Koszykarze Trefla Sopot bardzo szybko zakończyli udział w pucharze EuroChallange. Po bardzo słabym, miejscami nudnawym spotkaniu, sopocianie ulegli Dexii Mons Hainaut 55:73. Belgowie od pierwszej sekundy narzucili swój styl gry, a Trefl niestety nie potrafił znaleźć na to recepty. Po meczu, który był nie tylko klapą sportową, ale po trochu również organizacyjną, sopocianie zakończyli swój udział w europejskich pucharach.
Trefl Sopot - Dexia Mons Hainaut 55:73 (12:28, 19:21, 16:10, 8:14)
Trefl: Dylewicz 13, Waczyński 13, Gustas 10, Kinnard 7, Hlebowicki 6, Stefański 3, Ceranić 3, Beal, Kikowski.
Dexia: Hatten 17, Lewis 13, Taylor 12, McCauley 12, van Passen 7, Cage 7, Foster 5, Libert, Gianciaterino, Gorgemans.
Przed rozpoczęciem rywalizacji wydawało się, że to sopocianie są faworytem, gdyż tydzień temu przegrali w Belgii trzema punktami (71:74). Na początku spotkania prowadził Trefl (6:5),głównie dzięki Giedriusowi Gustawowi. Niestety po chwili to Belgowie narzucili swój styl gry. Zawodnicy trenera Arika Shiveka rzucili 17 punktów z rzędu. Peter van Passen zdobył 7 oczek w pierwszej kwarcie i co rusz upokarzał pojedynkami 1 na 1 Dragana Ceranicia. Gracze Trefla bardzo słabo spisywali się zwłaszcza w obronie. Mieli problemy ze zbiórkami, poza tym mieli skandalicznie słabą skuteczność. Po pierwszej kwarcie, Dexia Mons prowadziła 28:12.
Druga kwarta to wyrównana walka z obu stron. Niestety sopocianie nie potrafili zniwelować przewagi Belgów, która wynosiła ok. 16-18 punktów. Grę Treflowi próbował napędzać Gustas, próbował mu pomagać Lawrence Kinnard. Jednak gracze z Belgii szybko potrafili odpowiadać na zagrania podopiecznych trenera Muiznieksa. Po efektownym wsadzie Ronella Lewisa, przewaga Dexii doszła do 21 punktów - 43:22. Gospodarzom brakowało zawodnika, który potrafiłby ich zmotywować, popędzić do przodu. Brakowało lidera, którym powinien byc Filip Dylewicz, jednak on swoje pierwsze punkty zdobył dopiero w 16 minucie meczu.
W ostatniej odsłonie, Belgowie kontrolowali wynik. Sopocianie byli bardzo nieskuteczni - 21/60 z gry. Gołym okiem można było odnieść wrażenie, że koszykarzom Trefla brakuje ogrania w supernowoczesnej Ergo Arenie. Ostatecznie Trefl przegrał 55:73, nie zostawiając po sobie dobrego wrażenia.
Po meczu powiedzieli:
Arik Shivek, terner Dexii Mons-Hainaut: Oba mecze z Treflem zaczęliśmy w podobnym stylu, jednak tutaj wyszło nam to lepiej. Kontrolowaliśmy tablice, nie pozwalaliśmy im zbierać w ataku. Mieliśmy doskonałą pierwszą połowę, w której w szybkoch atakach zdobywaliśmy sporo punktów. W drugiej połowie troszkę się cofnęliśmy, ale jak tylko oni zaczęli odrabiać, to przyśpieszaliśmy.
Karlis Muiznieks (wyraźnie podłamany): Na początku chciałbym pogratulować rywalom świetnego meczu i awansu. Jesteśmy jeszcze młodą drużyną i moi zawodnicy podeszli chyba do meczu ze zbyt dużym zdenerwowaniem, przez co popełniali sporo błędów w ataku i obronie. Nie rozumiem dlaczego grali tak słabo, gdyż na treningach u sparingach byli dużo lepsi. W drugiej połowie postanowiliśmy odrabiać rzutami za trzy, ale nic nie wchodziło, pomimo czystych pozycji.
Marcin Stefański (także podłamany): Mieliśmy trzy główne problemy w tym meczu. Po pierwsze jak się daje rywalowi rzucić 49 punktów w pierwszej połowie, to nie można myśleć o wygranej. Po drugie mieliśmy za dużo strat, a po trzecie nie trafialiśmy rzutów wolnych. Trenowaliśmy na tej hali ponad tydzień, ale kto wie, może jakbyśmy zagrali jakiś turniej, bardziej byśmy ją poznali. (niestety klub pożałował pieniądzy na granie w Ergo Arenie, choć były zaplanowane tam sparingi min z Polpharma - przyp. red.)
Kilka słów należy powiedzieć o organizacji meczu. Niestety włodarze sopockiej drużyny nie stanęli na wysokości zadania. Jedna kasa otwarta pod halą to zdecydowanie za mało, co spowodowało, że po 19:00 wpuszczano już za darmo, ale jednak sporo osób odeszło z kwitkiem. Poza tym zupełnie niepotrzebnie zatrudniono drugiego spikera, który miał „rozruszać tłum”, a tylko irytował widzów. Wchodził w paradę, jak zawsze świetnemu, klubowi kibica, który był przez niego po prostu przekrzykiwany. Hala mogąca pomieścić ponad 11 tysięcy widzów, dziś miała otwarte tylko dolne piętro (na ok. 3500 osób), co wydaje się być odpowiednią ilością na mecze ligowe. Jednak jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się od osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo hali, na kolejne mecze ilość miejsc ma być zmniejszona do ok. 2000, co pozwoli zaoszczędzić pieniądze na ochronie.
Sopocianom, którzy pierwszy raz grali mecz na Ergo Arenie, nie udalo się awansować do dalszych faz rozgrywek. Nie pokazali się z najlepszej strony, przez co niestety zrazili do siebie kibiców, którzy oglądali ich pierwszy raz. W sobotnim meczu z Koszalinem muszą pokazać się z jak najlepszej strony i wygrać mecz wysoko. Poza tym druga kasjerka byłaby dobrym pomysłem…
F.A.
Inne artykuły związane z:
- 11/10/2010 16:38 - Trefl się zrehabilitował
- 11/10/2010 16:17 - Bałtyk samodzielnie wiceliderem
- 11/10/2010 15:53 - Beniaminek upokorzył mistrza
- 09/10/2010 19:51 - Sypnęło niespodziankami
- 09/10/2010 09:13 - Pożegnanie z Bydgoszczą
- 05/10/2010 10:16 - O 4 punkty bliżej ekstraligi
- 04/10/2010 09:25 - Powrót do koszykówki w Gdyni
- 04/10/2010 09:08 - Lechia powalczy z ŁKS
- 04/10/2010 09:03 - Bałtyk nie zdobył Częstochowy
- 03/10/2010 08:40 - Lechia po 49 latach wygrała w Warszawie!