Trzy dni zajęło Donaldowi Tuskowi odniesienie się do ujawnionych niedawno nagrań, o których sam zdecydował. To o 10 dni szybciej niż zajęło mu zajęcie się katastrofą smoleńską, w której zginęło tylu ludzi, a jeszcze więcej do dziś cierpi z powodu straty swoich bliskich. W każdym razie te nagrania rozwiały mokre sny Platformy i jej wyznawców, że ten człowiek wróci do Polski na białym koniu odbić Polskę dla opozycji.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której przychodzicie do nowej pracy i od razu szef mówi, że trzeba jechać w zagraniczną delegację, aby załatwić najważniejsze sprawy dla firmy. Nie daje żadnych dokumentów, wskazówek, nikogo do pomocy, telefonu, laptopa, a sama strategia firmy jest dla nowego pracownika totalną niewiadomą. Nie ma tłumacza, ani żadnych pieniędzy na niezbędne wydatki, jak hotel czy choćby jakaś dieta na posiłki. Nic. Kompletnie. Ale wyjazd musi nastąpić już teraz, a szef firmy oczekuje załatwienia sprawy zgodnie z jego oczekiwaniem, choć jakie jest to oczekiwanie, tego pracownik nie wie.
Dokładnie w takiej sytuacji znalazł się Edmund Klich, któremu powierzono zadanie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. W obcym kraju, sam, bez tłumacza, bez pieniędzy, bez prawników i bez możliwości kontaktu z kimkolwiek, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Jego przełożonym był Donald Tusk, ówczesny premier, który tak jak podległego sobie pracownika, potraktował i najważniejsze śledztwo w historii powojennej Polski. O tym wiemy dopiero dziś. Ale nie wtedy, kiedy miało to miejsce. Wszystkie media głównego nurtu trzymały stronę Tuska wtłaczając do głowy wszystkim, że panuje on nad sytuacją i na pewno wie co robi.
W rzeczywistości nikt nie wiedział nic, bo miał nie wiedzieć. Jeśli sam Tusk coś wiedział, to raczej nie od człowieka, który pojechał do Rosji w jego imieniu załatwić sprawę najważniejszego śledztwa. Wszelkie głosy o tym, że to Polacy powinni prowadzić śledztwo w sprawie rozbicia własnego samolotu z najważniejszą osobą w państwie, z generałami wojska polskiego, z marszałkiem Senatu, z szefami najważniejszych urzędów państwa polskiego, przedstawicielami Parlamentu i całą obsługą samolotu, nie znajdują posłuchu, bo przebija się wyłącznie to, że śledztwo muszą prowadzić Rosjanie, bo to na terytorium ich państwa doszło do katastrofy.
A teraz wyobraźcie sobie sytuację, że to na terytorium Polski rozbija się samolot z prezydentem Rosji na pokładzie. I wyobraźcie sobie, że do Polski premier Rosji wysyła jednego człowieka bez znajomości języka, bez kontaktu i pieniędzy, który po kilkunastu dniach informuje premiera Rosji, że śledztwo będą prowadzić Polacy. Następnie informuje, że to Polacy będą badać wrak samolotu, którym rozbił się prezydent Rosji i wojskowi oraz czołowi politycy i urzędnicy, a po zakończeniu śledztwa Polacy wraku nie oddadzą. Przekażą tylko w zamkniętych trumnach szczątki ofiar, a potem już tylko raport z dochodzenia, który trzeba będzie przyjąć jako oficjalny. Wyobrażacie sobie taką sytuację?
To powinniście. Bo dokładnie tak zachował się Donald Tusk i przystał na rosyjskie warunki w każdej sprawie. Edmunda Klicha zostawił samego sobie, nie udzielając mu żadnego wsparcia, a jeszcze obcyngalał za to, że ten śmiał wyrazić swoje zdanie w mediach, bo to zdanie szkodzi wizerunkowi rycerza na białym koniu. Być może Edmund Klich wyraziłby inne zdanie w mediach, a może w ogóle by nie poszedł do mediów, gdyby ktoś z nim do cholery porozmawiał, pomógł, a nie zostawił na zasadzie – zatrudniłem pana, to pan rób. Ale kim, czym i za co, to już pański problem.
