Śnieg: Marsz ludzi lewicy

Z Jerzym Śniegiem, przewodniczącym Pomorskiej Rady Wojewódzkiej SLD rozmawia Artur S. Górski

- Przed nami rok wyborczy. SLD zajmuje się sobą. Kiedy ruszycie do ludzi?
Jerzy Śnieg: Ależ cały czas mamy spotkania, ludzie do nas przychodzą. Konwencje powiatowe za nami. Ukończyliśmy zajmowania się sobą i wychodzimy na zewnątrz. Mamy podpisane porozumienie z organizacjami pozarządowymi, ze stowarzyszeniami. Jest ich ponad trzydzieści. Zaczynamy marsz armii ludzi lewicy.

- Brzmi to bojowo…
Jerzy Śnieg: Taki jest czas. Zapraszamy do współpracy w socjalnym programie. Jest zapotrzebowanie na lewicę.

- Liberalno-ludowy mariaż się nie sprawdza?
Jerzy Śnieg: Ten układ władzy rządzi siódmy rok. I co? Ponad 13 procent rejestrowanego bezrobocia, ubóstwo ludzi pozbawionych opieki i wsparcia, dwa i pół miliona ludzi bez pracy, zapaść lecznictwa, trzy miliony za chlebem wyjechało za granicę. Każdy w rodzinie, wśród znajomych ma kogoś za granicą. Rządowi w to graj, bo zdejmuje to z premiera kolejny kłopot. A do tego pensja ponad 14 proc. pracujących nie wystarcza na utrzymanie do końca miesiąca, tylko na wegetację. Jak młodzi ludzie mają zakładać rodziny, mieć dzieci jeśli jedyna propozycja, o ile jest, to umowy śmieciowe? Z kolei mamy pracować do 67 roku życia. Także kobiety, którym o siedem lat wydłużono wiek emerytalny. A przecież to kobiety prowadzą domy, pracują na kilku etatach.  Jaki to rząd, który mając 300 miliardów złotych z Unii Europejskiej zamiast ożywienia gospodarczego generuje  bezrobocie i upadki firm. To jest mistrzostwo świata, to marnowanie szans i kasy, której nigdy wcześniej do Polski tyle nie napłynęło.  

- To wizja czarna nie czerwona. Czyżby odmawiał pan rządzącym umiejętności rządzenia?
Jerzy Śnieg: Nie odmawiam im umiejętności mówienia i propagandy. Władza PO-PSL ogłuchła, nie chce dialogu, zamienia się w grupy interesów.  Przecież nie może tak być by brak polityki społecznej powodował, że polskie dzieci rodzą się za granicą. Gospodarka ma być ustawiona na tory społeczne, pod sprawy socjalne. Tak było w Skandynawii, tak i jest w Niemczech. A kto ma to zrobić? Przecież nie liberał. To SLD  ma odpowiedzi na lęki i niepokoje.

- Szukacie sprzymierzeńców w związkach zawodowych? Teraz trzy wielkie centrale związkowe skupiające półtora miliona pracowników mówią jednym głosem. To duża grupa, mimo, że są szykany za związkową działalność i trudno jest ją prowadzić np. w hipermarketach, czy niektórych firmach…
Jerzy Śnieg: I bardzo dobrze. W Sosnowcu mieliśmy spotkanie z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Martinem Schulzem oraz też spotkanie z nim mieli Piotr Duda, Jan Guz i Tadeusz Chwałka. Tematem był brak dialogu w Polsce i m.in. łamanie unijnych dyrektyw i konwencji o pracy. Okazuje się, że beznadziejna polityka  rządu Tuska zjednoczyła po raz pierwszy lewicowe związki i „Solidarność”. 

- Póki co reprezentacja lewicy na Pomorzu jest mizerna. Czy Pomorzanie nadal dadzą się uwodzić opcji niezdarnie nawiązującej do liberalizmu?
Jerzy Śnieg: Była taka moda na liberalizm. Była. Teraz trzeba się stawić na wybory do Europarlamentu, do samorządów.  Nasz program jest czytelny. Nakierowany też na ludzi spoza metropolii. Ludzie rozumieją lepiej niż sączona im propaganda, jakie są problemy. 

- Mówimy o problemach społecznych, nie tematach światopoglądowych?
Jerzy Śnieg: W Sojuszu są członkowie chodzący do kościoła i tacy, którzy nie widzą takiej potrzeby. Są tacy, którzy walczą o rodziny i ci spod znaku tęczy. My zapraszamy do nas, do SLD. Nie będziemy się do nikogo przyłączać czy łasić. SLD to efektowny szyld. Nie ma co uciekać w tematy zastępcze. Matematyki się nie oszuka. Trzeba wybory wygrać. Zatem zakasujemy rękawy i do roboty. Sto miejsc w Sejmie dla Sojuszu jest osiągalne. Dwa razy ratowaliśmy gospodarkę w 1993 roku i w 2001 roku. Do trzech razy sztuka.