie wykorzystuje swojej władzy i nie korzysta ze swojego spisu dziennikarskich telefonów. Jest po prostu interesującym, wartkim rozmówcą.

Jego socjaldemokratyczna koleżanka, Anna Górska, kandydująca do senatu z okręgu kaszubskiego, zręcznie tai swoje feministyczne poglądy, przedstawiając się na plakatach jako kandydatka paktu senackiego. A przecież jako lewicowa aktywistka, jedna z inicjatorek Trójmiejskiej Akcji Kobiet, szefowa popadłego w kłopoty stowarzyszenia "Macherki", miałaby w konserwatywnej społeczności kaszubskiej oryginalny wizerunek? A tak pakt senacki ułatwia falsyfikację demokratycznych rozstrzygnięć...

Za to po początkowym impecie wygasł zapał duetu Barbara Nowacka-Agnieszka Pomaska. Pierwsza, znana uprzednio jako socjalistka delegowana do telewizyjnej walki z... Adrianem Zandbergiem, dziś stroi srogie miny liberalne i wraz z Agnieszką Pomaską prowadziła doraźne audyty instytucji publicznych. Po kompromitacji w Lasach Piaśnickich o duecie zrobiło się ciszej, natomiast A. Pomaska, której zimny uśmiech ociepla gdańskie ulice, pofatygowała się na debatę do pracodawców, których m.in. kokietowała obietnicą obniżenia vatu na usługi branży beauty. Bardzo interesująca propozycja...

Zaginął za to, poza banerami, ślad po żywym politycznie Jacku Karnowskim. Po plajcie politycznej w telewizyjnej debacie w TVP Gdańsk z Tomaszem Rakowskim, 4 na liście PiS, prezydent Sopotu chodzi własnymi ścieżkami. W Sopocie już wszyscy wiedzą, że przegrał z kretesem wojnę, która z nieznanych publicznie pobudek wytoczył Sopockiemu Klubowi Tenisowemu. Dziwują się mieszczanie, że mógł wynająć jego obiekt swoim ziomkom za 350 zł miesięcznie, a w Bydgoszczy dziwi się prokurator, że mógł nie wykonywać wyroków sądu i nie wydawać bezprawnie klubowi dokumentów urzędowych. Ma w cv klepanie piłki tenisowej z rosyjskim ministrem A. Kozyriewem, o którym Andrzej Drzycimski pisze, iż miał tak jawne wątpliwości w sprawie wejścia Polski do NATO, że Jelcyn musiał go w obecności Wałęsy przywoływać do porządku.

Taki Karnowski w sejmie nieźle posoli polską demokrację, tak jak Andrzej Jaworski, nr 6 na liście PiS, posolił w gdańskim kociołku. Piszemy od lat na łamach "Gazety Gdańskiej", że wielbienie przez władze miasta epizodu Wolnego Miasta Gdańska to policzek dla Polaków, którzy, jak ówczesna "Gazeta Gdańska", jak Gedania, jak dwaj polscy posłowie do senatu, jak poczta, stanowili o utrzymaniu substancji polskiej pod rządami NSDAP. Kres tej teflonowej ciszy położył A. Jaworski domagając się ronda im. Erwiny Barzychowskiej, ofiary bandyckiego ataku Niemców na Pocztę Polską i przekroczenia granicy państwa polskiego, zamiast ronda żołnierza dywizji Waffen SS "Frundsberg" Guenthera Grassa. Ruiny Gedanii i kult Grassa to polityczna twarz gdańskiej władzy. Tę zaś można będzie zmienić wiosną...

GG