Pamiętacie piosenkę Wałów Jagiellońskich „Córko rybaka”? W refrenie Rudi Schuberth śpiewał: „Córko rybaka, Mazura z Mazur, popatrz jaki na jeziorze wody glazur”. Na początku lat 80-tych mógł tak spokojnie śpiewać, bo wystarczyło wybrać się nad dowolne jezioro na Mazurach, żeby ten glazur oglądać. Teraz tak nie jest. A co gorsza glazury wody być może wkrótce też nie będziemy oglądać nad polskim morzem.
Chyba, że zapłacimy. Czyli identycznie, jak to się stało na Mazurach i w górach. Choć w górach widoków nie uda się ukryć przed oczyma. I jest to jedyna różnica z Mazurami. Bo chcę zwrócić uwagę na to, co już się zadziało w atrakcyjnych turystycznie regionach kraju i co jeszcze czeka jedyny region, w którym póki co, jeszcze nie wszystko jest na sprzedaż. Już wyjaśniam o co chodzi. O wykupywanie atrakcyjnych gruntów, na których się zarabia grube pieniądze.
Samo zarabianie nie jest niczym złym. Wręcz odwrotnie, ludzie powinni zarabiać i rozwijać się. To właściwy kierunek. Gorzej jest, kiedy zarabiają na tym, co powinno należeć do wszystkich. Tak stało się już w górach i na Mazurach. Znalazło się wielu, którzy z własnych lub pożyczonych pieniędzy wykupili grunty po to, aby się na nich pobudować, albo odsprzedać z ogromnym zyskiem tym, którzy się dopiero pobudują. I tu kolejny raz mogę powiedzieć, że nie ma w tym nic złego, że ktoś chce się pobudować i zarabiać na swojej inwestycji. Ale gorzej jest, gdy wznosi się koszmarek architektoniczny, a jeszcze gorzej, gdy wymusza się zezwolenia i ustalenia planów miejscowych dla wznoszenia takich koszmarków.
Choć takie działania widać w zasadzie w każdym większym mieście w Polsce, to są regiony, miasta, miejscowości, czy tereny, które z racji swojego zabytkowego charakteru lub walorów turystycznych, powinny być wolne od takiego koszmarnego budowania. Zaczęłam swój felieton od Mazur, bo tam stała się rzecz absolutnie bez precedensu, o czym prawie nikt nie mówi. A powinien i to nie jeden. Ogromna część Mazur jest wykupiona przez prywatne osoby, które odgrodziły ogromne połacie od świata ogromną bramą, płotem czy innym ogrodzeniem. Nawet miejscowi latem nie mogą pójść z kocykiem i posiedzieć nad brzegiem jeziora, nie mogą popływać, bo nie mogą wejść na prywatny teren.
Nie mam fobii wobec własności prywatnej, wręcz przeciwnie. Niemniej, to co zostaje do ogólnego korzystania, często jest tak niefunkcjonalne, zatłoczone i pełne tandety, że aż oczy bolą. Serce też boli. Bo podobnie jak w górach, tak samo nad morzem, to i tak samo powinno być nad jeziorami. Nie widzę żadnego powodu, aby ktokolwiek zabraniał mi patrzeć na jezioro, albo wymoczyć w nim nogi. Jeśli jest to teren prywatny, niech będzie ustalony jakiś sensowny cennik. Ale nie to, że odgrodzić wszystko siatką i nie pozwalać nawet spacerować czy robić zdjęć przyrodzie. Takich prywatnych posesji na Mazurach, a nawet całych miejscowości jest masa. Do nich wstęp jest kompletnie zabroniony. Są to setki, tysiące już właściwie posesji. Co się dzieje za tymi ogrodzeniami nie wiadomo. Czasami tylko z daleka widać fragmenty koszmarków architektonicznych powstałych tylko dlatego, że jakiś urzędnik wydał pozwolenie na budowę. Ile roślinności, ptaków czy stworzeń wodnych zginęło przy okazji, nie wie nikt.
Kto i jak się rozbudowuje, bo dokupił trochę ziemi, często też nie bardzo wiadomo. Zazwyczaj wiadomo jest dopiero wtedy, kiedy powstaje większy pensjonat i zaczyna przyjmować gości. Oczywiście później trzeba płacić nie małe pieniądze za wejście na pomost czy na kawałek plaży zorganizowanej sztucznie, przy realizacji której wykoszono trzcinę, usunięto drzewa, zasypano część brzegu piaskiem, żeby turyści nie kaleczyli sobie stóp. Ktoś panuje nad takim niszczeniem środowiska naturalnego? I czy ktoś w ogóle ma świadomość, że ono może być niszczone? Bo nie twierdzę, że niszczy się w każdym przypadku. Ale w wielu na pewno.
