Spotkanie autorskie Małgorzaty Tusk z czytelnikami jej książki odbyło się 1 lutego, w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku. Żona Donalda Tuska opowiadała nie tylko o swojej autobiografii pt. „Między nami”, która wzbudziła spore poruszenie wśród opinii publicznej.
Dla zainteresowanych pomiędzy regałami z książkami rozstawiono zaledwie 16 krzeseł oraz stolik i trzy krzesła, dla autorki, prowadzącej spotkanie Doroty Karaś i aktorki Małgorzaty Oracz czytającej fragmenty autobiografii.
Po krótkich wypowiedziach do przedstawicieli mediów, w tym do dwóch telewizyjnych kamer, spotkanie rozpoczęło się o godzinie 18.00.
- Jestem bardzo zaskoczona, że na to spotkanie ze mną przyszło tak wiele osób. Jestem dumna że mogę siedzieć po tej drugiej stronie - zaczęła spotkanie premierowa Małgorzata Tusk.
- Pani czuje się chyba jak żona marynarza, którego w większości nie ma w domu. No, ale pani przeprowadziła się z Sopotu do Warszawy. Jak teraz wygląda życie w stolicy? Co pani tam ze sobą zabrała ze swego mieszkania?
- Wprowadziłam się tam z kilkudziesięcioma książkami, które mam przeczytać lub są mi potrzebne. Wzięłam ze sobą wiele pamiątek, w tym i zebrane w różnych miejscach kamienie. Mamy trzy duże misy z kamieniami. Służą nam jako talizmany magiczne, z których czerpiemy moc. Mąż wyszukuje w tych misach małe kamyki, przegląda, i jak ma jakieś ważne zadanie, na przykład występ w telewizji lub gdzieś wyjeżdża w delegację zagraniczną, to bierze do ręki taki kamyk mocno go ściska, po czym wkłada do kieszeni spodni. Uważa ze przynosi mu on szczęście. Mamy też jeszcze takie inne swoje małe skarby.
Mój tydzień wygląda tak, że co drugi tydzień staram się przebywać w Warszawie od poniedziałku do czwartku. Czasami też przyjeżdżam co tydzień. Uczestniczę w rożnych spotkaniach, podejmuję gości. Staram się przyjeżdżać na weekendy do Sopotu, aby być razem z dziećmi i wnukami. Staram się pochodzić nad morzem, aby powdychać jodem.
- Książkę pisała pani w Gdańsku czy w Warszawie? Jak to się odbywało? Czy pisała pani z przerwami? Czy był okres przygotowawczy i zbieranie materiałów źródłowych?
- Wartościową książkę chciałam napisać zawsze, już jak nauczyłam się czytać. Ale nie mam za bardzo talentu, aby pisać książki czy powieści. W związku z tym uznałam, że najłatwiej jest napisać autobiografię. Bo człowiek na tym się zna. Jest możliwość opisu własnych wzruszeń, przeżyć, dramatycznych chwil. Autobiografia jest chyba najłatwiejsza do napisania. Tutaj w Sopocie mamy nieduże mieszkanie, więc pisałam głównie w Warszawie. Jest tam duży stół na którym można rozłożyć papiery. Pomagała mi w tym koleżanka, która jest w Warszawie dziennikarką. Nauczyła mnie ona pisać elektronicznie, w programie edytorskim.
- Czy powiedziała pani rodzinie, dzieciom o swoim zamiarze napisania książki? Czy to przez jakiś czas był pani sekret, przygotowywanie się w tajemnicy do napisania?
