Jako moralne dno mogę określić wszystkich, którzy korzystali z usług Soku z Buraka. Mogę tak określić jego twórcę, a także twórców lokalnych identycznego ścieku, jak i wszystkich, którzy z tego ścieku korzystali. I nie, nie dlatego, że pojawiały się w tym szambie treści skandaliczne. Ale dlatego, że są najobrzydliwszymi osobnikami, jakich nosi ta święta ziemia.
Nie przesadzam. Ani trochę nie przesadzam. Bo ci, którzy teraz robią sobie heheszki z ujawnienia rozmów w sprawie admina prowadzącego profil Sok z Buraka, najwyraźniej nie doświadczyli tego, czym był ten profil i jak działał. Na dodatek, nie był to jedyny profil, który działał w taki sposób, że nie było komu przyznać się do jego prowadzenia. Każdy, kto korzystał na takim działaniu, płacił za nie, wspierał je lub zlecał określone wpisy, powinien zgnić na śmietniku historii.
Powiedzieć moralne dno o ludziach czerpiących jakiekolwiek profity, czy choćby satysfakcję z działania Soku z Buraka, Spotted Białystok, OMZRiK, czy innych szamb internetowych, to wyjątkowo łagodne określenie. A przynajmniej wyjątkowo łagodne w stosunku do tego, co przeżywały i wciąż przeżywają osoby, które były mieszane z błotem, wylewano na nie hektolitry hejtu, kłamstw, pomówień i insynuacji. Takiego działania nie usprawiedliwia nic. Kompletnie nic. A już tym bardziej korzyści polityczne tego na pewno nie usprawiedliwiają. Powodów jest co najmniej kilka. Jednak najważniejszy z nich to ten, że do takiej działalności nie chciał się przyznać ten kto ją uprawiał, ani ten kto finansował, ani ten, kto na tym korzystał. Osoba, która bezczelnie została pomówiona nie miała żadnej szansy dochodzić swojego dobrego imienia, złożyć pozwu sądowego, domagać się nawet sprostowania czy przeprosin.
Hejterzy ukrywający się za profilami adminów byli na tyle śmierdzącymi tchórzami, że nie mieli cywilnej odwagi stanąć twarzą w twarz z osobą, którą skrzywdzili. Działali z ukrycia, pod płaszczykiem anonimowości, bo Facebook dawał im taką możliwość. Żadna z pokrzywdzonych osób nie mogła dochodzić swoich praw. Nie mogła bronić się ani przed hejtem, ani przed kłamstwami. Skąd to wiem? Na przykład od przyjaciółki, która była pomawiana. Jeden z takich hejterskich profili napisał o niej, że ma romans z jednym z polityków PiS. Co się działo?
Dramat. Dzieci w szkole dowiedziały się, że ich mama zdradza tatę. Spotyka się ze starszym mocno od siebie człowiekiem. Że jej aktywność na polu społecznym w rzeczywistości nie istnieje, bo kiedy wychodziła pomagać ludziom, to miała spotykać się na schadzki seksualne. Dramat, bo w te brednie uwierzył także mąż. W końcu tyle ludzi mówiło i pisało o tym w internecie, że przecież to nie mogła być nieprawda. Najpierw dni, później tygodnie, a następnie miesiące płaczu, tłumaczeń, wyjaśnień i spowiadania się z każdego dodatkowego wpisu. Wyobrażacie sobie, żeby tak żyć przez choćby miesiąc? I to w sytuacji, kiedy jest się zupełnie niewinnym człowiekiem, oddanym rodzinie, oddanym też innym ludziom. Moja przyjaciółka żyła tak przez wiele miesięcy, a jej małżeństwo wisiało na włosku.
Ona sobie ostatecznie poradziła, ale trauma została. Wycofała się z niektórych działalności dla dobra rodziny. Zapewne niebawem wycofa się ze wszystkiego, co robiła wobec ludzi potrzebujących. Nie jest w stanie znosić więcej upokorzeń, kłamstw i hejtu, który wobec niej skierował jeden z adminów. Wszystko dlatego, żeby ratować tyłek polityka związanego z Platformą Obywatelską. Za jakiś czas być może opiszę szerzej sprawę. Na razie jednak chodzi mi tylko o to, aby co niektórzy uświadomili sobie, jak to gówno działa. I dlaczego trzeba piętnować do ostatniej komórki i wypalać takie działania rozpalonym żelazem.
