Z Leszkiem Millerem, przewodniczącym SLD, byłym premierem, kandydatem Zjednoczonej Lewicy do Sejmu w okręgu gdyńsko-słupskim rozmawia Artur S. Górski
- PiS, o ile tendencje sondażowe zostaną potwierdzone w niedzielę, będzie miało misję stworzenia rządu. Prezydentem jest Andrzej Duda, wywodzący się z tej formacji. Była podobna sytuacja kiedy to pana, jako premiera i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego łączyła swoista szorstka przyjaźń. PO miała komfort, prezydenta i premiera ze swoich szeregów. Niewiele z tego wynikało dla państwa. Czy tym razem ta "homogeniczność" polityczna prezydent-premier będzie sprzyjała realizacji planu PiS "dobrej zmiany"?
Leszek Miller: Trudno w tej chwili wyrokować. Upłynęło trochę czasu od mojego premierowania. Jest różnica w podejściu do sposobu sprawowania rządów. W wyniku zapisów konstytucyjnych jest pewien konflikt interesów między prezydentem a premierem. Konstytucja była spisana w trudnej sztuce kompromisów. Sądzę, że będzie miała miejsce rywalizacja między Andrzejem Dudą a Jarosławem Kaczyńskim więc będzie problem we współpracy między przyszłym potencjalnym premierem z PiS a prezydentem. Rozmawiamy kilka dni przed wyborami. Nie wiemy jaki będzie ostateczny werdykt wyborców. Wiem jedno, iż prezydent Andrzej Duda pomaga PiS, wspiera PiS. Jego wyborczy sukces też pomaga partii Jarosława Kaczyńskiego.
- Prezes Kaczyński w końcówce kampanii jest bardzo aktywny. Nie chce oddać inicjatywy ludziom zaangażowanym w kampanię i tym samym umniejszyć swej pozycji po zwycięstwie PiS odniesionym niejako bez jego udziału?
Leszek Miller: Spekulacje w mediach, że Jarosław Kaczyński wycofał się, że odszedł na jakiś drugi plan są nieuprawnione, są zasadniczo nieporozumieniem. Jarosław Kaczyński ani przez sekundę nie był na drugim planie. To, że oszczędnie gospodarował swoją obecnością w mediach o niczym takim nie świadczy. Jest jednym z twórców sceny politycznej. To się może nie podobać. Ale to, że się nie jest w blasku fleszy nie oznacza, że nie podejmuje się decyzji wymagających ciszy i skupienia.
- I Leszek Miller wysunął na pierwszy plan młodych socjalistów...
Leszek Miller: Którzy, jak Barbara Nowacka, mają całkiem spore doświadczenie.
- Inne doświadczenie każe panu upominać się o powrót dowództwa Marynarki Wojennej do Gdyni po tym, jak od 2014 roku stało się Dowództwem Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych i znalazło się 350 kilometrów od morza, w Warszawie? To sentymenty marynarza podwodniaka z ORP "Bielik"?
Leszek Miller: Sentymenty? Być może (śmiech). A poważnie, to Dowództwo Marynarki Wojennej musi wrócić do Gdyni. Mówię o tym od chwili jego rozformowania i przeniesienia do Warszawy. Przeniesienie było jakimś chorym zamysłem. Przykładem oderwania się od rzeczywistości prezydenta Bronisława Komorowskiego i jego otoczenia z ówczesnym szefem BBN generałem Koziejem, którzy przeprowadzili tą zmianę. Podejmiemy odpowiednie zabiegi u zwierzchnika Sił Zbrojnych prezydenta Andrzeja Dudy. Czekam na zakończenie wyborów by z nowym mandatem kontynuować akcję na rzecz powrotu Dowództwa Marynarki Wojennej do Gdyni. Liczę na zrozumienie ze strony prezydenta Andrzeja Dudy. Mówiłem o tym publicznie i wiem, że mój sygnał został przez nowego prezydenta odczytany właściwie.
