Posterunek Straszyn: Jak się podczepić pod PiS, przebierając nogami

Na temat wizyty prezydenta USA w Polsce powiedziano już niemal wszystko. Dlatego pozwolę sobie pominąć poważne aspekty pobytu w Warszawie Joe Bidena, a skupię się na humorystycznych. W tej materii najwięcej dostarczyli nam przedstawiciele opozycji, która sama siebie ochrzciła mianem "totalnej". Jak "totalna" to całkowita łącznie z kompromitacją. Zaczęło się od Rafała Trzaskowskiego. Dalej już poszło. Jak jeden to i drugi. Niebawem dołączył niezastąpiony Donald Tusk, a za nim Radek Sikorski. W komedii miał zaszczyt również zagrać ex-minister obrony narodowej Bogdan Klich, a także trzecia osoba w państwie Tomasz Grodzki vel "Koperta". Całe to combo pozazdrościło partii rządzącej wizyty przyjęcia w Warszawie prezydenta Stanów Zjednoczonych i postanowiło skorzystać z okazji, ogrzewając się w jego cieple. Najpierw należało się ustawić w szeregu notabli z różnych ugrupowań politycznych. Trochę wcześniej, żeby w miarę możliwości zająć najlepszą pozycję (pole position) i czekać cierpliwie na podejście tego, z którym według zapowiedzi mają się przeprowadzić arcyważne rozmowy. Napięci niczym biegacze w blokach startowych układali sobie w głowach frazy, którymi chcieliby uraczyć gościa. O łamaniu praworządności w Polsce, o niszczeniu demokracji i wolności słowa w mediach oraz jeszcze paru innych bzdur, które opozycja potrafi wymyśleć na zamówienie. Najpierw informacje o spotkaniu podały "Wiadomości wp.pl": "Joe Biden ma się spotkać z liderem KO Donaldem Tuskiem. (...) może dojść do spotkania prezydenta USA z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim". Jak prezydent z prezydentem. Właśnie do szeregu polityków podchodzi Joe Biden. "Zaczyna się spotkanie byłego Przewodniczącego Rady Europejskiej z prezydentem USA" - relacjonuje, podgrzewając na Twitterze atmosferę były szef MSZ Radosław Sikorski. W końcu dochodzi do spotkań "na szczycie". Po podaniu ręki i zamienieniu kilku grzecznościowych słów z Rafałem Trzaskowskim prezydent Biden przechodzi do następnego. Którymś tam z kolei był Donald Tusk. Choć będący świadkiem tych "zapowiadanych" historycznych spotkań wiceszef resortu spraw zagranicznych Paweł Jabłoński zdradził, że żadne z nich nie trwało dłużej niż 20-30 sekund, to innego zdania był m.in. mec. Roman Giertych: "Donald Tusk od lat wyszydzany i atakowany przez PiS został dzisiaj wsparty przez Prezydenta USA w sposób nieprawdopodobny". Co na to sam wsparty zdumiewająco silnie, bo przez 20 sekund lider KO. "Joe Biden krótko i dosadnie: Donaldzie, będziemy bronić solidarnie wolności i demokracji. Zawsze i wszędzie" - pochwalił się Tusk. Rzeczywiście "Krótko".Inaczej widział te scenę były mister obrony Tomasz Siemoniak, który zasłynął za swojej kadencji z likwidacji jednostek wojskowej: "To były spotkania planowane. One były życzeniem prezydenta Bidena". Sam Rafał Trzaskowski tak mówił o tym wiekopomnym wydarzeniu w TVN-nie w rozmowie z Anitą Werner. Na pytanie jak przebiegało to spotkanie najpierw wymownie milczał, a potem - "Przede wszystkim, yyy! złożył podziękowania za odwagę i przywództwo. Również, yyy! za docenienie roli naszego społeczeństwa, które, yyy! stanęło na wysokości zadania". Jednym słowem bardzo owocna rozmowa po spotkaniu dwóch prezydentów, jak zapowiadały media. Co mogą oznaczać słowa wypowiedziane prezydenta USA cytowane przez Donalda Tuska tłumaczył Piotr Zgorzelski z PSL.: "Pewnie rozmowa dotyczyła jakości stanu demokracji w Polsce". Łaska Boska, że wicemarszałek Sejmu mi to wyjaśnił. Sam bym na to nie wpadł.

Andrzej Potocki