Teraz dopiero tak bardzo rozumiem dlaczego Donald Tusk dał dyla z Polski i siedzi za granicą do tej pory. Musiał wiedzieć, że kiedyś ta pieczołowicie budowana narracja zawali się z hukiem. Wiedział na pewno, że kiedyś nagrania i dokumenty będą musiały ujrzeć światło dzienne, przez co może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Musiał zdobyć mandat lub inny papier czy stanowisko, które chronić go będzie przed tą odpowiedzialnością. Starannie przygotował sobie i swoim koleżkom z rządu miękkie lądowanie z dala od Polski i urabiał od lat kolejny swój wizerunek, tym razem, jako prezydenta Europy, jak też i znamienitych komisarzy lub polityków, którzy będą jego chronodupami. Urabiał w UE wszystkich właśnie po to, aby posiadać taki immunitet, na którego zdjęcie nie zgodzą się zmanipulowani politycy z Unii Europejskiej. Musieli być przekonywani o tym, że w Polsce jest zamordyzm, autorytaryzm, nie ma demokracji i panuje wszechobecny reżym.
Właśnie po to jest to wszystko, co się teraz dzieje. I podejrzewam, że nawet nie tylko po to. Towarzystwo to ma, jak sądzę, o wiele więcej na sumieniu. Przecież miało w planach likwidację Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w którym też musi być odpowiednia kupka różnych, ciekawych dokumentów. Dziwię się tylko, że PiS się za to nie zabrał porządnie. Bo podejrzewam, że dziś części z tych dokumentów już nie ma. Ale nawet po tylu latach warto jednak przeprowadzić tak szczegółową kontrolę, żeby doliczyć się co do jednego spinacza i zszywki do papieru. Co więcej, wszystkie ustalenia z takiej kontroli powinny zostać ujawnione co do joty.
Choć część działaczy Platformy miała przez lata nadzieję, że Tusk wróci i poprowadzi ich do zwycięstwa, on sam raczej miał to tak głęboko w tak zwanym poważaniu, że głębiej to już ciężko sobie nawet wyobrażać. Wiedział o tym, czego się dopuścił i na pewno nie tylko w sprawie katastrofy w Smoleńsku, ale też w sprawie Amber Gold, machlojach z prywatyzacją, elektrownią atomową i Bóg wie czym jeszcze. Nie miał ani razu zamiaru wracać do Polski. Ale jak zawodowy kłamca i oszust grał działaczom PO z Polski na emocjach, dając nadzieję, że przyjedzie na białym koniu.
Nie, nie przyjechał i nie przyjedzie. Ostatni wpis na Twitterze Donalda Tuska jest tak tragiczny, jak całe to jego premierowanie w Polsce i prezydentowanie w Unii Europejskiej. Ale dziś jest pozbawiony propagandy usłużnych mu mediów i dziennikarzy – przynajmniej nie w takiej skali, w jakiej miał to zapewnione będąc jeszcze w Polsce. Wcześniej czy później w Unii też się poznają na Tusku, choć na pewno nie wszyscy. Ale trzeba mu oddać, że dobry jest w manipulowaniu i omotywaniu kłamstwami różnych ludzi. Przecież robił to niemal przez całe swoje dorosłe życie. Wyspecjalizował się w tej materii niemal do perfekcji. Jednej rzeczy tylko nie przewidział, że nie da się jechać na kłamstwie cały czas i wcześniej lub później, ktoś się w końcu połapie i połączy kropki. Kropki powoli się łączą, co oznacza, że Tusk do Polski nie wróci, a już na pewno nie na białym koniu. Powinien jednak wrócić… tyle że w opancerzonym aucie i w kajdankach.
Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO
- 13/04/2021 07:25 - Słowo po niedzieli: Komunistyczna hydra znów podnosi łeb
- 08/04/2021 13:34 - Akapit wydawcy: Nieszczepienni
- 06/04/2021 13:36 - Słowo po niedzieli: Moralne dno
- 02/04/2021 12:36 - Dni wolne są po to aby kontemplować misterium Zmartwychwstania
- 01/04/2021 16:07 - Akapit wydawcy: Od 130 lat - Gazeta Gdańska
- 25/03/2021 17:28 - Akapit wydawcy: Majtki przez głowę - sumienia liberałów
- 24/03/2021 20:33 - Posterunek Straszyn: Gniazdko dla...
- 22/03/2021 19:22 - 2021 - rokiem Św. Józefa!
- 18/03/2021 19:51 - Dulkiewicz w zagajnku Steffensów
- 14/03/2021 21:04 - Akapit wydawcy: Wyświęcić Adamowicza, zaszczuć Obajtka?