Piłkarskie święto A.D. 2008 obfitowało w żarty o naszych rodakach, kradnących nawet spodnie z niemieckich kibiców. Odwdzięczaliśmy się kpinami z tego co niemieckie – brzydkich Helg, kiepawych fryzur i betonowej błyskotliwości sąsiadów. Wszystko było OK.
Jednak dzisiaj, na rok przed rozpoczęciem Euro zaczynamy się coraz poważniej denerwować: a jeśli żarty o meczach piłkarskich rozgrywanych na łąkach i kibicach tkwiących w kilometrowych korkach się potwierdzą? Rozumiem, że otwarcie PGE Arena może się przesunąć. I to o dwa, czy trzy miesiące. Ale jeśli wysoki urzędnik miasta, nawet w randze wiceprezydenta, rano mówi w radiu, że wszystko OK, a kilka godzin później policja informuje, że na stadionie owszem, ale grać to mogą tylko polne myszy z Letnicy - coś zaczyna śmierdzieć. Smród potęgują wieści ze Stadionu Narodowego, według których maksymalna waga kibica wchodzącego po schodach nie może być większa niż Chińczyka, który uciekł właśnie z budowy autostrady A2. Czyli jakieś 35-40 kg. W przeciwnym razie „konstrukcja może okazać się niebezpieczna”. Co to znaczy?! Że się zawali? Znając nasze chlubne, narodowe tendencje do obchodzenia norm i zastępowania ich „lepszymi, tanimi zamiennikami”, można zadać sobie pytanie, a jak coś serio nawali? Prezes Platini przygnieciony elementem nośnym, prezes Lato stratowany przez tysiące sfrustrowanych kibiców, szukających od tygodnia miejsca w pociągu?
Blamaż Polski w kwestii organizacji Euro 2012 to tak, jakby Jan III Sobieski zabłądził w drodze pod Wiedeń. To jakby ktoś wysłał e - maila do dwóch miliardów ludzi z filmem, na którym idąc ulicą nie zauważamy stojącej przed nami latarni. To tak, jakby przyznać przed całym światem, że jednak jesteśmy do bani. To obciach większy niż przyjście na biznesowe spotkanie całego świata boso. ”Przepraszamy, spieprzyliśmy to totalnie” - czy tak przyznają politycy?
Plusem obecnej sytuacji jest to, że został nam rok. To sporo czasu na reakcję. Jeśli nic się nie zmieni, trzeba będzie wdrożyć tajny plan. Nie wybudujemy autostrad, ale ustawimy atrapy wiaduktów – będą dobrze wyglądać w reklamówkach. Dworce odmalujemy. Mieszkańców dużych miast wysiedlimy, jak podczas wizyty Obamy – po co ryzykować korki. Może dziennikarze zajmą się sytuacją na Ukrainie, jest szansa, że sąsiedzi wtopią bardziej. Może jakaś modna bakteria albo skażenie? W końcu w okolicach Kijowa ciągle jest urodzaj na grzyby...gdzieś tak od 25 lat.
Może być jednak piękniej i będę trzymał kciuki, żeby nikt nie spadł z tych trybun, a w korkach stało się krócej. Wszystkim.
Jacek Pauli
- 07/07/2011 12:57 - Albertowicz: Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to…
- 04/07/2011 07:44 - Artur S. Górski: USA – urodzone 4 lipca
- 23/06/2011 16:02 - Albertowicz: O co chodzi z tym stadionem?
- 23/06/2011 14:01 - Jaworski: Tusk zakazał nikt w Boże Ciało nie przyszedł
- 16/06/2011 19:57 - Albertowicz: Skauting leży
- 07/06/2011 00:00 - Albertowicz: Polskie hokejowe piekiełko
- 02/06/2011 10:26 - Albertowicz: Ogórki i spekulacje
- 27/05/2011 12:06 - Marcin Horała: Steinbach, czyli Niemcy w grze o narodowe interesy
- 26/05/2011 10:19 - Albertowicz: A w Gdańsku "wszyscy" zadowoleni
- 23/05/2011 16:32 - Formela: Plajta Boba