z Leszkiem Millerem, przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej, premierem w latach 2001-04 rozmawia Artur S. Górski
- Strajkujący w 1980 roku robotnicy domagali się godnej pracy, niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, przestrzegania zagwarantowanych w Konstytucji PRL wolności obywatelskich i podjęcia realnych działań dla wyprowadzenia kraju z kryzysu. Czy dzisiaj lewica społeczna może być depozytariuszem Porozumień sierpniowych i tamtego proletariackiego protestu?
Leszek Miller: Nawet gdzieś zawieszone było hasło „Socjalizm – Tak, wypaczenia – Nie”. To był przede wszystkim protest przeciwko ówczesnej władzy, która nie realizowała celów społecznych, które miała wypisane na swoich sztandarach. W pierwszym okresie protestu było bardzo dużo postulatów socjalnych i spraw społecznych. Polityka jednak stopniowo i coraz żywiej wchodziła w ów protest.
- Czy wówczas prowadzony dialog, w innych warunkach ekonomicznych, geopolitycznych, może być wzorcem na dzisiejszą sytuację? Związki zawodowe przed rokiem zostały zmuszone arogancją władzy do opuszczenia Komisji Trójstronnej, a dialog, który jest wprost wpisany do Konstytucji RP zamarł. Potrafimy jeszcze rozmawiać jak Polak z Polakiem?
Leszek Miller: Są dobre przykłady rozmów w sytuacji kryzysowej jak Porozumienia sierpniowe oraz później Okrągły Stół, który jest przykładem osiągniętego porozumienia ludzi z różnych brzegów politycznej rzeki. Jest więc to możliwe, ale jak obserwuję dzisiejszy dialog społeczny oraz ten między opozycją a władzą odnoszę wrażenie, że te bieguny są mocniej od siebie oddalone niż w 1989 roku.
- Czy jest możliwe zatem porozumienie w konkretnej kwestii, choćby pakt dla godnej pracy, czyli godziwej zapłaty za wykonaną pracę?
Leszek Miller: Oczywiście, ale trzeba przekonać oponentów, że płaca jest bodźcem prorozwojowym. Jednym z naszych eseldowskich postulatów jest ten o płacy minimalnej. Otóż powinna ona wynosić połowę przeciętnego wynagrodzenia. Nowy nasz postulat to określenie minimalnej płacy godzinowej. Wielu zmuszonych do pracy na czarno lub na umowach śmieciowych dostaje stawkę godzinową na tak mizernym poziomie jak 3-5 złotych. Dyskusja o wysokości minimalnego wynagrodzenia w odniesieniu do przeciętnego wynagrodzenia oraz wprowadzeniu minimalnej stawki godzinowej musi się toczyć i w końcu doprowadzić do godziwego rozwiązania. Jest jednak przed tym wielki opór ze strony rządu oraz części pracodawców, którzy uważają, że w ten sposób podwyższa się koszty pracy. Ja nie podzielam tego poglądu. Proporcje między średnim wynagrodzeniem, a płacą minimalną są niekorzystnie zachwiane.
- Profesor Stephane Portet, współpracujący ze związkami zawodowymi, przypomniał ostatnio na spotkaniu w Gdańsku, że wynagrodzenie nie jest tylko kosztem, ale generuje konsumpcję, a niskie płace są barierą rozwoju. Wydajność polskiego pracownika to 74 proc. średniej europejskiej, ale polskie płace netto to tylko 32 proc. poziomu europejskiego. Udział wynagrodzeń w PKB daje nami miejsce w ogonie Europy. Nawet wśród krajów, które głęboko przeżywają kryzys, sytuacja wygląda lepiej…
Leszek Miller: Tak. Podzielam pogląd, że płaca ma walor prorozwojowy napędzania gospodarki. Tak jest w Europie Zachodniej. Poza tym każda podwyżka płacy, również tej minimalnej, powoduje wzrost popytu, gdyż ludzie natychmiast konsumują ją na rynku, kupując artykuły pierwszej potrzeby, a to uruchamia popyt. To jest właściwa droga. Podniesienie płacy w Polsce jest konieczne.
– Dziś pracownik jest kosztem ograniczającym zyski. Czy nie zastanawia pana zjawisko degradacji pracy i smutny fakt, że Polacy godzą się na niskie płace, zamiast protestować, jak choćby w 1980 roku?
Leszek Miller: Ależ widok ludzi za bramą, bez pracy, jest znacznie groźniejszy niż widok autorytarnej władzy. W czasach protestów, o których rozmawiamy, była autorytarna władza, ale nie było rzesz ludzi za bramą. Strach przed utratą pracy, przed utratą możliwości utrzymania rodziny nawet na minimalnym poziomie, jest tak paraliżujący, że ludzie są gotowi na wszelkie ustępstwa.
- W Sali BHP 26 sierpnia siedzieli obok siebie Jarosław Kaczyński, lider partii uznawanej za prawicową, czyli PiS i Piotr Duda, lider związku zawodowego. Czy ten darwinizm społeczny, podział na beneficjentów systemu i resztę, która zyskała mniej, powoduje, że klasyczny podział na lewicę i prawicę ma jeszcze uzasadnienie?
Leszek Miller: Mimo wszystko ma. Związki zawodowe w pierwszym odruchu mogą być uznawane za lewicowe, ale są też silne prawicowe związki zawodowe. Na zachodzie Europy jest tak samo. To co jest w Polsce niebezpieczne to narastający bardzo szybko podział społeczny powodowany dysproporcją w poziomie życia i dochodów. Mamy jeden z najwyższych wskaźników tych dysproporcji w Europie. Przybywa majątków ludzi bardzo bogatych i też przybywa tych, którzy żyją na wysokiej stopie, ale jeszcze szybciej przybywa ludzi biednych. Narasta poczucie niesprawiedliwego państwa, a poczucie niesprawiedliwego państwa powoduje, że ludzie stają się wrogami własnego państwa. Brak identyfikacji z własnym państwem jest niebezpieczny.
- 01/09/2014 19:17 - Miejska inauguracja roku szkolnego w Technikum Łączności
- 01/09/2014 10:57 - Przyjdzie Polska sprawiedliwa. "Solidarność" nie zwinęła sztandarów
- 01/09/2014 10:48 - Gdynia pamięta i wyróżnia prawdziwych bohaterów Sierpnia - zwykłych robotników
- 28/08/2014 20:27 - Sesja Rady Miasta: Nie dla kasyna, tak dla Hali Plażowej w Brzeźnie
- 28/08/2014 18:54 - Jubileusz 45-lecia AWFiS Gdańsk
- 28/08/2014 18:28 - Bursztyn ponad podziałami
- 28/08/2014 18:15 - Budowa nowego skrzyżowania na Al. Grunwaldzkiej w Oliwie
- 28/08/2014 18:07 - Prezydencki czas dla radnych
- 27/08/2014 18:56 - Jarosław Kaczyński: „Solidarność” jako fenomen
- 27/08/2014 18:05 - Powakacyjna sesja Rady Miasta Gdańska