Po wczasowym wyskoku piłkarzy na mundial w Rosji mamy oto ozłoconą wyprawę lekkoatletów na ME do Berlina. Na wschodzie bez nawałnicy, na zachodzie prawdziwa lawina. No i prawdziwy sport, prawdziwa walka. Taka, jakiej na rosyjskich murawach zdecydowanie nam zabrakło. W Berlinie orły na piersiach dumą tryskały. A fani – ci co tam, na trybunach, ale i ci co przed telewizorami, bądź przy radiach tylko – szaleli po prostu. Bo i powodów bez liku, wszakże. I ta walka, i te trofea. Królowa nie zawiodła!
No właśnie. Jedni bardziej radośni, ale drudzy trochę mniej. Fanom znad morza, znad Motławy – w tej radości – wyraźnie gdańskich akcentów zabrakło. Ot, taki gdański dołek tym razem. Tyle że nadzieja zawsze tam gdzieś zostaje; nadzieja, że to chwilowe jedynie, że rychło najlepsza przeszłość powróci. To co piękne było, to co sukcesami słynęło. Bo, jak pamięcią sięgam do lat najmłodszych – taka to była ta nasza, gdańska królowa. Obok boksu, obok gier halowych, no i tej kopanej, oczywiście. Że tu akurat, w tym miejscu, te podwórka się przypominają. Chmary chłopaków i godzinami ganianie za piłką. Jak zawsze, jak na świecie także, tak rodzi się przyszły sukces w tej czy innej dyscyplinie. Choć podwórka głównie z piłką się u nas wiązały. Niestety, tych podwórek dziś praktycznie już nie ma.
Podwórko, a z tegoż podwórka bieganie po obiektach. Stadion przy Traugutta, hale Startu i Stoczni, niebawem i ta przy Słowackiego. To nasze kierunki wtedy. Tak jak i niektóre z ulic, tych bardziej przestrzennych ulic. Bo wyścigi motorowe i biegi uliczne na topie mody wtedy były. Dąbrowski na motorze szalał, a jak bieganie, to najczęściej „Kielas! Kielas! Kielas!” się słyszało. No i te tłumy, tłumy bez liku. Tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi. Oczywiście w niedzielę głównie; jedyny to bowiem wtedy wolny dzień w tamtych latach.
Gdańska lekkoatletyka. Przeplatanka. Wianuszek nazwisk i sukcesów, ale i dołków, rzecz jasna. Bo bywają, niestety. Jak ten w Berlinie ostatnio. Ot, sportu blaski, sportu cienie. Cieszą blaski, ma się rozumieć. I najpierw tu Łomowski, chorąży ekipy i czwarty kulomiot w Londynie, kiedy igrzyska po wojnie wracały. Potem wielka, złota Ela (Duńska, potem Krzesińska, oczywiście), następnie dwóch Kazików, Kropidłowski i Zimny, potem srebrna Jarka Jóźwiakowska, a jeszcze trochę później Władek Nikiciuk. I tak dalej, i tak dalej... I teraz pytanie: kto następny? Królowa czeka i do orszaku zaprasza. Królowa Pani!
Albert Gochniewski
- 28/08/2018 18:35 - Sierpień 1980 na Wybrzeżu: narodziny nowej Polski
- 24/08/2018 21:48 - Latarką w półmrok: (POD)szepty Gęgacza
- 21/08/2018 14:40 - Sierpień 1988 r. Między dialogiem a pałką
- 21/08/2018 14:37 - Futbol wróć!
- 14/08/2018 22:27 - Pięć dni na naukę
- 11/08/2018 08:13 - Akapit wydawcy: TEMIDA SOPOT OPEN
- 11/08/2018 08:10 - List do mieszkańców Sopotu od Stowarzyszenia Mieszkańcy dla Sopotu
- 09/08/2018 17:17 - Ten pierwszy
- 03/08/2018 18:16 - Akapit wydawcy: Kłania się Paprykarz
- 02/08/2018 18:46 - 40 lat jak jeden dzień...