- Warszawa metropolia ściąga urzędy i przyciąga aktywnych. Podobnie działa pomorska metropolia, Trójmiasto. To ona korzysta głównie z dobrodziejstw funduszy unijnych. Obrzeża województwa, na które ulubione przez premier Kopacz pendolino nie dociera, są upośledzone. Dystans między metropolią a prowincją się pogłębia?
Leszek Miller: Tak się niestety dzieje, mimo, że z dala od metropolii są ludzie aktywni i chcący pracować. Proponujemy i domagamy się by zerwać z polityką rozwoju kraju poprzez wielkie aglomeracje. W pierwszej 10 największych odbiorców środków unijnych jest 10 wielkich aglomeracji. Oczywiście nie mam nic przeciwko ich rozwojowi. Ale trzeba pamiętać, że jest Polska poza wielkimi aglomeracjami. Pomorze to nie tylko Gdańsk, to Słupsk, Bytów, Człuchów, Kościerzyna. To jest oczywistość, ale musimy o niej przypominać, bo - patrząc na mapę regionu - zrównoważony rozwój pozostaje tylko hasłem. Przekonanie, że rozwijające się wielkie miasta spowodują, że cała Polska będzie się rozwijać prowadzi do pogłębiania nierówności.
Podczas 55-lecia "Głosu Wybrzeża" w 2003 roku. Od lewej" Tomasz Borkowski, Marek Formela, Michał Pruski, Leszek Miller, Marcin Kaszuba
- Zliczając handel, inwestycje, dotacje i inne unijne przelewy od 2004 roku do Polski z UE napłynęło około 350 miliardów euro, czyli 1,5 biliona złotych. To gigantyczna kwota rocznego PKB, która przepchnęła koalicję przez dwie kadencje. Jak zostały wykorzystane przez koalicję PO-PSL gigantyczne unijne pieniądze?
Leszek Miller: Ciągle wielokrotnie więcej otrzymujemy niż wpłacamy do unijnej kasy. Część przejadła biurokracja, część zostało zmarnowanych. Na inwestycje trafiło ponad 180 miliardów złotych, a mimo to mamy dwucyfrowe bezrobocie, w tym ukryte, dwa miliony głównie młodych Polaków wyjechało za granicę, milion egzystuje na granicy przeżycia, to oznacza, że te miliardy nie zostały wykorzystane na stałe, dobre miejsca pracy, na wysokospecjalistyczne przedsiębiorstwa, nie inwestowano w kapitał ludzi. Nie zamykam oczu na nasze miasta i miasteczka, które wypiękniały, jest bardziej kolorowo. Ale nie wszystkie pieniądze zostały wykorzystane właściwie na skracanie dystansu dzielącego nas od krajów zachodnich.
- Część tych pieniędzy trafiła do klientelistycznych grup interesów?
Leszek Miller: To jest teza prawdziwa. Mimo gigantycznych unijnych środków finansowych na dwadzieścia najbiedniejszych regionów w Unii Europejskiej aż pięć jest w Polsce. Owszem, gospodarka rozwija się, ale kosztem wielkiego zadłużenia, które będą spłacać następne pokolenia.
- Premier Ewa Kopacz i kandydatka Prawa i Sprawiedliwości na szefową rządu Beata Szydło rozmawiały o Polsce w programie transmitowanym przez ogólnopolskie stacje telewizyjne. Czyżby obie panie miały więcej do powiedzenia o sprawach gospodarczych, polityce zagranicznej i oraz o ustroju państwa niż pozostałe komitety wyborcze? Czuliście się - pan i Zjednoczona Lewica - wyalienowani z wyborczej debaty, zarezerwowanej dla dwóch komitetów wyborczych?
Leszek Miller: To, że dwa komitety miały dodatkową szansę na prezentację było naruszeniem generalnej zasady równych szans w rywalizacji wyborczej. Ta sprawa będzie miała dalszy ciąg, bo przecież nie jest tak, że startują tylko dwa komitety, zabiegając o głosy wyborców. Jest mi szczególnie przykro, że telewizja publiczna, która przecież powinna przestrzegać zasady równości dostępu oraz szerokiego spektrum politycznego, wzięła udział w takim wydarzeniu. A nie powinna.
