Napoleon Bonaparte po klęsce pod Waterloo spisując polityczny testament obwieścił, że pozostawia dwie rodzące się potęgi, które będą dominowały w świecie – Rosję i Stany Zjednoczone.
4 lipca 1776 r. to data narodzin nowoczesnego państwa. Oto pod wpływem idei oświeceniowych grupa wolnomularzy wcieliła w życie ideę nowego porządku. Specjalnie powołany komitet z Thomasem Jeffersonem, który opracował projekt Deklaracji Niepodległości, przygotował zasady ustrojowe. Deklaracja stwierdzała, że wszyscy ludzie są równymi i są obdarzeni nienaruszalnymi prawami do życia, wolności i dążenia do szczęścia. Jej autorami, oprócz Jeffersona, byli John Adams i Benjamin Franklin. Ojcowie założyciele USA nie zrezygnowali z systemu niewolnictwa, zresztą skwapliwie z niego korzystając.
Trzynaście lat później w Stanach Zjednoczonych przyjęto konstytucją, która nadal obowiązuje. Uzupełniona o jedynie 27 poprawki konstytucja reguluje życie 50 stanów USA.
Stany Zjednoczone, widziane są najczęściej oczami filmowców z Hollywood, czy poprzez pryzmat Nowego Jorku lub Chicago. To wyjątkowy tygiel kulturowy, etniczny, religijny. Imigracja, szczególnie z sąsiedniego Meksyku, sprawia, że niebawem większość Amerykanów będzie posługiwała się innym niż angielski (głównie hiszpańskim) językiem. Amerykański mit, któremu od lat ulegali Polacy nieco zbladł. Administracja amerykańska mniej interesuje się Europą, a dolar przestał być jedynym mitycznym kluczem do „ziemi obiecanej”. Polacy jednak patrzą na USA z sympatią. Nie tak bezkrytyczną i nieco inaczej niż w czasach Leopolda Tyrmanda, czy Marka Hłaski, ale choćby z racji znacznej polskiej emigracji w USA to kraj pozostający w centrum naszej uwagi. Mimo, że sojusznicze zobowiązania Polska wypełnia – ciągle rodacy chcący odwiedzić Stany Zjednoczone muszą odstać swoje w kolejce po amerykańską wizę. Dopiero ich zniesienie da nam poczucie, że zaczynamy być traktowani jako równorzędny partner.
Dla historii współczesnej Europy szczególnie ważne okazały się lata 80. To w tym czasie kształtował się ład polityczny i runął kolos – ZSRR. Prezydent USA Ronald Reagan określił w 1983 r. Związek Radziecki mianem imperium zła. Konsekwentna polityka tamtej administracji spowodowała, że na Kremlu dostrzeżono w końcu potrzebę reform. Jednak narzucony wyścig zbrojeń, pokerowe zagranie Reagana z programem tzw. wojen gwiezdnych (strategiczno - narodowego systemu obrony antybalistycznej Strategic Defense Initiative – SDI) oraz oddolne ruchy niezależne w dawnych demoludach spowodowały, że próba reformy systemu spowodowała jego zawalenie. W 1987 roku Reagan przemawiając przed Bramą Brandenburską wzywał ówczesnego przywódcę ZSRR Michaiła Gorbaczowa: Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur! (Mr. Gorbachev, tear down this wall!). Ta reaganowska polityka lat 1980-88 zbiegła się z częścią pontyfikatu Jana Pawła II. Obaj przyczynili się do wypchnięcia sowieckiego komunizmu z historii. Reagan pozostaje idolem konserwatystów i Partii Republikańskiej. Za kilka miesięcy przekonamy się kto zdobędzie nominację republikańską w wyborach w 2012 r. Na razie faworyzowana jest - być może pierwsza kobieta – prezydent Sarah Louise Palin. Ta 47-letnia pochodząca z Idaho amerykańska polityk w 2006 r. została gubernatorem stanu Alaska, będąc pierwszą kobietą na tym stanowisku.
