Pani wiceprzewodnicząca Rady Miasta Gdańska, Agnieszka Owczarczak, z grupy polityczno-towarzyskiej Młodych Demokratów, przesłała mi e-mailem ponaglenie, abym koniecznie wziął udział w głosowaniu nad projektami tzw. budżetu obywatelskiego. Wziąłem, choć politycznie i towarzysko udzielam się gdzie indziej. Tym samym znalazłem się w mniejszościowym gronie 51 tys. gdańszczan (13,6 proc. uprawnionych). To fantastyczny wynik – skomentował ojciec miasta Paweł Adamowicz. Fantastyczny, zwłaszcza, jak na półmilionową metropolię, która chlubi się być kolebką demokracji III RP, rządzoną od kilku kadencji przez Platformę - nomen omen - Obywatelską.
A pewnie i ja, gdyby nie fakt, że znajduje się na liście mailingowej pani radnej Owczarczak, w głosowaniu udziału bym nie wziął, niespecjalnie wiedząc, że takowe w ogóle się odbywa. A należę do osób interesujących się życiem miasta więcej niż przeciętnie.
Wziąłem udział w dzieleniu obywatelskiego budżetu z dwóch prozaicznych powodów. Po pierwsze: głosowanie mogłem odbyć przez internet, więc nie wymagało ode mnie żadnej fatygi. Po drugie: wolę, aby miasto wyremontowało chodnik pod moim domem, niż pod domem stojącym dwie ulice dalej.
Prezydent Gdańska w swej mądrości z góry zapowiedział, że jest to projekt pilotażowy (w zarządzaniu oznacza to projekt mający na celu „rozpoznanie podstawowych barier wdrożeniowych”). Jeśli więc podstawowe bariery okażą się zbyt wielkie, to projekt nie będzie kontynuowany.
Dlatego pewnie prezydent – z ostrożności zrodzonej z rozsądku - zezwolił obywatelom miasta, którym ojcuje, na udział w rozdzieleniu skromnych 9 mln zł. Skromnych, nie tylko wobec całego budżetu miasta, ale skromnych wobec niektórych jego wydatków. Wszak sama tylko budowa Europejskiego Centrum Solidarności pochłonie w jednym tylko 2014 r. - 76 mln zł.
O! Gdyby prezydent Paweł Adamowicz zezwolił głosować przez internet za tym, czy kontynuować budowę ECS, czy też wycofać się z wydawania na to pieniędzy, to byłoby dopiero coś. Musiałbym uznać, że to nie tylko odwaga, ale nawet pewnego rodzaju ekstrawagancja i brawura. Sam jestem ciekaw, czy rozpoczęta już budowa ECS by się utrzymała. No, ale do tego typu demokracji, nawet pilotażowej, mieszkańcy Gdańska na pewno nie dojrzeli obywatelsko. To byłoby gorzej, niż dzieciom dać zapałki. Decydowanie o takich sprawach gdańszczanom więc nie grozi.
Pamiętam – a dobra pamięć to moja największa przywara – jak w maju 2007 r. zbierał się rządzący Gdańskiem klub radnych Platformy Obywatelskiej, na którym zastanawiano się, co tu z budżetowych wydatków ciąć, w obliczu coraz większego zadłużania miasta. Ktoś rzucił pomysł, aby ciąć budowę ECS. Bo to był wówczas najmniej zaawansowany projekt, poza tym dość mglisty w założeniach merytorycznych. I do tego wszystkiego cholernie drogi. Prezydent Adamowicz pokręcił wówczas głową. Zamiast wstrzymywać budowę ECS, lepiej obciąć kasę na lokalne drogi, chodniki, szkolne sale gimnastyczne i pływalnie. I miał wówczas rację. Dzięki temu gdańszczanie mogli teraz w demokratycznym procesie zdecydować, które kilka chodników – spośród tysięcy do nareperowania – nareperować.
Waldemar Kuchanny
- 22/03/2014 10:41 - Gdańsk, Pomorze, Europa: Mentalność Kalego
- 22/03/2014 10:30 - Longin Pastusiak: Wybieramy parlament europejski
- 13/03/2014 19:59 - Gdańsk, Pomorze, Europa: Ukryta opcja (anty)niemiecka
- 10/03/2014 16:22 - Budyń z sokiem malinowym: Gdy kłopotów masz huk, do drzwi sąsiada zapukaj puk, puk
- 02/03/2014 14:46 - Prof. Stępniak: Parlament Europejski – od roli konsultanta do współdecydenta w Unii Europejskiej
- 21/02/2014 19:39 - Gdańsk, Pomorze, Europa: Ząb Donalda
- 19/02/2014 14:32 - Ukraina stoi w ogniu. Europa bezradna
- 11/02/2014 18:59 - Gdańsk, Pomorze, Europa: Dzień Świstaka
- 06/02/2014 08:10 - Wysoka cena za zdrowie
- 03/02/2014 19:04 - Gdańsk, Pomorze, Europa: Zdrowie na sprzedaż