Ponieważ krucjata przeciw złym i bezmyślnym „kibolom” dalej w naszym kraju działa, przychodzi pewna myśl. Wiadomym jest, że polskimi stadionami zawładnęła okrutna banda, przez co żaden normalny kibic na mecz nie pójdzie ze strachu przed śmiercią, pobiciem, gwałtem i wszystkimi praktycznie przestępstwami, poza może potrąceniem przez samochód. Skoro na stadionach w naszym kraju w każdej kolejce pojawia się kilkadziesiąt tysięcy „kiboli”, to gdzie są wtedy kibice?
Zacznijmy od tego, kim jest kibic. Ten prawdziwy, który nie jest „kibolem”. Trudno stwierdzić, gdyż na stadionie piłkarskim nie ma szans go spotkać. Idźmy więc pod skocznię narciarską. Może tam słynni na cały świat kibice pokażą się z dobrej strony. Dopingują wszystkich skoczków dość żarliwie. Nie ma „Jazda z kur…”, tylko wspaniały dźwięk trąbek, po ostatnim mundialu nazwanych „wuwuzelami”. Jednak w Zakopanem w weekend, w którym rozgrywane są zawody, spożycie alkoholu jest największe w całym roku. Mocno chwiejący się ludzie często wchodzą między sobą w zatargi. Czy można je nazwać ustawkami? Pewnie nie, ale chyba lepiej gdy zainteresowani jadą za miasto, niż mieli by się tłuc na głównym deptaku…
Słynni na świeci są też kibice siatkówki (według polskich mediów najlepsi na globie). Tam rzeczywiście jest miła atmosfera. Całe rodziny przychodzą, siadają, biorą „wuwuzelę” i trąbią. Niestety nie znają do końca zasad siatkówki, ale to nie problem. Najważniejsze, że nie trzeba stać, nikt nie zasłania. Dwaj przemili panowie prowadzą doping grając na organkach, a dzięki nagłośnieniu są doskonale słyszalni. Meksykańska fala płynie i płynie…
Być może na meczu reprezentacji Polski w piłce nożnej będzie lepiej? Poza Poznaniem oczywiście, bo tam parszywi „kibole” plują na całe rodziny. Rzeczywiście poza „jebać PZPN” nie ma żadnych chamskich przyśpiewek, a kibice spokojnie siedzą na swoich miejscach. W sporej części są to pracownicy różnego rodzaju firm, sponsorów naszej kadry. Po długiej i „męczącej” podróży może lepiej żeby nie stali… Podczas mistrzostw świata w Niemczech tzw. „Janusze”, czyli kibice reprezentacji, Małysza i siatkówki, czekając na pierwszy gwizdek na trybunach popijali sobie piwko. Bywały takie sytuacje, że po kilkunastu piwkach, taki klient siadał na swoim krzesełku, zasypiał i budził się dopiero po meczu, zabierając z sobą wieżyczkę pustych kubków.
Wychodzi więc na to, że prawdziwy kibic to osoba nie mająca specjalnego pojęcia o dyscyplinie na którą chodzi, nie przeklina zbyt często, dużo pije, czasem zasypia i nie dopinguje, chyba, że pan z organkami coś zaintonuje. Źli „kibole” mają zatem sporą konkurencję i już niedługo lansowany przykład dobrego kibica będzie przeważał. Chcemy brać przykład z Anglii, gdzie wszyscy grzecznie siedzą i nie śpiewają brzydkich piosenek takich jak „Fuck the Jews, oh fuck the Jews”, czy „Adebayor, Adebayor, your father was an elephant, your moher was a whore” (pierwsza o Tottenhamie Londyn, druga o byłym piłkarzu Man City).
Kto jest lepszy? Kibice, czy „kibole”. Taką oceną trzeba zostawić już Czytelnikom. Oba te typy mają swoje wady i zalety. Czekamy na konstruktywną dyskusję w komentarzach.
Filip Albertowicz
- 26/03/2011 11:22 - Lindner: Granat w szambie
- 24/03/2011 19:42 - Zdrowie w sklepie - konstytucja w koszu
- 22/03/2011 17:56 - O pijanych sportowcach
- 21/03/2011 10:24 - Czy jest z nami lekarz?
- 20/03/2011 17:23 - Nowy Port, Euro 2012, nierozwiązane problemy i deklaracje - Echa debaty w Nowym Porcie.
- 13/03/2011 15:04 - Sztuka wyboru
- 10/03/2011 22:27 - Jacek Pauli: Nowy klip dla Gdańska
- 08/03/2011 14:40 - Czy nie mamy za dużego?
- 05/03/2011 12:07 - Bogaty kraj
- 04/03/2011 08:24 - O wstrętnych cyklistach