Cisza. Liście kładą się gęsto złotem na ulicach, chodnikach, na grobach, słońce mocno grzeje. Kiedyś już o tej porze zimna słotna zawierucha i błotna breja przeszkadzały odwiedzić swoich zmarłych. Zmiana klimatu? Coś w tym jest. Mimo to brnęło się. W tamtych czasach pierwszy śnieg spadał często już w połowie października, zaraz po babim lecie i złotej polskiej jesieni. W późniejszych latach sypał już koło Zaduszek, a w ostatnich dziesięcioleciach uroczyście, dopiero na 11 Listopada, choć i tak zaraz topniał.
Pamiętam Ojca, jak z zaczerwienionymi od chłodu policzkami i łzawiącymi oczami biegł z torbą pełną zniczy od grobu do grobu; w tamtej alejce, z tamtej strony, idziesz aleją „U” i piąta odnoga w lewo… Nie, szósta, koło tego trójkątnego pomnika. Masz zapałki? A, dali w prezencie jak zwykle ci od chryzantem, trzeba będzie im oddać resztę pudełka…
Dziadkowie leżą od pięćdziesięciu pięciu lat pod murem. Tam jeszcze wcześniej Ojciec ze stryjami kupili we trzech trzy działki. Żeby starczyło dla wszystkich. No i starczyło, jak na razie. Jeden stryjek leży teraz z rodzicami, zawsze robił dowcipy, najchętniej Litwinom ze świniakami w walizkach, chrząkał, jak Niemcy wpadli na kontrolę do pociągu podwileńskiego. 20 lat temu dołożył swoją żonę, potem poszedł za nią, jako ostatni z tego pokolenia. Drugi stryj z pierwszą żoną leży naprzeciwko; wreszcie się pogodzili. Jeszcze długo widywałam drugą żonę, jak zapalała dwa znicze i kładła im kwiatki. Pierwszy w tym grobie pochowany był stareńki, dziewiętnastowieczny pan Jan, brat Babci. A gdzie babka Anna, moja prababka, też dziewiętnastowieczna, co w ukryciu paliła papierosy jak miała piętnaście lat? Pani Baba, nazywały ją dzieci z poprzedniego pokolenia, moje młode kiedyś ciotki. Pochowała córkę, moją prawdziwą babcię, lat 24 chorą na suchoty na początku I wojny w Moskwie, na „inostranskim kładbiszczu”, wśród Polaków; pozostawiła dorosłego syna w Kijowie, bo wojsko sowieckie się o niego upomniało. I jeszcze dwie córki też tam zostały. Jedna pięknie grała na fortepianie i z tego jakoś żyła, drugiej w czasie II wojny Sowieci zabrali syna do łagru i oszalała z rozpaczy, ale pani Baba, bezradna, była już wtedy dawno w Warszawie. Został jej tylko Władzio, razem z moim Ojcem dziewięcioletnim wrócili po Traktacie Ryskim.
W drugim końcu cmentarza ogromny grób, tam pani Baba leży, obok tabliczka pamięci jej męża, dziada Kazimierza, który w 1920 zmarł w Charkowie czy gdzieś na trasie powrotu; kiedy cerowała skarpetki (przy świecach), szukał supełka i pruł, bo go gniotło. Razem z nimi leży ich syn Władzio, który parę lat po wysiedleniu z Wilna, już w PRL, zmarł nagle na serce. Siedział u nas kiedyś na pamiętnej choince, pod którą leżało dla mnie więcej prezentów niż dla wszystkich pozostałych, było dużo osób z Wilna – parę sąsiadek i ocalałych przyjaciół. Jeszcze żył pan Jan. Była wtedy i rodzina mojej Mamy ze Lwowa, też liczna, wszystkim udało się uciec, prawie wszyscy przeżyli. Zsunięto stoły, ławy, szafki nocne, pomocniki, nakryte uratowanym w ucieczce obrusem, wszyscy brali się pod ręce, i Władzio intonował „O, my-się, my-się, kochamy się!” A inni zawodzili wraz z nim, nie wiadomo, śpiew to był czy łkanie. I w nim, w tym samym grobie, piękna jak Bardotka córka Władzia, która wtedy na Wigilii, opowiedziała mi bajkę. Była już duża, miała 15 lat i włosy jej sięgały do pupy. Pamiętała Wilno.
Bliżej, w samym środku cmentarza, Mama. Ale pierwszy był tu brat Dziadka ze Lwowa, Kazimierz, co zmarł w 1920 na hiszpankę. Po nim ich matka, zmarła tuż przed II wojną. A potem już poleciało: młodszy brat Mamy, jego żona, już w tych czasach. Daleko w bok rodzina męża, babcia prawie stuletnia i dziadek, co zmarł z rozpaczy w 1954 roku, kiedy było już jasne, że nie wrócą ani na Mińszczyznę, ani choćby do Wilna.
W Pyrach – do Pyr już drugiego dnia, bo nie da rady. Cała rodzina pyrska, młodzi z „Obroży” AK.
Ale ale! Z Ojcem jeszcze zawsze wyprawa na Powązki Wojskowe, na Cmentarz Powstańczy, choć dokładał starań, by tam co roku być i na 1 Sierpnia. Zaglądał tam też w listopadzie, żeby mi pokazać grób 19-letniego Janka, syna pana Jana, Janek zginął w powstaniu, i kolegów, którzy też zginęli.
Zniczy tyle płonie, że Ojciec z czasem chodził tam wszędzie ze mną dwa dni wcześniej lub dwa dni później niż święto. Nie mógł oddychać od tego aromatycznego dymu.
Kto się w tym wszystkim rozezna? Kto to wszystko jeszcze pamięta?
My, których oni kochali.
Teresa Bochwic
- 09/11/2023 17:49 - Nieważne, czy wybierzesz prawego czy lewego
- 08/11/2023 11:25 - Tańczcie, Francuzi
- 06/11/2023 19:51 - Latarką w półmrok: Podatkowy trik Tuska - czy będą wrzeszczeć "J.... PO"?
- 03/11/2023 15:24 - Dzięki tzw. prawu europejskiemu Tusk będzie mógł rządzić przy użyciu „żelaznej miotły”
- 02/11/2023 17:19 - Akapit wydawcy: To idzie miłość...
- 29/10/2023 12:57 - Posterunek Straszyn: Bieńkowska prawdę ci powie
- 26/10/2023 16:15 - Akapit wydawcy: Gubernia Polska
- 24/10/2023 08:06 - Złapał Kozak Tatarzyna, czyli Trzecia Droga i Lewica w pułapce koalicyjnego układu
- 20/10/2023 15:36 - Chcieli Europy, wybrali polski los
- 19/10/2023 18:08 - Latarką w półmrok: Tusk szatniarzem u Obajtka?