IPN pogromił Lecha Wałęsę. Nie sam. Otóż Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna w Krakowie, którego działalność związana jest z naukami sądowymi, czyli wywodzącymi się z nauk przyrodniczych, inżynierskich i społecznych, zaadaptowanymi dla potrzeb nauk prawnych ocenił, że były prezydent RP, przywódca NSZZ "Solidarność", laureat Pokojowej Nagrody Nobla, elektryk, to "Bolek".
Ekspertyza biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna ostatecznie rozwiała wątpliwości wokół tzw. teczek TW „Bolka”. Chodzi o zbiór dokumentów z tzw. szafy Kiszczaka.
Biegli potwierdzili, że znalezione w lutym 2016 roku dokumenty, świadczące o współpracy Lecha Wałęsy z bezpieką były jego autorstwa. 31 stycznia IPN ogłosił, że Instytut potwierdził ekspertyzą de facto to, o czym było wiadomo od lat i co potwierdzał w ferworze rozmów, między wierszami, sam najbardziej zainteresowany.
Pośrednio więc dokonano operacji udowadniającej, iż prosty elektryk, od przezwajania wózków akumulatorowych "na stoczni" nie mógł staną po prostu na czele tak wielkiego społecznego ruchu. Co na to dziennikarze, biznesmeni i politycy ustawiający się przez trzy dekady do Wałęsy w kolejce zależnie od czasów - po zdjęcie, wywiad, zaproszenie na imieniny itd?
Co to teraz zmienia? Zakres badawczy, czyli szukanie odpowiedzi na ile Wałęsa był uwikłany w 1980, w 1990, w 1995 r. Czy np. Edward Gierek zlekceważył gdański strajk, bo minister Stanisław Kowalczyk zapewniał I sekretarza, że kieruje nim "jego człowiek"? Czy decyzje prezydenta Wałęsy determinowała jego postawa z 1970, 71, 74? A może ktoś odnajdzie ów milion dolarów na jego zagranicznym koncie z "rozmowy z bratem"?
Odpowiedź w części jest. Otóż "Solidarność" to nie tylko Lech Wałęsa.
- Nie zamierzamy usuwać Lecha Wałęsy z historii Polski. Ocena Lecha Wałęsy ulega zmianie. Dzisiaj można to powiedzieć: nie ma żadnej od dnia dzisiejszego wątpliwości o współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. Ta sprawa jest zakończona. Natomiast od dzisiaj można stawiać pytanie na ile to, że Lech Wałęsa podjął realnie tę współpracę na początku lat 70-tych determinowało jego decyzje w późniejszym czasie, w czasach pierwszych szesnastu miesięcy "Solidarności", w latach 80., a także po 1989 roku. To pytanie otwarte - ocenił dr Jarosław Szarek, prezes IPN, absolwent UJ.
Dla wielu było szokiem, gdy Kazimierz Świtoń (współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych w lutym 1978 roku w Katowicach, który w latach 90-tych "robił za wariata co krzyża w Auschwitz bronił" 4 czerwca 1992 roku z sejmowej trybuny obwieścił, że Wałęsa jest na tzw. liście.
Nota bene to ze Świtoniem w 1989 roku wygrał poselski mandat na Śląsku Adam Michnik, kandydat OKP, dzięki zdjęciu z Wałęsą. Świtoń kandydował wówczas z SP z ugrupowania mec. Władysław Siły-Nowickiego.
- Nie ulega wątpliwości, że dla milionów Polaków w tym czasie (po roku 1980 - przyp. red.) Lech Wałęsa był przywódcą walki o wolność, przywódcą „Solidarności” i laureatem pokojowej nagrody Nobla w 1983 roku. Przypominam, że w 1989 roku zdjęcie z Lechem Wałęsą było najlepszym elementem kampanii reklamowej komitetu obywatelskiego. Dzięki jego rozpoznawalności przedstawiciele "Solidarności" (wł. Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie - dop. red.) zdobyli w wyborach kontraktowych wszystko, co było do zdobycia - dodał Szarek, do niedawna pracownik krakowskiego IPN.
Wszak to z gdańskiego IPN wyszedł Lech Wałęsa w 2000 roku jako pokrzywdzony, z odpowiednim glejtem. A przecież wielu jego dzisiejszych zaciekłych oponentów o fakcie współpracy wiedziało, mimo to forsowało i wspierało Wałęsę, który przez establishment post-PRL był malowany najpierw jako facet z siekierą. W 1990 roku torowali mu drogę do prezydentury bo tak było trzeba. I głosowaliśmy. A inni wspominali jak skandowali Lechu! Lechu!
