Z okazji 35-lecia Federacji Młodzieży Walczącej w Muzeum II Wojny Światowej odbyła się debata "Działalność opozycyjna młodzieży od stanu wojennego do końca lat osiemdziesiątych", w której wzięli udział przedstawiciele młodzieżowych organizacji opozycyjnych z lat 80-tych.
Debatę otworzył dr Karol Nawrocki, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej. - Mam wielką przyjemność i zaszczyt przywitać wszystkich państwa w Muzeum II Wojny Światowej i co dzisiaj ważne na sali konferencyjnej imienia Jana Olszewskiego, pana premiera Jana Olszewskiego, który jako nastolatek, jako członek Szarych Szeregów uczestniczył w Powstaniu Warszawskim i walczył z niemieckim totalitaryzmem i to go łączy z działaczami Federacji Młodzieży Walczącej, że miał w sobie ten genotyp walki o wolność niezależnie od zmieniającego się totalitaryzmu. Dlatego cieszę się, że mam dziś wielką przyjemność gości tutaj działaczy Federacji Młodzieży Walczącej, którzy walczyli z systemem komunistycznym - powiedział dr Nawrocki.
W debacie wzięli udział: Dariusz Krawczyk, Mariusz Roman i ks. dr Jarosław Wąsowicz (działacze FMW), Jacek Kurski i Piotr Semka (Biuletyn Informacyjny Topolówka), Mariusz Popielarz (Niezależne Zrzeszenie Studentów) oraz dr Arkadiusz Kazański, pracownik Muzeum II Wojny Światowej, który naukowo zajmuje się opozycją antykomunistyczną. Moderatorami dyskusji byli: prezes Radia Gdańsk Adam Chmielecki i Robert Kwiatek (działacz FMW).
Jak dziś działacze młodzieżowej opozycji w latach 80-tych XX wieku wspominają 13 grudnia 1981 roku?
Jacek Kurski: Ja mam zawsze taką ambiwalencję jeśli chodzi o stan wojenny. Bo z jednej z strony było to dla Polski doświadczenie tragiczne i straszne, lata smuty i odarcia społeczeństwa z nadziei, zgnojenia, emigracji, zaprzepaszczenia perspektyw wznowienia Solidarności. A z drugiej strony ze strony w planie osobistym i indywidualnym w zasadzie wspominam ten czas, przepraszam, że tak powiem, wspaniale. Gdyby spytać AK-wców jaki czas w ich życiu był najszczęśliwszy przypuszczam, że 90 procent z nich powie, że wojna. To co było najtragiczniejsze dla Polski, ale w planie osobistym oznaczało spotkanie z wielkością, spotkanie z wyzwaniem, spotkanie z próbą charakteru. Każde przeżycie ekstremalne, emocjonalne sprawia, że następuje próba charakterów, jak następuje próba charakterów to następuje ich weryfikacja. Stan wojenny z mojej perspektywy odsiał ludzi, dał mi kilku, kilkunastu wspaniałych przyjaciół, z których niektórzy siedzą na tym panelu, i oznaczał niezwykłą przygodę osobistą do tego stopnia, że będę wyrazicielem wszystkich jeśli powiem, że czujemy się pokoleniem stanu wojennego. Czyli doświadczenie pokoleniowe, historyczne, które kształtuje charaktery. Sam 13 grudnia nie był jakiś straszny w mojej rodzinie, bo mamę wyrzucono z pracy na początku stycznia. Wspomnieniem z tych lat często nie nazwanym jest podświadomy strach i prawdopodobieństwo, że każdego dnie może ciebie coś spotkać. Represje były punktowe. Nie było tak, że codziennie lało nas ZOMO, codziennie mieliśmy rewizje SB. Natomiast codziennie mogło się coś zdarzyć, codziennie mogło nastąpić zatrzymanie na 48 godzin, jakieś skrytobójstwo, jakieś wywiezienie do lasu. Można było codziennie spotkać się z Panem Bogiem, ale to nas nie paraliżowało. Napędzała nas przyjaźń i wiara w to co robimy.