- Kiedyś wspomniałam mężowi, że chciałam napisać książkę o nas. Taką trochę o miłości. W końcu przeżyliśmy ze sobą 35 lat. Ale też aby pokazać wszystkie nasze dramaty. I spytałam się go, czy to będzie interesujące? On mi odpowiedział, że to na pewno nie będzie interesujące. Interesujące są książki o polityce, o tym jak wyglądała nasza Polska, jak się zmieniała. To mi dało wiele do myślenia i postanowiłam połączyć nasze życie, naszą przeszłość, młodość, to co za dzieciństwa przeżyliśmy w komunizmie, a młodość już prawie w wolnej Polsce. O tym też, jak nam nie było łatwo oraz o tym jak wyglądał okres Solidarności i stan wojenny. Starałam się to wszystko połączyć, aby mieć własną satysfakcję i aby miał ją mój mąż i nie czuł się rozczarowany.
- Czy pytała pani męża o różne daty, wydarzenia? Jak książka była już gotowa, to okazało się, że jest ona o waszym wspólnym życiu, a nie o historii.
- Uznałam, że gdybym ja opisała wszystko co przeżyliśmy, łącznie z okresu opozycji, to nie było by już szans napisania drugiej książki. A tak, to zostawiłam coś dla męża. Bo może kiedyś jak przejdzie na emeryturę, to wpadnie na pomysł, aby też napisać książkę. O swoich zmaganiach z rzeczywistością i historią.
- A czy dzieci wiedziały, że pani przygotowuje się do napisania książki? Czy pani ich wypytywała o coś? Jak oni widzieli pewne wydarzenia z okresu swego dzieciństwa? Czy książka była dla nich zaskoczeniem?
- Dzieci mówiły, mamo to weź siadaj i pisz. Jak napisałam książkę i opowiadałam córce historię, jak ktoś zwrócił mi uwagę o tym, że dzieci musiały posprzątać, aby dostać kieszonkowe. I wtedy Kasia spytała mnie, to ty o takich też sprawach pisałaś? A ja byłam tym zdumiona, że Kasia uznała, że ja piszę o mało ważnych sprawach. Ale tak naprawdę, to jest przecież ich dzieciństwo. A ja im tłumaczyłam, że w życiu nie ma lekko, nie ma nic za darmo. Trzeba nawet zapracować na takie małe kieszonkowe.
- Duży rozgłoś zdobyła książka autobiograficzna Danuty Wałęsa. To było jej wyjście z cienia męża prezydenta. O tej książce dyskutowała cała Polska. Danuta Wałęsa ukazała swoje życie z mężem, u boku polityka. Jaki wpływ jej książka miała na pani decyzję o napisaniu własnej książki?
- Miała zdecydowanie duży wpływ, ponieważ pani Danuta pokazała, że można żyjąc u boku polityka być osobą prywatną i można dać coś od siebie. Jest osobą, która też może opisać jakąś historię i zastanawiać się, ile jest wspólnego tej historii z tym moim życiem. Tak naprawdę pani Danuta wykazała się dużą odwagą. Bo u nas w Polsce kobiety związane z polityką nie zawsze są doceniane. Książka pani Danuty jest trochę inna, bo ona chciała przedstawić taki rozrachunek ze swoim życiem małżeńskim. Natomiast ja opisuję życie składające się z drobnych sytuacji, walczę o niezależność, o to aby być solidnymi partnerami, I to też przekazałam w książce. To jest opisana taka codzienna drobna walka.
- Ale pani książka też jest rozrachunkiem. Pani też pisze bardzo szczerze o waszym 35-leciu pożycia małżeńskiego. O trudnych chwilach, kryzysach, kiedy czuje się pani bardzo samotna i rozważała nawet odejście od męża. Trudno było o tym pisać?
- Mam wrażenie, że bardzo trudno jest pisać o samotności. Zwłaszcza pisać w sensie literackim. Wiele ludzi boryka się z samotnością, depresjami. Trudno jest nam do tego się przyznać. A jeszcze trudniej opisać. Ale tak to jest. To jest w nas. To jest część naszego życia.
- Czy nadal jest pani taka impulsywna i podejmuje decyzje w taki szybki młodzieńczy sposób, niemal z zamkniętymi oczami?
