W Gdańsku doszło właśnie do sytuacji bez precedensu. Dwie radne związane ze środowiskami lewicowymi, Jolanta Banach i Marta Magott, wystosowały interpelację, której ton i zawartość do tej pory zarezerwowane były wyłącznie dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Oficjalne pismo, skierowane do Aleksandry Dulkiewicz, wskazuje na poważne zaniedbania w nadzorze nad miejskim budynkiem przy al. Hallera, w którym doszło do śmiertelnego pożaru. Autorki nie kryją, że ich zdaniem tragedii można było uniknąć. W treści interpelacji nie pozostawiają wątpliwości, że odpowiedzialność leży po stronie miejskich struktur podległych prezydentce.
Trzy szybkie fakty:
- Interpelacja 735/25 zarzuca miastu brak skutecznych działań w sprawie niebezpiecznego lokatora przez ponad dwie dekady.
- Język pisma – mówiący o zagrożeniu życia, chaosie i opieszałości władz – przypomina dotychczasową retorykę opozycji.
- Banach i Magott to radne związane ze środowiskami lewicowymi – bliskimi ideowo samej Aleksandrze Dulkiewicz.
Lewicowa krytyka, jakiej Gdańsk dawno nie słyszał
Sytuacja, która wydarzyła się w Gdańsku, przypomina scenariusz pisany przez polityczną opozycję. A jednak głosy krytyki pochodzą nie z PiS, ale ze środowiska lewicowego, z którego wywodzi się sama prezydent. Jolanta Banach i Marta Magott – radne Miasta Gdańska, podpisały dokument, który wywołał polityczne trzęsienie ziemi. Interpelacja nr 735/25, złożona 16 października, stawia jasny zarzut: przez lata ignorowano zagrożenie wynikające z zachowania jednego z lokatorów w budynku komunalnym. Efektem zaniechań był pożar, który pochłonął ludzkie życie i zniszczył dorobek czternastu rodzin.
Interpelacja, sporządzona w tonie niemal oskarżycielskim, opiera się na serii dramatycznych faktów. Lokator, który przez lata gromadził odpady, podpinał się nielegalnie do instalacji elektrycznej i – jak wskazują sąsiedzi – był uzależniony od alkoholu, mimo licznych interwencji nie został objęty żadnym skutecznym nadzorem. Gdańskie Nieruchomości miały od 2004 roku otrzymywać skargi, dokumentacje fotograficzne, zawiadomienia od administratora budynku i wezwania od służb. Efekt? Brak konkretnych działań.
Banach i Magott nie tylko opisują zaniedbania, ale pytają: dlaczego władze miasta nie skoordynowały odpowiednich służb, by zapobiec tragedii? Gdzie był MOPR? Dlaczego nie zainicjowano procedury przymusowego leczenia? Dlaczego odpowiedzi Gdańskich Nieruchomości na interwencje mieszkańców były – jak wskazują radne – lakoniczne i spóźnione?
Język „jak z PiS-u” – czy to przypadek?
Retoryka użyta w interpelacji zaskakuje. To nie są łagodne uwagi kierowane w duchu wewnętrznego dialogu. To są pytania wprost: „Czy w sytuacjach kryzysowych nie powinny obowiązywać procedury?”, „Czy lokal był prawidłowo użytkowany?”, „Dlaczego reakcje były tak opieszałe?” i – najważniejsze – „Dlaczego nie wypowiedziano umowy najmu wcześniej?”. W zestawieniu z dotychczasowym tonem, jakim lewicowe środowiska mówiły o władzach miasta, to drastyczna zmiana.
Szczególnie uderzające są fragmenty mówiące o „realnym zagrożeniu życia”, „rażących zaniedbaniach”, „ignorowaniu ostrzeżeń” oraz „braku koordynacji miejskich struktur”. Tego rodzaju frazy były dotąd domeną polityków opozycyjnych, zwłaszcza PiS, którzy od lat zarzucają władzom Gdańska chaos, opieszałość i brak społecznej wrażliwości. Teraz te same argumenty wychodzą spod pióra radnych związanych z ruchem Wszystko dla Gdańska.
Co więcej, Jolanta Banach – wieloletnia działaczka lewicy i postać o dużym doświadczeniu w polityce miejskiej – była wcześniej raczej znana z tonowania emocji i szukania konsensusu. Tym bardziej wymowne jest, że właśnie ona współtworzy ten dokument.
Zmęczenie rośnie. Czy to pierwsze pęknięcie?
Nieoficjalnie od dawna mówiło się o tym, że środowiska lewicowe w Gdańsku są zmęczone stylem rządzenia Aleksandry Dulkiewicz. Krytykowano ją za zbytnią medialność, brak realnych działań w obszarze polityki mieszkaniowej i niewystarczające wsparcie dla osób zagrożonych wykluczeniem. Jednak dotąd były to raczej kuluarowe komentarze, nieoficjalne narzekania, czasem sygnały w formie delikatnych sugestii. Tym razem mamy do czynienia z czymś zupełnie innym: z otwartym atakiem, podpisanym i udokumentowanym.
Czy to tylko jednorazowy zryw? Czy może początek otwartego konfliktu w łonie gdańskiej rady miasta? Jeśli Banach i Magott nie są odosobnione w swoich poglądach – a wiele na to wskazuje – to możemy być świadkami początku politycznego przesilenia. To, co do tej pory było mówione za zamkniętymi drzwiami, wychodzi na światło dzienne. I to przy użyciu języka, który jeszcze niedawno uznawany był za nieakceptowalny w progresywnym obozie.
Prezydent Gdańska ma czternaście dni na udzielenie odpowiedzi. Jakiejkolwiek decyzji nie podejmie – będzie to miało konsekwencje. Brak konkretów może tylko zaostrzyć spór i utwierdzić krytyków w przekonaniu, że miasto nie radzi sobie z podstawowymi problemami. Z kolei przyznanie racji radnym mogłoby być odczytane jako przyznanie się do poważnych zaniechań. Dla Aleksandry Dulkiewicz to sytuacja bez wyjścia – i to właśnie dlatego interpelacja 735/25 jest tak niebezpieczna.
Na koniec najistotniejsza informacja: padło pytanie o to, jakie działania zostały podjęte, by pomóc rodzinom, które straciły dach nad głową. Jeśli okaże się, że i tutaj zabrakło skutecznej pomocy, a prezydent nie przedstawi satysfakcjonującej odpowiedzi, może to pociągnąć za sobą szerszy kryzys zaufania.
źródło: wbijamszpile.pl
- 25/10/2025 11:38 - Obajtek: PKOl to nie własność tej niezorganizowanej bandy
- 23/10/2025 15:33 - Sesja czytania uczestniczącego w Bibliotece Manhattan
- 21/10/2025 13:45 - Andrzej...
- 21/10/2025 13:32 - Nie żyje Andrzej Kołakowski. Prezydent: "Wierny zasadom"
- 17/10/2025 14:42 - W Sopocie pożegnanie Barbary Szczepuły
- 17/10/2025 14:26 - Smoliński o deklaracji prezydenta: Racja stanu











