Rozmowa z Filipem Dylewiczem, koszykarzem Trefla Sopot
„Chciałoby się zabalować w Sylwestra, ale liga jest najważniejsza, a czas na jakieś przygody będzie po sezonie. To będzie wyjątkowo grzeczny Sylwester” – mówi Filip Dylewicz, zawodnik i jeden z liderów Trefla Sopot. Sopocki skrzydłowy to współczesna ikona polskiej koszykówki. Zaraz po Marcinie Gortacie, najbardziej chyba rozpoznawalny krajowy koszykarz. Jest kapitanem Trefla Sopot i etatowym reprezentantem Polski. Specjalnie dla czytelników Gazety Gdańskiej zawodnik spotkał się z nami. Rozmawialiśmy z nim o jego powrocie do naszej ligi i jak na ten czas w roku przystało, o świętach i o … balowaniu.
- Jesteś w „nowym” Treflu od pół roku. Jak oceniasz zespół, jak oceniasz wasze wyniki i wasze możliwości w dalszej części sezonu?
Filip Dylewicz: Jestem bardzo szczęśliwy, że dostałem szanse reprezentowania Trefla i wydaje mi się, że na razie wywiązuję się z tego zaufania całkiem przyzwoicie. Bardzo mnie cieszy postawa zespołu, który pokazał na półmetku rozgrywek, że jest drużyną, która liczy się w lidze i drugie miejsce nie jest przypadkowe. Gdyby nie wpadka w Kołobrzegu, gdyby nie przegrany mecz w Zielonej górze, oraz ta pechowa porażka z Asseco, to różnica punktowa nad trzecim zespołem i pozostałymi zespołami w lidze byłaby jeszcze większa.
- Jednym słowem jesteście zadowoleni?
Filip Dylewicz: Myślę, że możemy być wszyscy zadowoleni. Na pewno życzyłbym sobie, kibicom i klubowi takiej samej rundy rewanżowej, plus oczywiście wygrane w meczach z tymi zespołami z którymi przegraliśmy.
- Jesteś ikoną tego „starego – nowego” Trefla. Większość kibiców została w Sopocie, gdy klub poszedł do Gdyni. Jakie to uczucie mieć tak wiernych kibiców i być dla nich idolem?
Filip Dylewicz: Tym bardziej jest mi niezmiernie miło, że mogę grać przed tą publicznością. Niektóre osoby, które widuje na meczu znam od dwunastu lat – te same postaci, które przychodziły w 1997 roku i one są do dzisiaj tutaj z nami, także jest to niezmiernie miłe uczucie. Tacy ludzie „uśmiechają się” do minie i do zespołu i się cieszą, że ten klub istnieje.
- Trefla jest stać na walkę o najwyższe cele?
Filip Dylewicz: Mam nadzieję, że pan Kazimierz Wierzbicki odbuduje tą potęgę. To on zapoczątkował to kilkanaście lat temu i będę trzymał kciuki, żeby udało się po raz drugi zbudować potęgę Trefla.
- Jak spędza święta Bożego Narodzenia Filip Dylewicz?
Filip Dylewicz: Filip Dylewicz spędza święta tutaj na miejscu z rodziną (Filip, choć pochodzi z Bydgoszczy, to mieszka w Trójmieście razem ze swoją partnerką i córeczką – przyp. Red.). Jest to specjalny okres w roku dla wszystkich chyba ludzi. Będzie chwila czasu na refleksje, trochę czasu na odpoczynek od koszykówki, także będzie to specjalny okres, który z pewnością spędzę przyjemnie.
- Sylwester. Będziesz ostro balował, czy bardziej w rodzinnej atmosferze. Atmosferze może „Sylwester z jedynką”?
Filip Dylewicz: Chcielibyśmy zabalować, ale niestety już pierwszego czeka nas wyjazd do Koszalina, także będzie to bardzo grzeczny Sylwester. Jak wiadomo najważniejsza jest liga i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. (przechodzący obok Marcin Stefański lekko przedrzeźnia swojego kapitana „będziemy grali twardo w obronie i postaramy się jak najskuteczniej w ataku - Difens is wery importent”). Na jakiekolwiek przygody będzie czas później, po sezonie w okresie letnim (ledwo się powstrzymując od śmiechu).
Rozmawiał Filip Albertowicz
- 30/12/2010 16:46 - 26 mecz sylwestrowy "wysokościowców"
- 30/12/2010 16:36 - Koszykarskie show w Kaliszu
- 30/12/2010 16:16 - Asseco pozbywa się zawodników
- 29/12/2010 00:22 - Wołąkiewicz dogadany z Lechem?
- 27/12/2010 21:55 - Max nowym zawodnikiem Wybrzeża
- 23/12/2010 19:38 - Jestem coś winny kibicom
- 23/12/2010 19:20 - Zasłużony odpoczynek
- 22/12/2010 15:14 - Zagrają na całego nawet jak przyjdzie jedna osoba
- 21/12/2010 22:33 - Wygrywanie przychodzi za łatwo
- 20/12/2010 17:41 - Horror z happy endem