- Nadal jest to w naszym małżeństwie. Takie coś szalonego, studenckiego. Mamy okres wzburzonej fali, albo jesteśmy tacy tkliwi. Ja czasami go nienawidzę, a on mówi, że jestem straszna jędza. Z tych dawnych uczuć nic nie zginęło. Ale teraz zdarza się, że liczę sobie do dziesięciu aż coś powiem. To wcale nie jest mądre mówić szybko, jak i też mówić prawdę ludziom. Lepiej czasami przeczekać, zastanowić się co powiedzieć. Zmienić ton, grymas twarzy. Trochę się zmieniliśmy, ale nadal jest w nas ta prawda impulsywna.
- Jaką radę udzieliła by pani swoim dzieciom?
- Na pewno bym mojej córce powiedziała, aby jako 26-letnia panna zastanowiła się nad tym i pomyślała o dziecku. Bo ja już jestem babcią, mam dwoje wnucząt i uważam, że dziecko w rodzinie to jest takie duże szczęście. Zapewniłabym ją, że może na mnie liczyć, ma moje wsparcie.
- Jak ktoś czyta fragmenty tej książki, to ma pani odczucie, że to jest o pani życiu, czy kogoś innego? Czy pani się już zdystansowała do treści i stanęła obok?
- Mam wrażenie, że cały czas tak myślę, że to jest całe moje życie. To jest już któreś z rzędu spotkanie i ja czasami jak słucham czytanych przez słynne aktorki fragmentów, to za każdym razem niektóre mnie wzruszają.
- Co byłe przyjemnego nad pracą napisania tej książki, powrót do dzieciństwa, wyszukiwanie archiwalnych fotografii, przypominanie sobie przeszłości i opisywanie jej...?
- Tak, to było bardzo przyjemne. Taki powrót myślami do mojego dzieciństwa spędzonego z dziadkami, którzy już nie żyją. Taka wycieczka w przeszłość. Można sobie przypomnieć, jak spędzaliśmy wakacje. Jak byliśmy wszyscy wielką zgraną rodziną. To jest takie piękne. Każdy kto pisze autobiografię o swojej przeszłości i dzieciństwie o takich czasach niefrasobliwych, to każdy czuje takie wzruszenie.
- Czy zmieniło się pani życie po napisaniu tej książki? Więcej z pewnością jest pytań od dziennikarzy. Więcej spotkań z publicznością. Różne są reakcje na książkę, od takich umiarkowanych, pochlebnych po ataki. Czy napisała pani tą książkę, aby zrobić promocje mężowi i aby w jakiś sposób mu pomóc? Jak się pani z tym czuje?
- Każdy człowiek ma prawo mieć własne zdanie w wielu sprawach. Oczywiste, że niektórym będzie się to podobać, a niektórym nie. Tak jest z każdą książką. A ta dotyczy polityka. Niesie ze sobą różne emocje. To już taki urok takich książek. Ja bardzo lubię kontakty z ludźmi.
- Pisała pani książkę o polityku, czy zastanawiała się nad tym, że o pewnych sprawach nie powinnam pisać. Pewnych tematów nie powinnam poruszać. Jak podczas pisania wyglądała pani własna cenzura?
- Starałam się nie poruszać mocno politycznych tematów. Ale opisuję też o wyborach w 2007 i 2011 roku. O tym, jak było ciężko gdy w 2007 roku przegraliśmy. Jak mi było wtedy ciężko i w naszej rodzinie. Staram się dotykać politykę, ale nie w sposób agresywny. Nie chcę nikogo szkalować. Chciała bym, aby po przeczytaniu tej książki pozostawało pozytywne wrażenie i satysfakcjonujące uczucie. To jest fajna książka o tym, co przeżyliśmy wszyscy. Bo to jest też opisana nasza wspólna historia.
- Dużo jest w tej książce o pani samotności. Czy ta książka jest odwetem na tej polityce? Bo te działania pani męża w opozycji was oddalały. Miały decydujący wpływ na wasze życie. Mąż zostawiał panią i dzieci...
