W polskim majowym kalendarzu obok siebie znajdujemy dwie zaznaczone na czerwono daty: 1 – Święto Pracy i 3 – święto Konstytucji 3 Maja i Matki Boskiej Królowej Polski. Rządzący Polską okopani na swoich posadach nie zauważają, że monetaryzm i wolny rynek okazały się niebezpiecznym złudzeniem. Ta doktryna ekonomiczna umiera.
Tegoroczne Święto Pracy obchodzimy tuż przed wyborami prezydenckimi, w sytuacji społeczno-gospodarczej, w której to związki zawodowe NSZZ „Solidarność”, OPZZ, Forum ZZ wyrastają na wiodącą opozycję socjalną wobec antyspołecznej polityki gospodarczej rządu PO-PSL. Nasi domorośli liberałowie na państwowych z reguły posadach, już widzą, że rynek jako mechanizm zawsze efektywny to mrzonka.
To li tylko doktryna powoduje, że nadal wmawia się ludziom, iż jeśli jest dziura w budżecie, jeśli brakuje pieniędzy na cele społecznie, to trzeba je ciąć, oszczędzać. Całkiem niedawno, pod wpływem kryzysu finansów Komisja Europejska już nie przypatruje się tylko dofinansowaniu stoczni, ale ocknęła się - z wolna dotarło do eurokratów, że trzeba się przyjrzeć gigantycznym dochodom banków i korporacji. Europejczycy mają dość tego, że zyski korporacji rosną, a pieniędzy na sferę publiczną jest mniej.
Niestety, w systemie przypominającym u nas czasy XIX-wiecznego wyzysku, rozmontowany został mechanizm, który wymagał podnoszenia płac proporcjonalnie do wzrostu wydajności pracy. W 1990 roku, na początku transformacji, pozbawiono kłów związki zawodowe. Prawo do strajku zostało ograniczone i jest fikcją.
Ale i związki zawodowe są słabe. Ludziom utrudnia się wstępowanie w ich szeregi, korzystanie z prawa do zrzeszania się. Ogranicza się prawa ludzi pracy, manipuluje przy kodeksie pracy, a robotnik, szczególnie ten młody, w Polsce nie jest chroniony, bo zbyt często jedyną szansą jakiegokolwiek zatrudnienia jest tzw. umowa śmieciowa.
W Polsce nie wolno strajkować przeciwko władzy. Polska, ograniczając możliwość prowadzenia sporów zbiorowych wyłącznie wobec bezpośredniego pracodawcy, łamie konwencję 87 (wolność związkowa i ochrona praw związkowych) i 151 (ochrony prawa organizowania się i procedury określania warunków zatrudnienia w służbie publicznej) MOP. Nasze przepisy nie dają bowiem prawa sporu i strajku wobec rzeczywistych właścicieli i władz publicznych. Brak jest również przepisów, które uznawałyby „władze publiczne” za stronę sporu.
Stroną sporu jest wyłącznie pracodawca. Nie mogą nią być rząd, minister czy samorząd lokalny oraz inne podmioty, które są rzeczywistymi właścicielami, ale formalnie nie są pracodawcami. Stroną sporu zbiorowego i strajku powinien być zawsze podmiot rzeczywiście odpowiedzialny finansowo lub rzeczywiście przyznający uprawnienia określonej grupie zawodowej.
Z kolei biznes straszy globalizacją bo zawsze gdzieś w Azji, Afryce znajdzie się despota, który spałuje strajkujących, pozwoli płacić dolara za dzień pracy, czyli zaoferuje międzynarodowym koncernom "dogodne warunki do prowadzenia biznesu", więc giganci mogą straszyć, że się tam wyniosą, byśmy w naszej środkowej Europie posłusznie obniżali pracownicze standardy.
W 1989 i 1990 roku daliśmy sobie wmówić model, który nie działa.
Realne pensje rosną tylko w przypadku grupy około 5-6 proc. najbogatszych. Przykład? A choćby ten sprzed pól wieku w USA, Niemczech, czy nawet w PRL. Pracował mężczyzna. Jego żona nie pracowała, dzieci nie dorabiały, nie uciekały na zmywaki i z jednej pensji wystarczało na życie. Dzisiaj co trzeciej rodziny nie stać na godziwe życie z własnej pracy. Polacy nie mogą zaspokoić swoich potrzeb, mimo że mają pracę, bo dostają tak niskie pensje, że nie mogą z pracy wyżyć. System nie podnosi płac realnych. Co daje nam w zamian? Kredyty zamiast podwyżek.
Zmusza się ludzi do pracy na niegodnych warunkach na umowach śmieciowych lub za groszowe stawki godzinowe przy minimalnej płacy - 400 euro za miesiąc pracy.
Nawet średnia płaca netto w Polsce daje nam po ćwierć wieku transformacji 23 miejsce w Europie. Polak (średnio) na rękę zarabia o 3 złote więcej niż Rosjanin.
Patrząc na wątłą kondycję polskiej klasy politycznej warto spojrzeć na malowidło Jana Matejki „Konstytucja 3 maja 1791”, pokazujące niesionego na rękach króla Antoniego Stanisława Poniatowskiego, zwanego Augustem – jednego z największych kapitulantów w naszych dziejach. Po kościuszkowskiej insurekcji – abdykował, choć nie musiał tego czynić. Nim jednak król przystąpił do Targowicy, podjął się wprowadzania reform. To, co w historii świata na trwałe pozostało, to spisany dokument – Konstytucja. Po utracie niepodległości była ona testamentem gasnącej ojczyzny.
Artur S. Górski
- 18/05/2015 20:03 - Latarką w półmrok: Wybrać Dudę, żeby wybrano SLD
- 18/05/2015 14:36 - Walczą o nasze głosy
- 16/05/2015 20:33 - Neptun do wyburzenia, czyli jak miasto niszczy swoją historię. Znowu
- 12/05/2015 12:59 - Czas zmian nadchodzi!
- 03/05/2015 05:39 - Latarką w półmrok: Treny majowe czyli trupy w szafie PO
- 25/04/2015 16:48 - Fakty i Pogłoski (9)
- 25/04/2015 16:44 - Okiem Borowczaka: Trzy tygodnie
- 10/04/2015 17:23 - To miał być rutynowy lot…
- 09/04/2015 18:20 - Akapit wydawcy: Od ponad 120 lat...
- 04/04/2015 15:19 - Fakty i Pogłoski (8)