Jeśli ktokolwiek z plejady polityków zapełniających ekrany naszych telewizorów musi odejść, to jest to z pewnością minister zdrowia Ewa Kopacz. Jestem tego zdania od dawna, a dzisiejszy artykuł z 3. strony „Dziennika Bałtyckiego” tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Pani minister jest żywym dowodem na to jak niekompetentny, pozbawiony empatii i wyobraźni może być urzędnik najwyższego szczebla, podejmujący decyzje mogące zaważyć na życiu wielu ludzi.
Wystarczy prześledzić losy bohaterki tekstu, pani Marii Gombińskiej. „Zaledwie kilka tygodni minęło od momentu, gdy minister zdrowia Ewa Kopacz uspokajała w telewizji miliony Polaków, że najnowsze leki na raka, zwane chemioterapią niestandardową, na pewno będą dla chorych dostępne, a już się okazało, że to tylko puste słowa. Boleśnie się o tym przekonała Maria Gombińska, mieszkanka Wejherowa, chorująca na szpiczaka mnogiego. Po kilku latach leczenia opiekujący się chorą lekarze z Kliniki Hematologii i Transplantologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego uznali, że pomóc jej może tylko jeden lek - lenalidomid (handlowa nazwa Remlivid). Nie ma go w szpitalnej aptece, teoretycznie jest dostępny dla chorych w klinice w ramach kontraktu z pomorskim NFZ, w praktyce jednak fundusz musi wyrazić zgodę na sfinansowanie leczenia lenalidomidem każdego pacjenta indywidualnie. W tym przypadku odmówił.” A dlaczego odmówił? „Urzędnicy tłumaczą, że wydać zgody nie mogli i powołują się na rozporządzenie ministra zdrowia. Zabrania ono funduszowi finansowania leków, które nie uzyskały pozytywnej opinii Agencji Oceny Technologii Medycznych.” Chodzi właśnie o leki niestandardowe, które zdaniem minister Kopacz są dostępne, a wedle obowiązujących wciąż przepisów, nie można ich przepisać choremu. Co ciekawe, gdyby chora rozpoczęła leczenie tym lekiem w ubiegłym roku, mogłaby go nadal dostawać z tytułu tzw. praw nabytych. Jednym słowem. W zeszłym roku lek był OK, teraz już nie jest... Gdzie sens, gdzie logika, a gdzie największa wartość, jaką jest ludzkie życie?
Wewnątrz „Dziennika” jeszcze jeden bulwersujący artykuł. Tym razem dotyczący gdańskich tramwajów – ten temat co jakiś czas wraca na łamy lokalnych mediów niczym bumerang. Okazuje się, że jazda takim tramwajem to nie tylko wygoda, ale i... łyk ekstremalnej przygody i dawka adrenaliny. Tym razem tramwaj się nie wykoleił, ani nie zderzył z innym pojazdem, ale za to motorniczy odjechał z przystanku z otwartymi drzwiami, które najprawdopodobniej się zepsuły. W tej sytuacji, żeby tramwaj w ogóle ruszył z miejsca, motorniczy musiał zwolnić blokadę unieruchamiającą pojazd. I dalej, beztrosko jechał przez miasto nie bacząc na to, że w każdej chwili ktoś może wypaść na jezdnię. Zgodnie z tym, co mówi Krzysztof Wojtkiewicz, rzecznik gdańskiego ZKM, motorniczy przed wyruszeniem (bezpośrednio do zajezdni, a nie w dalszą trasę) powinien wyprosić z tramwaju wszystkich podróżnych. Niestety, tak się nie stało. Teraz władze ZKM szukają nieodpowiedzialnego kierowcy.
Tymczasem w dzisiejszym lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej” możemy przeczytać o tym, czego boja się mieszkańcy Letnicy, a dokładnie ulicy Uczniowskiej. A boją się, że stracą swoje domy: „Od samego początku wydawało nam się podejrzane, że miasto rozpoczyna rewitalizację od środka dzielnicy, czyli od Starowiejskiej, a nie od Uczniowskiej, która przecież jest najbliżej stadionu, więc powinna być najbardziej reprezentatywna - mówi Jan Elbrych, jeden z mieszkańców. - Teraz rozeszło się, że podobno cała ulica miała być likwidowana. A nie dalej jak rok temu trafił do nas wstępny plan zagospodarowania przestrzennego dzielnicy. Wtedy zauważyliśmy, że po naszej stronie znikła funkcja mieszkaniowa, a pojawiła się usługowo-handlowa. Na mapce wszystkie budynki mieszkalne zaznaczono jako sklepy. O ludziach nie było mowy.”
Co na to władze miasta? „- To ze względu na komfort mieszkańców, bo obok powstaje droga szybkiego ruchu i będzie głośno - tłumaczy Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska. - Dlatego stwierdziliśmy, że funkcja mieszkaniowa nie będzie tu pożądana. Ale nikt nikogo do wyprowadzki nie chce zmuszać.”
Mieszkańcy jednak władzom nie dowierzają i powołali społeczny komitet monitorujący poczynania władz Gdańska. I bardzo dobrze! I tak powinno być! Szkoda tylko, że społeczne patrzenie urzędnikom na ręce jest koniecznością.
Dariusz Olejniczak
- 08/03/2010 09:14 - Przegląd prasy: Panie górą!
- 06/03/2010 09:22 - Przegląd prasy: Sopot za zamkniętymi drzwiami
- 05/03/2010 10:43 - Przegląd prasy: Komu stadion, komu g...
- 04/03/2010 09:08 - Przegląd prasy: horror na szynach
- 03/03/2010 08:47 - Przegląd prasy: Gdańsk czyli europejskie centrum niemocy
- 27/02/2010 08:37 - Przegląd prasy: rower ponad wszystko!
- 26/02/2010 09:32 - Przegląd prasy: Walczą o charakter miasta
- 25/02/2010 08:53 - Przegląd prasy: Amerykanie chcą do Gdańska
- 24/02/2010 08:53 - Przegląd prasy: gdynianie wściekli na parkomaty
- 23/02/2010 07:53 - Przegląd prasy: gdańskie drogi jak szwajcarski ser