W górach jest podobnie. Powstała masa ośrodków i pensjonatów jako samowola budowlana. Od dawna w Polsce kwitnie proceder wymuszania na urzędnikach zaakceptowania konkretnych pomysłów architektonicznych, albo wręcz zmiany całych ustalonych planów miejscowych. Ile obiektów wynikających z samowoli budowlanej rozebrano? Znacie takie? Ja znam jedynie przypadki, gdzie ktoś zapłacił karę mniejszą lub większą, ale swojego budynku nie rozebrał.
Taka sytuacja może mieć też niebawem miejsce nad polskim morzem. Już w tej chwili na niektóre plaże nie można wejść bez opłaty. Chcesz rozłożyć koc i posiedzieć chwilę nad morzem, musisz zapłacić. Utwardzane są coraz większe części plaży, jeśli nie kostką brukową, to wręcz asfaltem. Wylewane są nim całe połacie plaż, które w tej chwili zamieniają się w parkingi, ścieżki rowerowe albo do joggingu. Deweloperzy chcą budować jeszcze więcej i jeszcze bardziej zajmować plaże, które powinny być dostępne dla wszystkich. Nadmorskie miasta, szczególnie te, do których przyjeżdża najwięcej turystów bezwiednie wydają pozwolenia na budowę kolejnym obiektom, kurortom, albo pozwalają na rozbudowę tych istniejących. Plaże nadmorskie w Polsce się kurczą w zastraszającym tempie. I chyba tylko część mieszkańców tych nadmorskich miejscowości ma świadomość niszczenia plaż i zawłaszczania ich dla zarabiania pieniędzy.
Co gorsza Senat wypluł właśnie z siebie projekt ustawy, autorstwa Stanisława Gawłowskiego, a przynajmniej inicjatora pomysłu, aby morskie plaże oddać samorządom. Jeśli taki pomysł kiedykolwiek wejdzie w życie, stracimy te plaże. Bo tu proceder będzie klarowny. Utrzymanie plaż bowiem sporo kosztuje. Naprawdę. Samorządy będą domagać się pieniędzy od rządu na ich utrzymanie, a jeśli tych pieniędzy nie dostaną, będą wyprzedawać je tym, którzy od dawna mają ochotę je kupić. Po to, żeby na nich zarabiać. Będą ciągnęły się zapewne dziesiątkami kilometrów prywatne plaże, na które wstęp będzie płatny. Ile? Tyle, ile ustali właściciel. Nawet mieszkaniec Mielna, Sopotu lub Gdyni nie wejdzie kiedyś na taką plażę. Tak jak już nie mogą nad jezioro wejść mieszkańcy wielu wiosek mazurskich. Nie chcę być złym prorokiem, ale tak to najprawdopodobniej będzie wyglądało. Dla gawiedzi zostaną pewnie tylko jakieś mało atrakcyjne skrawki plaż, które daj Boże nie będą odgrodzone od reszty. Choć szczerze w to wątpię.
Niebezpieczny projekt, który pojawił się w Senacie będzie skutkował także niszczeniem plaż. Pojawi się zapewne jeszcze więcej parkingów, różnego rodzaju pensjonatów, atrakcji turystycznych za pieniądze. Nie jest wykluczone, że im zabudowa będzie posuwała się bliżej brzegów, prywatne już plaże będą zasypywane piaskiem. Przez co ginąć będzie przyroda i zachwieje się być może częściowo istniejący ekosystem. A wtedy wody glazur, bez skrępowania, zobaczymy już tylko na folderach reklamowych, filmach i zdjęciach archiwalnych.
Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Foto: Trzecie OKO
- 16/09/2021 17:22 - Akapit wydawcy: Francuski łącznik
- 14/09/2021 07:58 - Posterunek Straszyn: Ani kroku w tył!
- 09/09/2021 17:50 - Akapit wydawcy: Niemiecka lichwa - kto zabił pocztowców?
- 02/09/2021 18:26 - Ogniomistrz Piotrowski: Poddawałem Westerplatte
- 02/09/2021 18:08 - Posterunek Straszyn: Opozycja czyli przegrana na wszystkich frontach
- 27/08/2021 18:53 - Lans na granicy
- 26/08/2021 16:40 - Akapit wydawcy: W narracji gdańskiej
- 19/08/2021 16:05 - Akapit wydawcy: Głód w gdańskiej willi
- 12/08/2021 16:36 - Akapit wydawcy: Donald Tusk - olimpijczyk z Brukseli
- 03/08/2021 17:08 - Posterunek Straszyn: Podano bursztyn w Gdańsku...