Nie wygra się meczu uderzając jedynie trzy razy celnie na bramkę rywala. Lechia zremisowała z Jagiellonią na PGE Arenie 1:1. Nowy trener, Jerzy Brzęczek, już zaszczepił w zawodnikach waleczność, ale jeszcze długa przed nim droga, żeby ta drużyna zaczęła odnosić zwycięstwa.
Lechia świetnie weszła w mecz. Już w 5. minucie biało-zieloni wyszli na prowadzenie po trafieniu głową Antonio Colaka. Asystę zaliczył Bruno Nazario, który idealnie dośrodkował z rzutu wolnego. Chociaż jak później pokazały drobiazgowe powtórki, prowadzenie gdańszczanom dał im ich były piłkarz, Sebastian Madera. Lechiści mogli trzy minuty później dobić Jagiellonię. Do fatalnie zagranej piłki przez Strausa dopadł Colak, minął bramkarza, ale będąc w złej pozycji do skutecznego wykończenia akcji, nie trafił do pustej bramki. Mógł w tej sytuacji dogrywać stojącemu pod bramką Nazario, jednak postanowił kończyć akcję sam.
Szybko strzelona bramka ułatwiła Lechii grę. Pozwoliła na spokojniejsze rozgrywanie akcji. Widać też było po zawodnikach ogromną determinację do tego, żeby ten mecz wygrać. Bardzo dobrze wyglądał pressing, którym lechiści grali na całym boisku. W 17. minucie fantastyczną akcję rozegrali Makuszewski, Nazario i Vranjes, ale po strzale tego ostatniego piłka tylko trafiła w poprzeczkę. Czasem można było odnieść wrażenie, że na boisku oglądamy drużynę z czasów Ricardo Moniza. Jagiellonia była w stanie odpowiedzieć dopiero w 24. minucie, ale nieźle zapowiadającą się akcję beznadziejnie zakończył Straus. Chwilę później mógł naprawić swoje błędy, bo zdobył prawidłową bramkę, ale sędzia odgwizdał spalonego przy dośrodkowaniu. Obraz gry zmieniał się jak w kalejdoskopie. Dosłownie kilkanaście sekund później kolejną szansę miała Lechia, ale w ostatniej chwili Vranjesowi w oddaniu celnego strzału przeszkodził obrońca.
W pierwszej połowie na największe słowa uznania zdecydowanie zasłużył Stojan Vranjes właśnie (mimo że wciąż nie może się wstrzelić z gry), który w końcu rozgrywał mecz na poziomie, którego się od niego oczekuje. Poza tym Colak ponownie pokazał, że ma zadatki na europejskiej klasy napastnika, a Borysiuk z Łukasikiem pisali podręcznik wzorowego defensywnego pomocnika. Piłkarze z Białegostoku obudzili się na chwilę w 35. minucie, kiedy błąd popełnił Adam Dźwigała i dobrą sytuację do wyrównania miał Mateusz Piątkowski, ale huknął nad poprzeczką. Jednak już minutę później niefrasobliwość defensorów wykorzystał Tymiński i na PGE Arenie mieliśmy remis. Ponownie zemścił się brak skuteczności lechistów. W 42. minucie kolejną idealną okazję miał Colak. Po dośrodkowaniu Możdżenia zrobił wszystko jak trzeba. Nie zgadzała się jedynie celność.
Z początkiem drugiej części spotkania do głosu chciała dojść Jagiellonia, a konkretnie Piątkowski, który kąśliwym strzałem próbował pokonać Bąka, ale ten w końcu popisał się interwencją, do jakich przyzwyczaił nas w zeszłym sezonie. W 57. minucie Antonio Colak mógł strzelić bramkę sezonu. Świetnie piłkę rozegrali Łukasik, Vranjes i Nazario, który dośrodkował do Chorwata. Ten z uderzył z woleja i do szczęścia zabrakło tylko kilku centymetrów. Szkoda że do poziomu ofensywy nie dostosowała się defensywa, a przede wszystkim Adam Dźwigała, który w meczu z Jagiellonią wyglądał beznadziejnie.
Im więcej czasu upływało, tym bardziej nudny robił się mecz na PGE Arenie. Niby obie drużyny dążyły do strzelenia bramki – idealną sytuację zmarnował chociażby Dzalamidze – ale w ogólnym rozrachunku wiało nudą. Na domiar złego z powodu urazu boisko musiał opuścić Nikola Leković, którego miejsce zajął Bougaidis i momentami spisywał się naprawdę słabo. Dodatkowo w 71. minucie Bartłomiej Pawłowski, który zastąpił Makuszewskiego, pokazał jak koncertowo zepsuć idealny kontratak za mocno zagrywając do Nazario, który był tuż obok niego.
W 85. minucie Pawłowski pokazał, że jednak trochę umiejętności posiada. Na lewej stronie ograł kilku piłkarzy Jagiellonii, ale jego zagranie w pole karne minęło wszystkich lechistów zaangażowanych w akcję. Podopieczni Jerzego Brzęczka robili wszystko, żeby wygrać to spotkanie, ale trudno jest to osiągnąć, kiedy na kilkanaście strzałów tylko trzy w całym meczu są celne. Nie taki debiut zapewne wymarzył sobie nowy trener gdańszczan, ale widać, że już zakodował w zawodnikach ambicję i waleczność, których tak bardzo ostatnio brakowało.
Patryk Gochniewski
- 26/11/2014 22:08 - Lotos Trefl wygrał kolejny horror!
- 26/11/2014 18:54 - "Seniorzy" w grze na kortach SKT
- 25/11/2014 21:29 - "Pasy" nie dały szans MH Automatyka Stoczniowiec 2014
- 24/11/2014 22:37 - Tydzień hokejowych emocji
- 23/11/2014 22:10 - Sama ambicja nie wystarczy - oceniamy Lechię za mecz z Jagiellonią
- 23/11/2014 16:13 - Lotos Trefl po horrorze pokonał Asseco Resovię!
- 22/11/2014 15:52 - PGE Atom Trefl - Polski Cukier Muszynianka LIVE: 0:3 - 22:25, 13:25, 16:25
- 21/11/2014 16:35 - Biało-zieloni zabrzęczą już w niedzielę?
- 21/11/2014 14:11 - Gafurow zostaje w Wybrzeżu
- 19/11/2014 12:20 - Gdański żużel zjedzie z toru?