Albertowicz: Kłótnia, której być nie musi

Kiedyś byli jednym, teraz podzielili się, niczym Korea, Wietnam, czy Ribentrop z Mołotowem. Teraz między dziećmi jednej matki rozgorzała wojna, która nie prowadzi do rozlewu krwi, ale lekki niesmak jest.

Wszystko spowodowane przeprowadzką, chęcią zmiany domu na lepszy. Oboje mieszkają teraz w pięknych domach, z tym, że jeden w wielkim, a drugi tylko w dużym. Wiadomo o kogo chodzi?

Już w sobotę ta dwójka będzie mogła rozstrzygnąć swoje problemy w najlepszym możliwym miejscu – na boisku. Wielkie Derby Trójmiasta koszykarzy będą wydarzeniem bezprecedensowym. Po pierwsze może znów paść rekord frekwencji w Ergo Arenie, po drugie, wreszcie sopocianie mają szansę przełamać hegemonię Asseco.

Wzajemne uszczypliwości między trójmiejskim klubami mają swoją historię od samego początku ich koegzystencji. Kibice Trefla mają żal, że Gdynia „ukradła” drużynę Sopotowi, mają też pretensje do byłego szkoleniowca Asseco – Tomasa Pacesasa – o wrogą postawę. Gdynianie swoją akcją marketingową „Mistrz jest tylko jeden”, pokazywali, że nie można współegzystować na poziomie. Były zgrzyty, jak podczas jednego z pierwszych meczów derbowych w Gdyni, próbowano wymóc na ochronie wyrzucenie z hali kibiców trzymających nieprzychylny miastu i klubowi transparent. Wśród tych fanów był min. Paweł Orłowski, były wiceprezydent Sopotu i poseł. W Sopocie nie dochodziło może do aż tak drastycznych wydarzeń, ale nikt rywalom z Gdyni nie okazywał wielkiego szacunku i sympatii.

W tym sezonie oczywiście nic się nie zmieniło. Kibice z Sopotu na meczu derbowym traktowani byli dość restrykcyjnie, nie pozwolono wnieść im większej części oprawy, a organizatorzy przemarszu pod halę otrzymali mandat za odpalenie rac. Wyglądało to ładnie, ale podobno było niebezpieczne…

Może w końcu uda się doprowadzić wzajemne relacje klubów i ich kibiców do normalności. Szkoda by było, gdyby fani Asseco i Trefla nie mogli spokojnie koło siebie usiąść.

Najbliższy mecz Trefla z Asseco już w sobotę na Ergo Arenie. Kupujcie bilety, bo wiele ich już nie zostało.
Filip Albertowicz