Niektórzy powiedzą, że media hejtują. Niektóre tak. I niektóre też podają nieprawdę. Czasem świadomie, czasem nieświadomie. Jest jednak spora różnica. Media, dziennikarze, czy redakcje są znane z nazwy, nazwiska, adresu. Osoba poszkodowana może w każdej chwili zgłosić się do takich miejsc lub osób, żądać przeprosin, sprostowania, pociągnąć do odpowiedzialności karnej, jeśli nie da się załatwić sprawy inaczej. Hejterów tchórzliwie ukrywających się za fejkowymi profilami, kontami, nie da się ani poprosić o sprostowanie, ani przeproszenie, nie da się nawet pozwać przed sąd.
Bo będzie tak, jak próbował uskuteczniać to całkiem niedawno Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Prezes tej szczujni napisał sobie beztrosko w odpowiedzi na pozew, że nie ma nic wspólnego z profilem facebookowym o tej samej nazwie, posługującym się logotypem, danymi teleadresowymi, a nawet dokumentami fundacji. Wiele osób musiało odpuścić sobie proces z tym dziadostwem, bo sąd przyjmował za fakt, że fundacja nie prowadzi takiego profilu na Facebooku, a sam Facebook nie udzielił informacji odnośnie danych IP osoby, która zamieściła dany wpis. Sąd nie miał niezbitego dowodu, na podstawie którego mógłby ukarać administratorów za pojawiające się tam fejki, kłamstwa, pomówienia. Do czasu. Bo w końcu sąd w Białymstoku powiedział „STOP”. Nie uwierzył w pierdoły opowiadane przez prezesa fundacji i stwierdził, że fundacja ponosi odpowiedzialność za treści na profilu, który prowadzi. Co oczywiście nie przeszkadza dalej oszustom i hejterom z OMZRiK walić dalej głupa, że nie mają nic wspólnego z prowadzonym przez siebie profilem na Facebooku.
I bardzo dobrze, że wydało się, kto stoi za Sokiem z Buraka, kto stoi za Spotted Białystok i mam nadzieję, że hejterzy odpowiedzą słono za swoją działalność w sieci. Nie da się policzyć szkody, jaką wyrządzili swoją działalnością innym ludziom. Nie da się wycenić przepłakanych nocy, nie da się wycenić kłótni w domach rodzinnych, nie da się w końcu wycenić straconych szans na działalność publiczną. Jeśli sądy będą pobłażliwe wobec takiej działalności, to już teraz informuję, że danie przyzwolenia na taką działalność jednym spowoduje, że będzie dane przyzwolenie na taką działalność także innym. I pytam już teraz, co wtedy, gdy to sędziowie z imienia i nazwiska będą obiektami ataków fejkowych kont z Facebooka czy Twittera? Też będą tłumaczyć się swoim mężom, żonom, siostrom czy ojcom, że nie mają romansów, że nic nie ukradli, że jakieś zdjęcie to fotomontaż? Serio?
Tylko moralne dno posługuje się takiego rodzaju działalnością. Żaden normalny ani zdrowy psychicznie człowiek nie posunąłby się do takiej działalności pod płaszczykiem anonimowości. Żaden! Tylko upośledzona osoba, która nie ma zdolności przewidywania skutków swojego postępowania jest w stanie posunąć się do tego rodzaju aktywności. Albo… człowiek tak zepsuty wewnętrznie, że nie można dobrać mu innego określenia, jak tylko moralne dno. Dotyczy to także tych wszystkich, którzy na takiej działalności korzystali, sponsorowali ją lub zlecali.
Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Foto: Trzecie OKO
- 22/04/2021 11:09 - Szkolne osoby LGBT - płeć zamiast matury...
- 16/04/2021 13:34 - Posterunek Straszyn: Bodnar i Lempart - tuzy rodzimej opozycji
- 15/04/2021 18:38 - Akapit wydawcy: Dziewictwo rzeczników
- 13/04/2021 07:25 - Słowo po niedzieli: Komunistyczna hydra znów podnosi łeb
- 08/04/2021 13:34 - Akapit wydawcy: Nieszczepienni
- 02/04/2021 12:36 - Dni wolne są po to aby kontemplować misterium Zmartwychwstania
- 01/04/2021 16:07 - Akapit wydawcy: Od 130 lat - Gazeta Gdańska
- 29/03/2021 17:19 - Tusk nie wróci do Polski na białym koniu, ale wrócić powinien
- 25/03/2021 17:28 - Akapit wydawcy: Majtki przez głowę - sumienia liberałów
- 24/03/2021 20:33 - Posterunek Straszyn: Gniazdko dla...