Leszek Miller i Andrzej Różański podczas spotkania z mieszkankami SM Senior w Gdyni
- W debacie obu pretendentek zabrakło głównej osi sporu, czyli sporu między kapitałem a pracą. Obie panie unikały odpowiedzi na zadawane pytania. Zabrakło świeżości, klarownego przekazu. Był zaś element waszego programu, czyli godzinowej płacy minimalnej...
Leszek Miller: Cóż, wiele ugrupowań politycznych posługuje się podobnymi sformułowaniami. Jest pytanie na ile jest to wiarygodne. Wyborcy rozważą wiarygodność tych obietnic. Natomiast oceniając debatę Szydło-Kopacz uważam, że po poniedziałkowej debacie obie partie powinny zmienić kandydujących do funkcji premiera. Obie panie nie odpowiadały na pytania, nie przedstawiły jednego poważnego pomysłu, ani jednej idei. Zarówno Ewa Kopacz jak Beata Szydło posługiwały się hasłami z partyjnych wieców. Były to swoiste zapasy w garsonkach.
- Dalej nic nie jest przesądzone. Być może żądna z pań pretendentek ani Beata Szydło ani Ewa Kopacz premierem nie zostaną. Jednak zakładając przyszłe sojusze, w które wejdzie Zjednoczona Lewica o ile znajdzie się w Sejmie,...
Leszek Miller: Do wyborów rywalizuje się na programy i mówimy o naszym programie. O koalicjach to będziemy mówili po wyborach...
- Czy na płaszczyźnie społecznej ochrony pracy i praw ludzi pracy jest możliwy sojusz waszej koalicji z PiS?
Leszek Miller: Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji byśmy współpracowali, takiego sojuszu. PiS było partią, która zrobiła prezent najbogatszym, zlikwidowała trzecią stawkę podatkową, obniżyła podatki dla najbogatszych o 8 punktów procentowych. Zapowiedzi socjalne tej formacji są mało wiarygodne.
- Sondaże dają waszej koalicji od 8 do 10 procent poparcia. To właściwie tyle, ile żelazny elektorat SLD. Jeśli Zjednoczona Lewica odnotuje sukces i wprowadzi na przykład 40 posłów to jakie będą pierwsze inicjatywy ustawodawcze waszego klubu?
Leszek Miller: Czterdziestu to jeszcze nie jest sukces, ale pierwsze inicjatywy będą dotyczyły podniesienia płac najniższych, czyli podwyższenia minimalnej płacy miesięcznej, by za cztery lata wynosiła około tysiąca euro i ustanowienia minimalnej płacy godzinowej. W Polsce ciężko się pracuje i jednocześnie mało zarabia. Niezbędne jest podniesienie zarobków. Przeciętne wynagrodzenie godzinowe w Polsce wynosi jakieś 6 euro, a w bogatszych krajach Unii – 18 euro. Polacy pracują bardzo ciężko i długo. Są jednym z najciężej i najdłużej pracujących narodów w Europie.
- 28/10/2015 17:47 - Jaworski: Mamy program dla Polski
- 27/10/2015 15:55 - Rząd PiS
- 26/10/2015 13:47 - Wyniki wyborów parlamentarnych na Pomorzu
- 25/10/2015 20:49 - Wygrana PiS. Samodzielny rząd prezesa Kaczyńskiego?
- 23/10/2015 17:40 - Potulski: Falandyzacja prawa po gdańsku
- 22/10/2015 19:00 - Jaworski: Zwrócić państwo obywatelom
- 22/10/2015 09:43 - Debata wybrzeze24.pl: O seniorach w Gdyni
- 22/10/2015 09:39 - Czy senator Czarnobaj odda 600 tys.? Kłopoty szpitala w Kwidzynie
- 22/10/2015 07:05 - Plocke forpocztą lobbysty?
- 21/10/2015 19:26 - Akademickie Targi Pracy