- Ta książka niewątpliwie jest taką moją decyzją. Takim wkładem w nasze życie. Nie tyle chciałam się odegrać, tylko że też stwierdziłam, no teraz ja skoro wpadłam na ten pomysł, to tę książkę napiszę. Ale napiszę coś niezależnego, coś wyłącznie mojego.
- Mąż z pewnością czytał tę książkę przed wydrukowaniem. Czy miał wątpliwości, czy był zły z jakiegoś powodu? Czy dyskutowaliście na jej temat?
- Mąż był zdumiony i jak tak myślał początkowo, że będzie więcej o historii i polityce, stwierdził, że jest dobrze, że jest dużo o Solidarności. Ale stwierdził też, że jest za dużo o kobietach. Po co są te przepisy kulinarne. Przecież mężczyzn one nie interesują. Jego też nie inspirują przepisy kulinarne, bo on gotuje jedynie bigos raz na święta, którego przepis pamięta od swojej mamy. On nie przeczytał żadnego przepisu kulinarnego, ale ja i moje koleżanki uwielbiamy je czytać. I dlatego ja je opisałam z myślą o czytelniczkach.
- Czyli mąż potrafi jedynie bigos przyrządzić, ugotować herbatę lub zrobić jajecznicę?
- Tak, on tylko to potrafi.
- Dużo pani pisze o ubiorach, które pani sama wydziergała na drutach i szydełku. Jak mąż został premierem, to trudno było wbić się w takie ramy oficjalnych ubiorów, garsonek, stosownych butów. Czy przystosowała się pani do tego stopniowo, czy tak udało się od razu?
- Ja byłam zawsze zwolenniczką ubrania sportowego, jak dżinsy czy żakiet. Trudno jest się przystosować ubiorem do obowiązującego protokołu dyplomatycznego. Trzeba być ubranym w miarę przyzwoicie w Europie. Nie można nosić bluzki na ramiączkach, bo to jest zbyt roznegliżowane. Wymagana jest przyzwoita sukienka lub kostium. Wiele strojów jest dopuszczalne. Niektóre panie jednak przełamują protokół dyplomatyczny, aby być na pierwszych stronach gazet.
- A o czym rozmawiają ze sobą żony polityków gdy się spotykają?
- Jak podejmuję żony premierów w pałacyku w Łazienkach, jak na przykład ostatnio żony premierów Singapuru czy Japonii, które rozmawiają z udziałem tłumaczy, to próbuje się dowiedzieć wcześniej czym się one interesują. I wtedy łatwiej mi rozmawiać na dany temat, jak np. o naszej architekturze, roślinności, o typowych dla Polski drzewach czyli klonach czy wierzbach płaczących. Te moje rozmówczynie są podobnie jak ja stremowane. Cieszymy się, jak uda nam się rozmawiać na interesujący nas obie temat. Wtedy na koniec pożegnania całujemy się, a jak ponownie się spotykamy, to jesteśmy już pozytywnie do siebie nastawione. Mówi się wtedy, że są nawiązane ciepłe kontakty choćby żon dyplomatów. A to jest też bardzo ważne.
- Wracając do książki, o czym było najłatwiej napisać?
- Z pewnością o współczesnych czasach było napisać najtrudniej, bo je jest ciężko ocenić. Najłatwiej oceniać to, co było dawniej, nawet dzieciństwo, czy młodość. Ocenić swoje błędy, co można by poprawić. Obecne czasy się dzieją i trudno się do nich odnieść. Dopiero po jakimś czasie jako historyk będę mogła to ocenić. Ostatnio wiele się zmieniło w Polsce, w Trójmieście, bo nawet jesteśmy w budynku, którego jeszcze niedawno temu nie było.
- Jak pani sobie radzi z agresją polityczną? Polskie życie polityczne jest pełne agresji. Czy pani tym się przejmuje, czy rozmawiacie o tym w domu z mężem?
