Grzebiąc we własnych trzewiach SLD wpierw siebie pogrzebie niż zyska nowych i odzyska starych kibiców.
Przeciągając ponad wytrzymałość ludu administrowanie stanem powyborczego upadku, partia, która i polskiej demokracji, i polskiej gospodarce dodała powabu, grzęźnie w proceduralnym rozgardiaszu. Jej rozproszeni przyszli liderzy, a też tłusto opłacany aparat centralny, naiwnie sadzą, że statutowe przepychanki kogokolwiek z miliona wyborców frasują.
Wyboistą polską ulicą człapie pogrzebowy kondukt SLD, nikt nie chce zauważyć, że żałobnicy się rozchodzą, a stypa się już zakończyła. Partia rozpłynie się w społecznej mgle, cześć jej grabarzy padnie pod politycznym płotem, niektórych przygarnie, jak nie przymierzając Napieralskiego, jakiś smakosz partyjnych podrobów.
W demokracji spektaklu przedłużanie spektaklu agonii daje może gaże niektórym artystom, ale nudzi śmiertelnie publiczność. Dookoła kwitnie życie polityczne, w tym lewicowe, w smaku czasem bolszewickie, ale jednak autentyczne pełne pasji, emocji o nie hańbiących w końcu zamiarach. SLD, partia wyćwiczona w setkach bezużytecznych kompromisów, wałęsająca się wokół wyżartych półmisków PO i jak dziad proszalny czekająca na okruch ze stołu władzy, zamiast władzę tę dzień w dzień kąsać, stała się jej wasalnym cieniem. Nawet z przypadkowej funkcji marszałka sejmu pożytek polityczny był żaden, bo jakby nie wypadało psuć zabawy festiwalem socjaldemokratycznej twórczości. Ani przez jeden dzień bycia w opozycji Jarosław Kaczyński wątpliwości takich nie miał.
Dręcząc wyborców swoim konformizmem SLD, za namową centralnych funkcjonariuszy, wybrał w chwili wyborczej próby liche przebranie zamiast własnego schludnego garnituru. Za każdym razem gdy SLD dopada kryzys, jego sprawcy mówią: mamy dla was nowy kostium. Dziś promotor tej maskarady, udaje baranka i rwie się do władzy, choć jest przecież bankrutem.
Wybierając na konwencji prymat życia wewnątrzpartyjnego nad życiem realnym, które wiodą partie zwycięskie, a nawet jak PSL mocno przetrącone, lecz szybko zrewitalizowane, SLD grozi istnienie wyłącznie teoretyczne. Siebie zakłamywać łatwiej niż wyborców. Im potrzebny jest nowy emblemat. Ktoś kto chwyci drzewce i ogłosi od zaraz nowe komendy, wznieci jakiś entuzjazm.
Czy to będzie Włodzimierz Czarzasty, czy Krzysztof Matyjaszczyk, czy ktokolwiek inny, ma oczywiście znaczenie, ale sam fakt, że zamiast ględzenia o przyszłości, przyszłość tę sojusz ogłosi jest bez porównania ważniejszy.
Czas przyszły dla socjaldemokracji wydaje się być obiecujący. Gromada socjaldemokratów może wkrótce zaspokajać wiele różnych apetytów. Może też nadal zajmować się sobą, co robi nawykowo, niekiedy bez umiaru - lecz gdyby i tym razem to wbrew politycznemu rozumowi, który w ważnych momentach zwykle formacji dopisywał.
Marek Formela
- 19/01/2016 15:40 - Walicki: Stare zadania dla nowej lewicy
- 19/01/2016 15:39 - Okiem Borowczaka: Ideologia vs rozum
- 06/01/2016 13:06 - Budyń z sokiem malinowym: O wyższości napoleonka z Gdańska nad kremówką z Wadowic - rozważania pozaprawne
- 06/01/2016 13:04 - Okiem Borowczaka: Nowy rok – nowe wyzwania
- 13/12/2015 23:09 - Andrzej Różański: Stare problemy – nowa Historia
- 07/12/2015 07:20 - Franciszek Potulski: Krajobraz po wyborach
- 07/12/2015 07:18 - Okiem Borowczaka: Demokracja a’la PiS
- 26/11/2015 18:15 - Latarką w półmrok: Gdańscy kupcy rekomendują: Racja podatku obrotowego
- 25/11/2015 12:27 - Okiem Borowczaka: EXPOSE
- 15/11/2015 12:50 - Latarką w półmrok: Wojewoda Stachurski na zagrodzie