Dariusz Krawczyk: Myślę, że te różowe okulary brały się z tej naszej młodości (braku wyobraźni - wtrącił Piotr Semka - dop. TŁ). To jest ten przywilej, bo człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że może odejść z tego świata, bo gdzieś podświadomie było to brane pod uwagę, natomiast widział ten cel, który odsuwał to gdzieś dalej. Jest to przywilej młodości, że potencjalnie człowiek ma najwięcej do stracenia, bo całe swoje przyszłe życie, ale w świadomości tego młodego człowieka nie było zobowiązań w postaci rodziny, dzieci, że człowiek jest jedynym żywicielem. To jest to prawo młodości, kiedy człowiek może więcej dać z siebie. To nie jest przypadek, że jak się spojrzy w historii to najczęściej, najbardziej aktywni byli ludzie młodzi, dzieci często, właśnie jak się spojrzy na obrazki z Powstania Warszawskiego czy chociażby z naszych demonstracji, które wspólnie organizowaliśmy. To był, tak płynnie przechodzę do stanu wojennego, taki piękny moment kiedy praktycznie niczego nie było w sklepach, pamiętam jaki miałem problem, żeby znaleźć buty zimowe i w tych warunkach trzeba było konspirować, czyli zorganizować farbę, papier, jakiś mały drukarz czy cokolwiek. W zasadzie to była wiedza tajemna. My musieliśmy ją posiąść od znajomych, z zagranicznych pism, interesować się chemią, co nie jakoś nie leżało w moim guście, ale siłą rzeczy byłem zmuszony nauczyć się jak się robię te wszystkie odczynniki żeby na przykład wyprodukować emulsję światłoczułą do druku. Z perspektywy czasów kiedy mamy wszystko pod ręką, komputer wszystko za nas robi to był bardzo twórczy czas i mimo tych szarych depresyjnych momentów, kiedy były czołgi na ulicach, wszystko było takie czarne i białe, to z perspektywy lat oceniam to jako twórcze i myślę, że przez to musieliśmy wcześniej dorosnąć.
Mariusz Roman: O 13 grudnia możemy mówić do rana. Patrząc na ten skład jak tu siedzimy, myślę, że się ze mną zgodzicie, że mieszkaliśmy w miejscu szczególnym, w Trójmieście. Ja wtedy odczuwałem to tak, że wszyscy konspirowali. Oczywiście nie było tak, że wszyscy konspirowali, ale społeczeństwo Trójmiasta było czymś wyjątkowym jeśli chodzi o Polskę. Może w Krakowie w pewnych miejscach, może w Warszawie było podobnie. W Trójmieście czuło się tą atmosferę Festiwalu Solidarności jeszcze długo przez pierwsze miesiące stanu wojennego. Sam 13 grudnia pamiętam tak, że mam niepokoiła się o ojca, który był w pracy, ale jak wrócił z pracy to uśmiechnięty " No to co - wojna. Do wiosny będzie po nich". Chodziliśmy po ulicach i pokazywaliśmy sobie znaczek "do takiej trawki". Takie było odczucie. Wątpię, żeby gdzieś w Polsce było tak jak u nas. Oczywiście nie wszyscy konspirowali, ale tu był klimat do tego żeby znaleźć się tam gdzie my się znaleźliśmy.
Piotr Semka: 13 grudnia w dosyć ciekawy sposób spędziłem. 12 w sobotę byłem na strajku okupacyjnym na Politechnice. Wówczas parałem się również fotografią, ilustrowałem Biuletyn Informacyjny Topolówki własnymi zdjęciami. Wywoływałem zdjęcia do godziny 1 w nocy. Trochę zdziwiło mnie, że zazwyczaj o 23 włączało się Studio Gamma, tutaj nie było, był tylko głos pana Sławomira Szocha, który mówił godzinę. Słuchałem piosenek. Trochę mnie to zaniepokoiło, ale myślałem, że może zepsuł się odbiornik. Koło pierwszej poszedłem spać. Rano obudził mnie tata z dość ironicznym komentarzem, że "już nie musisz suszyć tych odbitek, bo jest stan wojenny i na pewno zlikwidują waszą gazetkę". Mieszkałem na Morenie, zjechałem na dół i zobaczyłem, że krążą po ulicy Grunwaldzkiej na przeciwko ówczesnych delikatesów, takie duże grupy ZOMO-wców, po ośmiu, ale w niebieskich mundurach. Szybko pojawiłem się w mieszkaniu Radosława i Przemka Kryszków, którzy mnie poinformowali, że trzeba ratować papier, bo okazało się, że milicja wtargnęła do siedziby regionu gdańskiego. I o dziwo podjechaliśmy maluchem wszystko było zdemolowane, a ten papier został. Szybko się zorientowaliśmy, że ten papier jest na wagę złota i od tyłu od ulicy Brzozowej wynosiliśmy papier do malucha. Cały czas myślałem, że to jakaś pułapka, że za chwilę pojawią się SB-ecy, żeby nas przymknąć. Do malucha nie dało się wiele zapakować, ale co się dało wywieźliśmy.
