Z Elżbietą Jachlewską, ekonomistką, aktywistką społeczną, feministką, jedną z liderek Inicjatywy Feministycznej i Partii Kobiet, kandydatką „Lepszego Gdańska” na prezydenta Miasta Gdańska rozmawia Artur S. Górski
- Przed nami ważne dla lokalnych ojczyzn wybory. Ich wynik zależy nie tylko od preferencji uczestników głosowania i kandydatów. Swoją rolę odegra też frekwencja, zwykle oscylująca wokół 45 procent. Czy nie nazbyt niska, jak na ambicje społeczeństwa obywatelskiego?
Elżbieta Jachlewska: Nie można tego zjawiska skwitować tylko tym, że nieobecni nie mają racji. Odbyłam w trakcie kampanii setki rozmów twarzą w twarz. Wyłania się z nich diagnoza przyczyn frekwencyjnej zapaści. I tak np. osoby niepełnosprawne, obłożnie chore, nadal napotykają bariery, czysto techniczne i organizacyjne. Studenci nie mogą głosować poza miejscem zameldowania, nawet jeśli z określonym miejscem wiążą swoją przyszłość. Niektórym nie chce się przeskoczyć trudności ze zwykłym wpisaniem się na listę wyborczą.
- Jegomość, który rządzi Legionowem od lat, prezentował kandydatki do samorządu przekraczając, łagodnie mówiąc granice dobrego smaku. I wygra zapewne wybory, bo zbudował swój folwark. Inny zasiada w fotelu 20 lat i mimo rozmaitych zarzutów ma szansę na reelekcję....
Elżbieta Jachlewska: I tutaj też przywołam głos ulicy. Nieraz słyszę, że nie warto iść na wybory, że lepiej niechaj będzie tak, jak jest, bo przecież - cytuję głosy z ulicy - jedni złodzieje już się nachapali więc po cóż nam nowi, którzy będą jeszcze bardziej pazerni…
- Bo wygłodniali?
Elżbieta Jachlewska: Diagnoza jest niezwykle smutna, ale takie zdania słyszałam, nie raz i nie dwa. To głosy ludzi zasłyszane z rozmów, z bulwarów, z ulic. Padają zdania o tym, że przecież i tak się nic nie zmieni, że wszyscy, czy to politycy, czy inni, są siebie warci. Jest silny brak zaufania. Ostatnio na spacerze starsza pani powiedziała, że była dzieckiem za Hitlera, przeżyła Stalina, dała radę Gomułce, a później chodziła na wszystkie wybory i się zawiodła. Klasa polityczna sobie sama taką opinię wypracowała. Taka jest konsekwencja zderzenia się obietnic i rozmaitych zapowiedzi z powyborczą rzeczywistością.
- Kampanią aksamitną, łagodną debatą, nie wygra się wyborów z doświadczonym zasiedziałym politykiem i jego dworem. W wyborcach rodzi się wtedy pytanie: to po co zmieniać?
Elżbieta Jachlewska: Nie jestem może osobą ekspresyjną, wygłaszającą mowy porywające tłumy i nie taką, jak prezydent Adamowicz, przemawiający niczym kaznodzieja. Cóż… Nie udaję kogoś, kim nie jestem. Jestem cierpliwa. Nasze racje ocenią wyborcy. Zresztą nie każdy lubi cięte wymiany zdań i ostre ataki.
- Ludzie wybierają z koszyka to, co jest w koszyku, a partie polityczne stawiają na to, co im daje impet. Ruchom miejskim nie udaje się złamać dominacji partii politycznych w wyborach samorządowych. Czy to jest koniec tej drogi?
Elżbieta Jachlewska: To jest jej początek. Mam nadzieję, po rozmowach z mieszkańcami, że sondaże odbiegają od rzeczywistych preferencji. Robimy swoje. W innych komitetach są też kandydatki i kandydaci, którzy są oddani lokalnym społecznościom, społecznicy. Zaczynałam tworzyć przed ośmiu laty Bezpartyjne Forum Społeczne. Niewiele osób dawało nam szansę. Było więc trudno. Nie zapraszano nas na debaty, nie odważyliśmy się wystawiać naszych kandydatów i kandydatek. Uczyliśmy się współpracy. Współtworzyłam Gdańsk Obywatelski. Wynik Ewy Lieder w 2014 roku w wyborach prezydenckich był już przyzwoity. Jest więc postęp. Świadomość jest większa. Ludzie interesują się i widzą, że samorząd ma być wrażliwy społecznie, że głos mieszkańców ma być słyszalny i słuchany.
- Wrażliwość społeczną stara się zaspokoić PiS realizując pakiety socjalne, czyli wspierając rodziny pieniędzmi z budżetu. Lewica w Gdańsku jest zaś tworem iluzorycznym…
Elżbieta Jachlewska: I tutaj otwiera się miejsce dla ruchów miejskich, obywatelskich, społecznikowskich. Jest, co prawda niszowa, Partia Razem. Jest w niej potencjał działania. Są Zieloni, Inicjatywa Feministyczna. Ale to są małe ugrupowania. Z kolei na dobrą sprawę nie wiadomo, czym się SLD w Gdańsku zajmuje. A przecież lepszy Gdańsk jest możliwy, gdy my sami w to uwierzymy. Jeśli ma się za sobą ludzi, którzy uważają, że możliwe jest skuteczne działanie, może się to spełnić i będziemy mogli zrealizować nasz program. Jestem księgową, liczę pieniądze. Jednocześnie podejmowałam inicjatywy wydawnicze i wydałam książkę, powstały filmy, o których słyszałam, że się nie uda, że się nie da. A jednak się udało. Po prostu trzeba chcieć.
- 18/10/2018 18:02 - Kazimierz Koralewski: Czy wyzwolimy się ze zbiorowego syndromu sztokholmskiego?
- 18/10/2018 17:54 - Jak oddać głos by go nie zmarnować
- 18/10/2018 10:10 - Zagadka okólnika czyli jak ubezpieczać w Gdańsku
- 18/10/2018 08:55 - III Pomorski Konwent Regionalny Osób z Niepełnosprawnościami
- 17/10/2018 21:24 - Inwestor Adamowicz - luki w pamięci czy łgarstwo?
- 16/10/2018 21:27 - Elżbieta Strzelczyk: Będę reprezentować problemy i kłopoty mieszkańców Zaspy i Przymorza
- 15/10/2018 14:14 - Spotkanie z książką dzieci z Przedszkola nr 77 i Przedszkola nr 81
- 15/10/2018 13:06 - 65-lecie Koła PZW nr 4 Gdańsk-Portowa
- 15/10/2018 12:34 - 100#WOLNOŚĆ z okazji stulecia odzyskania niepodległości i 60-lecia TVP3 Gdańsk
- 13/10/2018 13:10 - Fotograficzna pasja Marii Kamenskiej