Pozwolę sobie nie zgodzić się z rzecznikiem PiS, Rafałem Bochenkiem, który stwierdził, iż „komiczne przedsięwzięcie Donalda Tuska i Michała Kołodziejczaka (misja Kołodziejczaka w UE – p. AJ) nie tylko nie pomogło, ale zapewne zaszkodziło”.
Misja pana Kołodziejczaka bardzo pomogła. Udowodniła, że Donald Tusk nic już na europejskich salonach nie znaczy i nawet nie potrafił załatwić spotkania z prominentnymi politykami UE, takimi jak przewodniczące KE czy Parlamentu Europejskiego, o wywieraniu wpływu na decyzje KE nawet nie wspominając.
Różne pozytywne przecieki z Brukseli, że już właściwie sprawa embarga na zboże z Ukrainy jest przesądzona i zostanie ono przedłużone okazały się jedynie pobożnymi życzeniami tych, na którym to zależało (komisarz Wojciechowski i politycy rządzącej koalicji) i być może zmiękczaniem twardej postawy polskiego rządu, który na szczęście, pomny swoich doświadczeń związanych ze składaniem różnego rodzaju deklaracji i obietnic przez eurokratów do końca prezentował twarde stanowisko i wprowadził krajowe embargo, nie drżąc przed reakcją Brukseli.
Dlaczego Ursula von der Leyen postawiła interesy oligarchicznych korporacji rolniczych z Ukrainy (specjalnie nie używam określenia „ukraińskich korporacji”, bowiem większość areałów tego kraju należy do firm zarejestrowanych na Zachodzie i zapewne tam trafiają zyski z eksportu zboża uprawianego na ukraińskiej ziemi) ponad interesami krajów członkowskich na razie pozostaje pytaniem otwartym, ale nie oznacza to, że kiedyś nie uzyskamy na nie odpowiedzi. Na razie jest to w fazie różnych, nie zawsze przyjemnych dla przewodniczącej KE spekulacji, wiec wróćmy na nasze podwórko.
Scenariusz political fiction, czyli Tusk dzwoni do von der Leyen
Poważny polityk opozycji, jeżeli chce udowodnić, że jest bardziej skuteczny niż rząd jego kraju i potrafi załatwić w Unii to, czego nie jest zdolny uzyskać premier i ministrowie, że o komisarzu d.s. rolnictwa z Polski nie wspomnę, wysyłając do Brukseli świeżo pozyskanego dla partii samozwańczego wiejskiego przywódcę musi mieć przekonanie, że misja ta zakończy sukcesem i nawet jeśli udział Michała Kołodziejczaka w tym osiągnięciu będzie żaden, to splendor spłynie na obu panów. A więc musi uzyskać pewność, że decyzja KE będzie korzystna dla Polski. Nie opiera się zatem na wspomnianych przeze mnie pogłoskach i kuluarowych przeciekach, tylko po prostu dzwoni do przewodniczącej KE, swojej koleżanki z EPL.
Rozmowa ta mogłaby tak wyglądać:
- Witaj Ursulo, chciałem się dowiedzieć, jaka będzie Twoja decyzja w sprawie ukraińskiego zboża.
- Witaj, my friend, strasznie mnie cisną z różnych stron, muszę to wszystko rozważyć.
- Ale ku czemu się skłaniasz? Bo wiesz, chciałbym wysłać do Ciebie naszego nowego sojusznika, który ma dla nas odbić wieś z rąk PiS i dobrze by było, gdybyśmy mogli po jego rozmowach w Brukseli oznajmić polskiej opinii publicznej, że zamiast nieudolnego pisowskiego rządu to my uzyskaliśmy Twoją przychylność i zgodę na przedłużenie embarga. Bardzo mi na tym zależy, a i Tobie chyba też, bo jak mówiłaś na naszym kongresie, chciałabyś mnie wkrótce spotkać w roli premiera Polski.
- Chyba przedłużymy, więc niech przyjeżdża, ale właśnie mam bardzo napięty grafik, wiesz, orędzie o stanie UE, wiec pewnie nie będę miała czasu, by go przyjąć, ale jak się gdzieś w kuluarach zderzymy, to może sobie zrobić ze mną zdjęcie, wiesz przecież że jedno zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów.