Czy to oznacza, że apologeci Wałęsy i jego współpracownicy, choćby z jego kancelarii, byli "długopisami w jego rękach", jak o Wałęsie powiedział w 1980 roku Andrzej Kołodziej, odmawiając splendorów, bo "nie chce być długopisem w ręku agenta".
Wałęsa mówił, że to on podjął grę. Trudna to była gra. Po 1990 roku zaangażował na jej finiszu urząd prezydenta w brakowanie akt. Starał się po prostu bronić, jak umiał, jak chłopak z Lipna, czy ze Stogów, którym tak naprawdę nie przestał być.
W lutym 2016 roku w kamienicy przy ul. Traugutta we Wrocławiu pisałem, po tym, jak Maria Teresa Kiszczak przyniosła jedną z archiwalnych kart na spotkanie z prezesem IPN dr Łukaszem Kamińskim, o wędrówce, która nas prowadzi najpierw do wsi koło Lipna, na Kujawy. Tam los swój wiodła rodzina Wałęsów. Przy lampie naftowej siadywali ojcowie i opowiadali o latach wojny, okupacji, trudnym powojniu. Młody Lech słuchał i wiedział, że czeka go wędrówka - do stoczni, na Pomorze.
Najpierw była służba wojskowa. Odbył ją kapral Wałęsa od rekruta po ostatni centymetr na wojackiej "fali". "Kapral Wałęsa" tak w 1982 oku podpisał swój list w listopadzie 1982 roku do gen. Jaruzelskiego, mającego być zdegradowanym "zza grobu". Czyli w wojsku, w komandosach służyłby wówczas np. Piotr Duda pod rozkazami szeregowca? Bójta się Boga!
Wałęsa dwa lata później znalazł się w oparach gazu przy KM MO w Gdańsku. Znalazł się też w jej oknie. Jak się w nim znalazł? Jak przekroczył próg komendy?
Wiedział o tym generał i "Człowiek honoru" - według Adama Michnika, nader wpływowego naczelnego redaktora "Gazety Wyborczej". Do generalskiej szafy mozolnie starali się dotrzeć niektórzy badacze. Zza drzwiczek wyzionął w końcu "Człowiek z nadziei i styropianu", a może "Człowiek wśród skorpionów"? Rękopisy nie płoną - pisał Bułhakow. A mikrofilmy?
W lutym 1993 r. UOP przejął dokumenty z teczek SB dotyczące m.in. Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza i Lecha Kaczyńskiego. Urząd wygarnął je po prowokacji z zakupem uranu, z mieszkania byłego szefa Inspektoratu 2 w Wydziale Studiów i Analiz gdańskiego WUSW. Ślad po nich zaginął w Kancelarii prezydenta Wałęsy.
I co głupio wyszło? Nie chodzi tu obronę legendy. Na zwolnione miejsce wcisną się inne legendy. Taki to już los legend - z definicji.
- W aktach „Bolka” brak śladów przerabiania i kopiowania, pismo było naturalne - powiedziała dr hab. Maria Kała, dyrektor Instytutu Sehna.
Ekspertyza liczy 235 stron.
Artur S. Górski
- 03/02/2017 13:19 - ICE MILE
- 02/02/2017 18:49 - Redakcja Urząd Miasta
- 01/02/2017 22:16 - Spotkanie obywatelskie na Młyniskach
- 01/02/2017 14:06 - Piotr Czauderna: Demokracja fasadowa i pozorna
- 01/02/2017 13:49 - Dialog społeczny znakiem rozpoznawczym demokracji. I co dalej?
- 31/01/2017 21:43 - Skorupka-Kaczmarek zastąpi Pawlaka jako rzecznik prezydenta Gdańska
- 31/01/2017 19:47 - WSA ponownie wstrzymuje połączenie gdańskich muzeów
- 30/01/2017 20:17 - Sejmik przyjął uchwałę w sprawie ograniczenie populacji zwierząt
- 30/01/2017 18:02 - Sejmik województwa przedstawił zarys planów rozwoju transportu zbiorowego
- 30/01/2017 16:49 - Leszek Grombala: W Kolbudach jest po prostu pięknie