- Tak ja się tym przejmuję. Dlatego nie włączam telewizora w domu. Przeczekuję takie agresje.
- Jaką ma pani odskocznię od tego świata? Czy ma się pani gdzie schronić, uciec choć na chwilę od tej rzeczywistości...
- Mam takie sposoby. Uciekam do książek. A drugi sposób, to koleżanki które bardzo lubię, a także rodzina i przyjaciele, których znam od wielu lat. Umiemy śmiać się ze sobą, przygotowujemy różne potrawy, oceniamy je. Przyjaźń docenia się dopiero w późniejszym wieku, bo dostrzegamy jej wartość. Ona jest dla mnie bardzo ważna, nie raz skutecznym ratunkiem.
- Czy w pani rodzinie jest równouprawnienie? Jaki jest zakres obowiązków jak jesteście razem w Sopocie?
- Mąż jest zwolennikiem małżeństwa tradycyjnego. A ja jestem zwolenniczką małżeństwa partnerskiego. W związku z tym, w ramach partnerstwa, każdy chce w rodzinie rządzić. Każdy chce być najważniejszy. Non stop jest ciągle wielka utarczka. Walka o to, żeby skupić na sobie uwagę. Ale każdy człowiek ma być ważny, wysłuchany. Męża angażuję do wyrzucenia śmieci, bo to jest typowo męskie zadanie. Czasami coś mi naprawi. Ja gotuje w kuchni. Córka sprząta, odkurza i myje podłogi. Kasia robi to co tydzień. Jak zaczęła pracować, to już kieszonkowego nie dostaje. Michał też mi pomaga zwłaszcza w sprawach technicznych. Nieraz jest mi męża żal, bo widzę jak jest bardzo zmęczony gdy wraca do domu z Warszawy. I trudno jest mi od niego jeszcze coś wymagać, aby coś zrobił. Jako żona mam wobec niego sumienie.
- Ma pani teraz synową i córkę, czy obecnie kobiety są mniej samotne?
- Nowoczesny świat daje im o wiele więcej możliwości. Dziecko ma większą opiekę, bo oprócz żłobka czy przedszkola teraz można mieć nianię. W moich czasach nie było takich usług, aby ktoś za pieniądze siedział z moimi dziećmi. Staram się pomagać w wychowaniu wnuków jak mogę, bo chociaż raz w miesiącu nimi się zajmuję i biorę na noc do siebie. Uważam, że teraz kobiety są bardziej wolne i niezależne. Prawie wszystko od nich zależy. Wystarczy tylko chcieć, ale wiele też zależy od organizacji życia.
Po serii pytań i odpowiedzi oraz czytaniu kilku fragmentów książki, autorka rozdała wiele autografów wymieniając się różnymi opiniami o zawartości autobiografii i o autorskim spotkaniu.
Wła-49
Zdjęcia: Włodzimierz Amerski
- 05/02/2014 21:47 - W Brukseli od "pucybuta" do milionera
- 04/02/2014 18:13 - Gdańsk przekazał sprzęt medyczny do chirurgii onkologicznej
- 04/02/2014 15:49 - Twój Ruch z Brukseli do Brukseli
- 03/02/2014 19:30 - 10 lutego rusza głosowanie na projekty w Budżecie Obywatelskim
- 03/02/2014 18:51 - Otwarcie Centrum Rozwoju Osobistego PUP w Gdańsku
- 02/02/2014 15:15 - Pastusiak i Ostrowska do Brukseli z Pomorza
- 31/01/2014 19:10 - "Dzień Drzwi Otwartych" w Wojewódzkim Centrum Onkologii
- 31/01/2014 19:05 - Można wybrać 5 spośród 309 projektów Budżetu Obywatelskiego
- 31/01/2014 19:03 - Morena bez ogrzewania i ciepłej wody
- 31/01/2014 18:55 - "Nielegalne" wysypisko śmieci przy Wronki 7