Od wyniku wyborów w USA zależy też kształt polityki europejskiej tego mocarstwa. Ostatnia dekada była bowiem czasem wycofania się Amerykanów z zainteresowania Europą. Pozwoliło to m.in. na nagłośnienie i lansowanie koncepcji m.in. europejskich sił zbrojnych. To wyraźna tendencja do tworzenia alternatywy dla NATO. Ograniczenie amerykańskiej obecności i aktywności w Europie szczególnie jest na rękę Rosji, która próbuje odbudować swoje wpływy na kontynencie. Zależy też na tym tak Francji, jak i Niemcom. Ich projekty polityczne są o tyle realne, że obecna administracja amerykańska w „planie gry” przesunęła akcenty na Azję. To nie tylko kwestia zakończenia tzw. zimnej wojny w Europie. To też efekt planowania strategicznego, biorącego pod uwagę tak konieczność szachowania Rosji i dawnych republik ZSRR od południa, ale i wzrostu roli Indii oraz rosnących wpływów Chin.
Jednak obawy o wynik wyborów skłoniły demokratów do wykonania gestów w stronę Europy. Stąd i niedawna krótka wizyta w Polsce Baracka Obamy. Poparcie dla Obamy w USA spadło bowiem drastycznie. Pokazały to mizerne wyniki demokratów w ubiegłorocznych wyborach do Kongresu. Jeśli ta tendencja utrzyma się to nie wygra on ponownie wyborów prezydenckich. Jest jednak jeszcze jeden warunek – pojawienie się wyrazistego kandydata Partii Republikańskiej.
Walka o klucze do Białego Domu już przyniosła wzrost zainteresowania Obamy Europą. Obecny prezydent liczy na głosy europejskich imigrantów w USA. Czy da to trwały efekt? Wątpliwe. W polityce Obamy dominuje bowiem, to co niektórzy określają jako „reset w relacjach z Rosją”. USA ustąpiły bowiem z zainteresowania dawnymi republikami ZSRR na Środkowym Wschodzie, wykazują też brak determinacji w stosunkach z Ukrainą, a przede wszystkim - z Polską. W stosunkach z Rosją też widoczna jest defensywa administracji Obamy. To powoduje, że jako główny gracz w tej części świata jawi się Władimir Putin z ego autorytarnymi rządami. To widoczne było m.in. przy skasowanych przez Obamę projektach tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Nie powiodła się też polska polityka skupienia państw nadbałtyckich, Ukrainy, Azerbejdżanu i Gruzji wokół strategicznego partnerstwa z USA. Po tragedii smoleńskiej i śmierci Lecha Kaczyńskiego z tej koncepcji nie pozostało już właściwie nic.
Na szczęście w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego USA zdają się widzieć konieczność położenia tamy dla rosyjskich planów i energetycznego monopolu Rosji. USA angażują się więc w budowanie niezależności energetycznej Europy poprzez szukanie nowych źródeł energii (gaz łupkowy), budowę nowych rurociągów i zbiorników na surowce energetyczne. Wpływy Rosji bazują bowiem na źródłach energii. Postępujące uzależnienie Europy od rosyjskich dostaw da bowiem w efekcie niestabilność NATO i samej Unii Europejskiej.
Z kolei USA wyraźnie chce zjednać Polskę, wolną od historycznych obciążeń w tamtym regionie, do współpracy w rejonie Afryki Północnej i na Bliskim Wschodzie. Nawet ostatnia kuluarowa rozmowa Radosław Sikorski – Hilary Clinton, która była aranżowana w Wilnie, miała dotyczyć tej kwestii. Zachód obawia się bowiem dojścia do władzy ugrupowań islamskich i exodusu z Afryki do osłabionej kryzysem Europy.
Tak czy inaczej - jaka będzie dalsza polityka USA w stosunku do Polski, zależy od tego, kto wygra wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
Artur S. Górski
- 20/07/2011 07:55 - Formela: Gem, set, Sopot
- 14/07/2011 14:43 - Albertowicz: Rów Mariański
- 14/07/2011 08:11 - Artur S. Górski: W rocznicę Rewolucji Francuskiej
- 07/07/2011 13:04 - Formela: Skoordynować piłkę z nogą
- 07/07/2011 12:57 - Albertowicz: Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to…
- 23/06/2011 16:02 - Albertowicz: O co chodzi z tym stadionem?
- 23/06/2011 14:01 - Jaworski: Tusk zakazał nikt w Boże Ciało nie przyszedł
- 16/06/2011 19:57 - Albertowicz: Skauting leży
- 08/06/2011 22:15 - Jacek Pauli: Żarty się skończyły
- 07/06/2011 00:00 - Albertowicz: Polskie hokejowe piekiełko