Mariusz Popielarz: W 1980 roku skończyłem Liceum Sztuk Plastycznych i poszedłem do pracy do Hartwigu na plastyka zakładowego. W całym Karnawale Solidarności uczestniczyłem w tworzeniu Komisji Zakładowej Hartwiga. Wspaniały czas. Stąd mój bliski kontakt z portowcami, byliśmy w bardzo dobrej komitywie. Rano usłyszałem, że jest stan wojenny. Pojechałem do Nowego Portu do siedziby Hartwigu. Tam już byli koledzy - przewodniczący Solidarności zakładowej Mariusz Hinc, Krzysztof Sosnowski, Andrzej Klimiuk. Okupowaliśmy ten budynek. Kobiety wysłaliśmy do domu, bo siedziba Hartwigu sąsiadowała z komisariatem milicji obywatelskiej więc było wiadomo, że jakby co to długo nas tam nie będzie. Trwaliśmy tam do środy. W środę rano nas spacyfikowali, wzięli wszystkich, około 30 osób, na komisariat na Okopową. Zostawili tylko członków komisji zakładowej, resztę puścili do domu. Stan wojenny dał mi dużo, bo poznałem wielu wspaniałych ludzi, przede wszystkim z Portu, którzy potem pomogli mi tworzyć dobre wydawnictwo NZS-u w latach 80-tych na Uniwersytecie.
ks. dr Jarosław Wąsowicz: Mieszkałem w bardzo ciekawym miejscu, dlatego, że mieszkałem na Startowej 17. To był blok w bezpośrednim sąsiedztwie Pilotów 17 a tam mieszkał Lech Wałęsa. Więc działo się wiele 13 grudnia. Do tego mieszkałem w klatce wojskowej. Mój tata został w 1980 roku wyrzucony w wojska i był wtedy akurat za granicą. W całej klatce walili w drzwi żeby tych żołnierzy do jednostek pościągać. Zapamiętałem ten płacz dzieci w piżamach, ludzi, którzy stali na klatkach schodowych. Następnego dnia rano, wtedy jeszcze nie było kościoła Świętego Kazimierza, poszliśmy do Opatrzności Bożej i za, bo właśnie mówił, że wybuchła w Polsce wojna. Myślę, że tego księdza warto wspomnieć, bo znaczna część tego najmłodszego pokolenia Federacji Młodzieży walczącej była z parafii Świętego Kazimierza. Tam mały wywrotowiec organizował swoje wigilie, msze za Federację. Stan wojenny zapamiętałem z tego, że moja klasa mieszkała w dwóch blokach. Pół klasy mieszkało na Startowej 17, drugie pół na Startowej 11, a na Startowej 11 mieszkał też Tolek Browarczyk więc część mojej klasy mieszkała razem z nim i o tym się mówiło kiedy go zamordowano. Dlatego dla mnie bardzo wzruszającym po latach było to gdy po latach mogłem o Tolku napisać artykuł, poznałem jego siostrę, jego mamę i mogliśmy uczcić pamięć o nim z kibicami, bo Tolek też był kibicem Lechii. To było niesamowite kiedy Grażyna stała z jego portretem na Traugutta. Piękna sprawa. On był dla mnie ważny właśnie z tego powodu, że był to była jedna z tych rzeczy, które najbardziej zapamiętałem. Kiedy on został zamordowany o tym w szkole po prostu się mówiło. Z tego względu, że mieszkałem obok bloku Lecha Wałęsy cała historia toczyła się na naszych oczach.
Oprac. Tomasz Łunkiewicz
Inne artykuły związane z:
- 01/01/2020 19:04 - Wasze Historie Po Oruńsku: podróż w czasie do roku 1901
- 31/12/2019 09:15 - W tygodniku „Sieci”: Kto stoi za Hołownią
- 28/12/2019 21:51 - Kartki świąteczne podopiecznych Powiatowego Ogniska Plastycznego w Malborku
- 28/12/2019 21:28 - Marszałek i władze Gdańska wskazują Szczurkowi i Karnowskiemu, gdzie ich miejsce
- 23/12/2019 22:02 - Jadłodzielnia w gdańskim magistracie
- 20/12/2019 18:36 - Historia pewnego krzyża
- 19/12/2019 18:00 - Kazimierz Koralewski: Budżet ostrożny czy zapowiedź marazmu?
- 18/12/2019 11:42 - 600 rodzin pokrzywdzonych. Mieszkańcy Ujeściska walczą o swoje
- 17/12/2019 09:36 - Ofiara Grudnia nie była nadaremną – uroczystość w bazylice św. Brygidy
- 16/12/2019 19:30 - Rzymska dieta ratuszowych pielgrzymów