Na początek cytat. „Od paru lat nasz pan prezydent skostniał, nie ma świeżych pomysłów i niczym nie jest w stanie nas już zaskoczyć. Stare pomysły i utarte ścieżki. Nie jest w stanie przedstawić nowego pomysłu i miasto staje się (…) szklanym skansenem. A to bardzo ciężki zarzut.”
Jak myślicie, to o prezydencie Sopotu, Gdańska, Gdyni, a może o kimś zupełnie innym? Zagadkę rozwiążę na koniec tego felietonu. Tymczasem zastanówmy się – w kontekście nieuchronnie zbliżających się wyborów samorządowych, czy w moim ukochanym Sopocie lepszy jest pomysł na miasto obecnego prezydenta, czy też należy szukać nowych, odmiennych rozwiązań i nowego otwarcia? Im bliżej do wyborów, tym częściej słyszę: „nie zgadzam się z kierunkiem, w jakim rozwinęło się (?) miasto w ostatnich latach, nie jestem też jakimś wielkim fanem aktualnego sopockiego prezydenta, ani tym bardziej jego politycznych metod czy formuły „divide et impera”, której nieodmiennie hołduje od lat, ale przecież nie mamy innego wyjścia. Kiedy pytam dlaczego, odpowiadają najczęściej: „bo on trzyma wszystkie nitki zarządzania, wie „co, jak i komu”, a poza tym rządzi tak długo, że nie czas dziś na jakieś eksperymenty. A ja dokładnie z tych samych powodów uważam – podobnie jak w początkowym cytacie – że powtarzanie tych samych pomysłów jest dla dzisiejszego Sopotu w dłuższej perspektywie zdecydowanie szkodliwe i tylko niebezpiecznie pogłębi dotychczasowe tendencje. Kilka przykładów: przeforsowana ostatnio decyzja o sprzedaży terenu zielonego wokół strategicznego dla uzdrowiska Zdroju Św. z ujęciem solanki jest – nie tylko moim zdaniem – po prostu nieporozumieniem, zwłaszcza, że nie mamy analizy, jak powstanie kolejnych wielkich obiektów hotelowych w ciągu ul. Bitwy Pod Płowcami wpłynie na tę nadmorską część miasta. Brakuje bowiem jakieś przejrzystej strategicznej wizji rozwoju miasta (nie mówiąc już o jego części uzdrowiskowej), nie tylko zresztą w tym miejscu. Mam wrażenie, że poruszamy się w miejskiej przestrzeni dość chaotycznie, rozpatrując poszczególne pomysły i lokalizacje w oderwaniu od ogólnej polityki miasta. A przecież przystąpienie do prac np. nad nowym zagospodarowaniem Placu Przyjaciół Sopotu jest de facto przyznaniem się prezydenta do winy, bowiem to przecież on wcześniej dość apodyktycznie (bez konkursu czy konsultacji z mieszkańcami) zdecydował o takim, a nie innym wyglądzie tego placu.
Uginanie się pod presją inwestorów (vide: nowa, zdecydowanie przeskalowana zabudowa przydworcowa, w której wciąż królują niezagospodarowane, puste przestrzenie), zakusy na kolejne tereny zielone (np. ogródki działkowe przy ul. Władysława Łokietka), realizowanie inwestycji z budżetu obywatelskiego bez udziału najbardziej zainteresowanych mieszkańców czy naginanie prawa do własnych zamierzeń (np. przystąpienie do budowy przed zmianą planu) – to wszystko na pewno nie sprzyja budowaniu społecznego zaufania do samorządowych instytucji władzy. Nie można też zapominać, że na sopockim prezydencie ciąży udowodniony zarzut potwierdzenia nieprawdy w dokumentach urzędowych, który sąd – na szczęście dla obwinionego - potraktował dość łagodnie – karą finansową i zawieszeniem postępowania. Można oczywiście – w ślad za sądem – uznać „niską szkodliwość” tego udowodnionego złamania prawa, ale przecież jest to czyn wręcz dyskwalifikujący każdego urzędnika. Jestem przekonany, że Prezydent Sopotu byłby bezwzględny dla podległych mu pracowników, gdyby udowodniono któremukolwiek z nich takie wykroczenie. Relacje mieszkańca z urzędem powinny odbywać się na zasadzie wzajemnego zaufania obu stron, a potwierdzenie nieprawdy w jakimkolwiek oficjalnym dokumencie zaufanie nie tylko podważa, ale wręcz rujnuje. I nie tylko z tego powodu uważam, że należy dać szansę innej, alternatywnej wizji Sopotu i niezależnemu kandydatowi/kandydatce. Jestem też przekonany, iż skrajne upolitycznienie i upartyjnienie samorządu jest równie szkodliwie. Dlatego szansę widzę w ponadpartyjnych ruchach obywatelskich i takich kandydatach, którzy nie będą zakładnikami swoich macierzystych partii. Bo tylko oni dają nadzieję na jakąś miastotwórczą zmianę, ukierunkowaną w pierwszej kolejności na interes mieszkańców, a nie inwestorów, turystów czy deweloperów.
Wojciech Fułek
PS. Aha, początkowy cytat jest autorstwa prof. Andrzeja Ceynowy i dotyczy prezydenta Gdańska.
- 06/04/2018 12:59 - Akapit wydawcy: POmorska garkuchnia
- 31/03/2018 14:28 - Sopockie co nieco: Egzekucja przez rewitalizację
- 30/03/2018 15:54 - Gdańskie podwórko: Syndrom sztokholmski czy gdański?
- 28/03/2018 19:20 - 1945: Wyparcie Niemców z Gdańska
- 25/03/2018 20:30 - Akapit wydawcy: Układ gdański - umysł śledczy
- 18/03/2018 14:46 - Sopockie co nieco: „Koniunkturalna aktywność medialna”
- 18/03/2018 14:29 - Akapit wydawcy: W głowie dżem, mydło i powidło
- 16/03/2018 14:45 - Gdańskie podwórko: Jak się pozbyć niewygodnych
- 14/03/2018 09:28 - Akapit wydawcy: Dynastia "adamowiczów"
- 11/03/2018 21:07 - Sopockie co nieco: Przyjaciele z boiska?