Akapit wydawcy: Kerry strzeli na Westerplatte

Trzeba uważać na tego gościa. Może nam urządzić drugie Westerplatte.

Nazywa się John Kerry i jest na utrzymaniu amerykańskich podatników. Za młodu strzelał trochę w Wietnamie, teraz grzebie w sprawach międzynarodowych. Zapowiedział, że mógłby nad Bałtykiem rozpętać III wojnę światową. Strzelanie do rosyjskich samolotów, które w okolicy Kaliningradu i Bałtijska oblatały amerykański niszczyciel USS "Donald Cook", ten sam, który w okolicach Krymu pojawił się tuż przy morskiej granicy w trakcie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego o półwysep, to dla sekretarza polityczne fistaszki...

Sam fakt, że sekretarzowi stanu, wice Obamie do spraw zagranicznych, myśl taka, że można bezkarnie postrzelać do rosyjskich samolotów pod rosyjską granicą, uwalnia się z umysłu publicznie, wywołuje dreszcze, w Słupsku i Redzikowie czas budować schrony dla mieszkańców.

Każda wojna rozpoczyna się od pierwszego strzału. Emeryt z US Navy jest gotowy w okolicach Westerplatte sprawdzić jak to funkcjonuje. Wiara w to, że trzy stare czołgi amerykańskie, a nawet ich batalion zapewnią spokój nad Wisłą, wymaga utraty rozumu. Amerykanie świat traktują jako swoje żerowisko. Wywołują konflikty byle z dala od Piątej Avenue. Nikt nie zna ani jednego libijskiego uchodźcy, którego USS "Donald Cook" podjął z Morza Śródziemnego i dostarczył do opieki społecznej w Nowym Jorku.

Amerykańsko-rosyjska kanonada na wschód od Westerplatte to nie będzie Hollywood. John Kerry nie jest dyplomatołkiem. Konwulsje w Europie stabilizują amerykańskie umysły i portfele.

Marek Formela