Jest rok 1985, może 86, chodzę do szkoły podstawowej nr. 35 w Gdańsku. Zapewne klasa siódma, czy ósma, pamięć zawodna, może koleżanki, koledzy przypomną. Zaangażowałem się w działalność opozycyjną, rozpalona młoda głowa, pełna chęci walki i ideałów nie pozwalała na pokorne i posłuszne „płynięcie z prądem”. Przekonałem całą moją klasę do pewnej akcji, większość koleżanek i kolegów, w mniejszym lub większym stopniu zaangażowałem do jeszcze mało spektakularnej konspiracji. Pomysł był wzorowany na tym co wydarzyło się w kilku innych szkołach - postanowiliśmy powiesić krzyż w klasie, wtedy owoc zakazany, zabroniony.
Poprosiłem mamę i wspólnie kupiliśmy krzyż. Poświęcony został w kościele na Przymorzu – „Okrąglak”, może uczynił to sam proboszcz śp. Ks. Majder.
Ustaliliśmy, że w trakcie długiej przerwy wbijemy gwóźdź w ścianę nad tablicą, obok orła bez korony, bo wtedy takowy jedynie był. Przybiłem, zawiesiłem i zaczęła się lekcja, atmosfera podniosła, któryś z nauczycieli zauważył, nie wypuszczono nas z klasy, przychodzono, rozmawiano, grożono, dopiero podziałał szantaż, ja. Rozumiałem tę decyzję, powiedziałem jedynie, że ja zawieszałem i ja nie zdejmę, niech zrobi to ktoś inny. Wstała moja partnerka Daria z pary tanecznej – trenowaliśmy łyżwiarstwo figurowe, klasa nasza była sportową. Nie miałem żalu, to była nasza decyzja, zdjęła krzyż, ja go zabrałem. Nie było reperkusji, ale też nie było krzyża w klasie.
Jest rok 2019, opowiedziałem historię koleżance Oli z FMW, obecnie nauczycielka w SP35, jakiś czas temu na ślizgawce, na tym samym lodowisku na którym tyle trenowałem. Dzisiaj 17 grudnia w dniu tak symbolicznym, grudzień 1970, zastrzelenie w 1981 r. w stanie wojennym Antoniego Browarczyka, też szliśmy na łyżwy. Przed ślizgawką, koleżanka mówi, chodź, mam dla Ciebie niespodziankę,. Dotarliśmy do Szpitala Dziecięcego im. Macieja Płażyńskiego – do oddziału V. Już przed wejściem wiedziałem o co chodzi…
Mama będąca w tym szpitalu w latach 80-tych pielęgniarką, po moim powrocie ze szkoły zaproponowała: zawieszę ten krzyż u siebie na oddziale gdzie pracuję. Tak uczyniła.
Minęły ok. 33 lata. Koleżanka chciała zobaczyć, a i mi na tym zależało, czy krzyż nadal tam jest. Wiedziałem jaki oddział, nie raz u mamy bywałem. Nieśmiało otwieram drzwi, spoglądam do góry, jakiś krzyż wisi, może już nie taki piękny, błyszczący jak wtedy, ale ten sam, delikatny, skromny, zmatowiały z ukrzyżowanym Chrystusem. Od razu, poznałem. To ten!!!
Wróciły wspomnienia, pomysł, by może go odebrać ze szpitala, przekazując do szkoły, może do muzeum, a może powinien tam już pozostać na zawsze?
Krzyż ten, to nie jeden z wielu, zawieszony, jako symbol, otoczony czcią, to coś więcej. Opisałem Wam jego historię, z nadzieją, że ona jak ten krzyż nie przepadną, przy jakimś kolejnym remoncie. Przyjaciół z podstawówki, jeżeli pamiętają, proszę o uzupełnienie, skorygowanie, może dopisanie jakiegoś kawałka, by uporządkować i moje już „zakurzone” wspomnienia.
Robert Kwiatek
- 31/12/2019 09:15 - W tygodniku „Sieci”: Kto stoi za Hołownią
- 28/12/2019 21:51 - Kartki świąteczne podopiecznych Powiatowego Ogniska Plastycznego w Malborku
- 28/12/2019 21:28 - Marszałek i władze Gdańska wskazują Szczurkowi i Karnowskiemu, gdzie ich miejsce
- 23/12/2019 22:02 - Jadłodzielnia w gdańskim magistracie
- 22/12/2019 20:50 - Pokolenie stanu wojennego - przyjaźń i wiara
- 19/12/2019 18:00 - Kazimierz Koralewski: Budżet ostrożny czy zapowiedź marazmu?
- 18/12/2019 11:42 - 600 rodzin pokrzywdzonych. Mieszkańcy Ujeściska walczą o swoje
- 17/12/2019 09:36 - Ofiara Grudnia nie była nadaremną – uroczystość w bazylice św. Brygidy
- 16/12/2019 19:30 - Rzymska dieta ratuszowych pielgrzymów
- 16/12/2019 12:13 - „Moda kontra rak” - wernisaż