Był rok 2011.
Minister Donalda Tuska, doktor Ewa Kopacz, otworzyła drogę do komercjalizacji szpitali. Nęciła pieniędzmi na oddłużenie w zamian za przejście lecznicy na grunt kodeksu handlowego. Zadaniem spółki jest zwiększanie zysku. Zadaniem szpitala dobre leczenie. Im bardziej efektywne tym lepiej dla pacjenta, ale gorzej dla spółki. Tylko w umyśle doktor Kopacz dostatek zdrowia u pacjentów bilansował się z dostatkiem spółek i ich zarządów.
Jest rok 2025.
Ministrem zdrowia Donalda Tuska jest Jolanta Sobierańska-Grenda. Pilna wykonawczyni ustawy doktor Kopacz, która pomorskie lecznice przekształciła w podmioty prawa handlowego, następnie zaprojektowała ich konsolidację i objęła prezesurę jednego z dwóch pomorskich koncernów. Ich zyski, liczone w złotych polskich byłyby większe, ale rozwojowi biznesu przeszkadza dobrze funkcjonujący, czyli dobrze leczący, zespół państwowych klinik Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Gdyby nie ta fatalna okoliczność prezesi zarabialiby godnie z konsumpcji składki zdrowotnej, a tak pozostaje tylko nieco ponad 0,55 mln zł rocznie.
Moda na konsolidację.
Dziś, doktor ekonomii, minister Sobierańska-Grenda, podobnie jak jej poprzedniczka doktor Ewa, używa języka falsyfikującego istotę funkcjonowania systemu służby zdrowia, którego społeczne przesłania sformułowano już w 21 postulatach gdańskich. Też nęci szpitale dodatkowymi pieniędzmi. Komercjalizacja się zamortyzowała, teraz modna jest konsolidacja. Różne spółki medyczne notują straty o czym dr Kopacz nie wiedziała, bo przyjmowała tylko w przychodni. Zgodnie z kodeksem handlowym należy je stawiać w stan upadłości albo likwidacji. Konsolidacja to wybieg, którym jeden minister, doktor ekonomii, ma pokryć klęskę drugiego, doktor Ewy. Była prezes, dziś minister, na własnym przykładzie, pokazuje,że to jest dobry ruch. Jej skonsolidowane przychody tylko z jednego miejsca pracy wyniosły w ub. roku 569 tys. zł, a jeszcze kierując koncernem doradzała innym jak konsolidować. Dziś to recepta ogólnokrajowa. Niegłupia. W budżecie NFZ ponad 200 mld zł - 4 razy więcej niż przed emigracją Tuska do Brukseli - szpitali coraz mniej, chorych też mniej, dzieci nie przybywa, a jeśli to rodzić będą się w chałupie z akuszerką z wioski za miedzą.
Co szpitale w 2011 zyskały...
"Umorzenie kredytu, wzmocnienie pozycji RYNKOWEJ, efektywne wykorzystanie zasobów, elastyczność zarządzania, optymalizacje kosztów, racjonalizację zakupów, wiarygodność i efektywność na RYNKU, dostęp do projektów inwestycyjnych, rozwój działalności KOMERCYJNEJ".
Co zyskali zdrowi obywatele...
Mogą przyjść na akcję promocyjne na miejskim skwerze i pod namiotem zmierzyć sobie ciśnienie, sprawdzić poziom cukru, zbadać skórę, a nawet dowiedzieć się, że mogą mieć czerniaka. Zapraszają osobiście politycy PO za pieniądze publiczne wydane na reklamę.
Co mogą chorzy...
Prawie nic. Mogą, jak wielu znanych i nieznanych chorych, skarżyć się w telewizjach, że nie ma miejsc na ich leczenie do końca roku. Mogą czekać tygodniami na wyniki różnych badań, choć choroba nowotworowa nie jest tak cierpliwa. Mogą mieć łut szczęścia i trafić na lekarza, który poczuje więź z pacjentem i przełamie bezwład komercyjnego systemu. Mogą żebrać o pieniądze co łaska, tulić się do serc i prosić o datki, skoro wiarygodny i efektywny rynek dostrzega ich chorobę tylko w segmencie komercyjnym.
Co cieszyło premiera i jego liberalne otoczenie...
Język, którym minister Kopacz i dyrektor Sobierańska-Grenda z pomorskiego urzędu zachwalały zamianę szpitali publicznych w spółki prawa handlowego czyniąc z chorego jednostkę obrotu towarowego. Choroba i chory w tym utworze nie występują. Zyski na obrocie tym niechodliwym towarem sięgają 50 mln złotych, a prywatna rentowność zarządów czyni trud ten znośnym. Zarządy dawnych zwykłych przychodni uginają się pod ciężarem swoich rocznych wynagrodzeń, co pacjentom bytu nie polepsza.
Co dalej.
Konsolidacje to biznes. Działki budowlane, fuzje, prywatyzacje jawne i ukryte, gry i obsady personalne. Mając tak wielkie zasługi w dewastacji uprawnień obywateli zapisanych w art. 68 Konstytucji, Ewa Kopacz osiedliła się w Brukseli, by, póki zdrowa, z bezpiecznego dystansu przyglądać się utowarowianiu pacjentów.
Recepta?
Przerwać ten wulgarny eksperyment. Jego gorliwych wykonawców przenieść ze sfery publicznej, bo zgodnie z rekomendacja WHO dobre zdrowie jest kategoria społeczną a nie komercyjną, do własnych kiosków, straganów, gabinetów i lecznic. Albo lekarz korzysta z bezpiecznej pensji z daniny obywateli na rzecz NFZ, albo wybiera sprawdzian na wolnym rynku. Warto to zrobić dla własnego zdrowia zamiast skamleć o grosze u klamek medialnych bogaczy, którzy filantropijne gesty opłacają z datków swoich czytelników i widzów.
Byłaby to konsolidacja systemu z pacjentem na pierwszym panie. Nie dobro lekarza a dobro pacjenta jest bowiem najważniejszym postulatem etycznym służby zdrowia.
Kiedy system, który politycy PO aplikowali społeczeństwu z bolszewicką energią, zatrząsł się kilka lat temu w swoich finansowych ramach, jego korporacyjni zarządcy, w tym prezes J. Sobierańska-Grenda, domagali się pieniędzy od rządu: "Mamy koszty, mamy stratę" - lamentowała obecna minister, której koszty indywidualnego wynagrodzenia były częścią tej straty.
Leczyć, czy na leczeniu zarabiać?
Marek Formela
- 20/09/2025 07:42 - Akapit wydawcy: Staszek zamknął Galerię...
- 17/09/2025 08:28 - Latarką w półmrok: Kogo wybrało Wzgórze Mickiewicza?
- 10/09/2025 14:45 - Latarką w półmrok: Zdarzyło się 10... - cui bono qui prodest?
- 30/08/2025 13:56 - Akapit wydawcy: Niemieccy bandyci
- 30/08/2025 13:51 - Cel – ostateczne nazistowskie zniemczenie Gdańska