„Bezkompromisowa” walka Kołodziejczaka
Oczywiście jest to wymyślone przeze mnie od początku do końca, ale logika i polityczne doświadczenie nie pozwala mi uwierzyć, że bez wiarygodnego sygnału z UE Tusk wysłałby Kołodziejczaka na tę, jak się okazało, samobójczą politycznie misję. A nawet gdyby przyszło mu do głowy, żeby Kołodziejczak pojechał do tej Brukseli, pokazał się jako silny głos polskie wsi, trybun ludowy walczący o interesy polskiego rolnika, to dałby ciche przyzwolenie, a nie stawał w jego towarzystwie na tle pola kapusty i oznajmiał, że wspólnie przygotowują jego wizytę w siedzibie PE oraz że:
„będziemy chcieli, i Michał Kołodziejczak bierze na siebie poważne zadanie, żeby znaleźć porozumienie w UE, by pomogła nam chronić polskie rolnictwo przed sytuacją związaną w wojną. (...) Na szczęście dla polskich rolników jest ktoś, kto potrafi bezkompromisowo o to walczyć. Liczę na to, że pan Michał Kołodziejczak będzie dużo skuteczniejszy niż cała PiS-owska machina do tego powołana”.
A nawiasem mówiąc, dlaczego tłem tej konferencji prasowej przed wyjazdem Kołodziejczaka nie były falujące łany zbóż, tylko kapusta? Rozumiem, że pan Kołodziejczak zboża nie uprawia, ale życzliwy sąsiad zapewne użyczyłby płachetka swojego pola z tą rośliną. Efekt byłby znacznie silniejszy.
Michał Kołodziejczak swoją zagraniczną wizytę relacjonował skrupulatnie w mediach społecznościowych, zamieszczając także zdjęcia ze spotkanymi na korytarzu von der Leyen i Metsolą, którym wręczył chleby, a pod zdjęciem z szefem komisji rolnictwa w PE napisał, że udało się go przekonać, iż przepisy ograniczające przywóz zbóż z Ukrainy powinny być przedłużone do momentu podjęcia „strategicznych rozwiązań”.
A na koniec napisał:
„Robert Telus może odetchnąć, jestem już w drodze na lotnisko. Zadanie wykonane”.
Sadzę, że minister rolnictwa, Robert Telus odetchnął dopiero z ulgą, kiedy zostało podpisane rozporządzenie o przedłużeniu przez polski rząd embarga na eksport ukraińskiego zboża, bo słowo dane polskiej wsi zostało dotrzymane.
Jest mi po prostu po ludzku żal pana Kołodziejczaka, który dał się wpuścić w maliny, oprowadzany przez europosła Halickiego po korytarzach Parlamentu Europejskiego jak wujek z prowincji, któremu siostrzeniec pokazuje z dumą, jaki jest ważny i gdzie pracuje.
A jeżeli jest tak, jak podejrzewam, że Tusk dał się wpuścić w maliny, wierząc w zapewnienia, że embargo zostanie przedłużone i wysyłając w świetle jupiterów i pod okiem telewizyjnych obiektywów Kołodziejczaka na tę straceńczą misję, to nie jest mi go żal. To dowód na to, że w tych brukselskich rozdaniach nie tylko nic nie znaczy, ale nawet nie potrafi uzyskać wiarygodnych informacji, jakie decyzje chcą podejmować jego dawni koledzy i przyjaciele.
Aleksandra Jakubowska
- 04/10/2023 20:02 - Akapit wydawcy: Na granicy zdrady...
- 02/10/2023 07:24 - Posterunek Straszyn: Własną pracę własnymi potargać rękoma
- 26/09/2023 19:24 - Parę dni w Berlinie latem A.D. 2023
- 23/09/2023 12:29 - Posterunek Straszyn: Kołodziejczak i jego nowy szef, czyli błazen i król hejtu
- 21/09/2023 16:07 - Akapit wydawcy: "Gruszki" Karnowskiego
- 15/09/2023 16:15 - Posterunek Straszyn: Unijne kadzenie brukselskich elitek
- 14/09/2023 18:01 - Akapit wydawcy: Bigos Tuska za 168 tys. zł
- 11/09/2023 07:34 - Akapit wydawcy: Kaczyński Tuska ostrzegał... " reforma jest popaprana"
- 08/09/2023 16:06 - Latarką w półmrok: Grafik "tłustego misia" - co miesiąc 32 700 euro
- 08/09/2023 16:01 - Posterunek Straszyn: Ani krzty zdrowego rozsądku, ani krzty honoru, ani krztyny wstydu