iFestival w nowej odsłonie

- Co roku staraliśmy się o to, aby ściągnąć do Polski Die Antwoord. W końcu się udało – mówi Dawid Należyty z Illegalbreaks, którzy organizują iFestival. W tym roku impreza zmienia swoją formułę na bardziej rozbudowaną. Dwa festiwalowe dni odbędą się we wtorek w Warszawie i w sobotę w Gdańsku.

Do tej pory wyglądało to następująco – Before iFestival, który podsycał apetyt publiczności przed głównym wydarzeniem, którym był już sam iFestival odbywający się w Gdańsku. W tym roku jest inaczej. Illegalbreaks postanowili zrobić dwudniowy festiwal. Ale w nieco innej konwencji niż tradycyjna. Przede wszystkim dwa miasta – Warszawa i Gdańsk. Poza tym dwa dni, które są od siebie oddalone – wtorek i sobota. Wakacyjny termin jednak nie przeszkadza wielu osobom w takim rozstrzale kilometrowym oraz czasowym. Oba wydarzenia cieszą się dużym zainteresowaniem.

Na pewno jednak dużo większe zapotrzebowanie na bilety jest w stolicy. Do tego stopnia, że organizatorzy musieli przenieść imprezę z Soho Factory na Torwar. – Całe szczęście wszystko logistycznie pozostaje bez zmian, udało nam się porozumieć zarówno z jednym, jak i drugim obiektem – tłumaczy Dawid Należyty.

Illegalbreaks nie ukrywają, że takie terminy imprezy były też podyktowane wolnymi terminami wykonawców. – Wszystko tak naprawdę było ustawione pod Die Antwoord. Co roku staraliśmy się ich ściągnąć, sami jesteśmy ich fanami, fajnie, że w końcu się udało – mówi Należyty. Die Antwoord to swoisty fenomen na rynku muzycznym. Powstali w 2008 roku i z miejsca stali się naczelnymi dziwakami muzyki alternatywnej. Wszystko za sprawą łączenia południowoafrykańskiej kultury Zef z rapem i ravem. Kiedy w 2010 roku przyjechali na Open’era większość ludzi ze zdziwieniem patrzyła na trójkę dziwaków, którą stanowią Ninja, Yo-Landi i Dj Hi-Tek. Wtedy ich muzyka była zarezerwowana dla maniaków ciekawych brzmień. Dziś to prawdziwa – histeria to może za duże słowo – ale swego rodzaju uwielbienie. Ich muzyka zaczęła ewoluować w bardziej taneczne klimaty, dzięki czemu też trafili do szerszego grona odbiorców. No i te wideoklipy – palce lizać!

Obok Die Antwoord dwie największe nazwy w Warszawie to Dub FX oraz Aphrodite. Ten pierwszy to Australijczyk, który cały swój repertuar tworzy jedynie za pomocą własnego głosu. Zapętla, dodaje efekty, remixuje. Jest to na pewno jedna z ważniejszych postaci alternatywnej muzyki elektronicznej. Podobnie jak legenda, Aphrodite. Brytyjczyk to absolutny mistrz i król muzyki drum and bass. Nawet jeśli nie wiesz kto to jest, to na pewno znasz jakiś jego utwór.

Dub FX początkowo miał wystąpić w Gdańsku, jednak ze względów logistycznych trzeba było go przenieść do stolicy. Ale nic straconego. Organizatorzy obiecali, że szybko pojawi się nad morzem i słowa dotrzymali. Już 30 sierpnia muzyk z Antypodów wystąpi w B90, czyli tam gdzie i iFestival będzie miał miejsce.

Jego absencja mogła się wiązać ze spadkiem frekwencji w Gdańsku. Na szczęście jednak wszystko idzie zgodnie z planem. – W Gdańsku sprzedaż biletów wygląda bardzo dobrze, zastąpiliśmy Dub FX inną gwiazdą, Andym C – stwierdza Należyty. – W ogóle, w obu lokalizacjach staraliśmy się tak dobrać artystów, żeby trafili do jak najszerszego grona osób słuchających muzyki elektronicznej. Zarówno polscy, jak i zagraniczni wykonawcy zapewnią dobry poziom - dodaje. Poza tym duża nazwą, która zawita do B90 będzie Black Sun Empire.

Illegalbreaks mówią, że chcieli zrobić jeszcze bardziej rozbudowany program tegorocznej edycji, ale nie udało się zgrać niektórych terminów. Zapewniają jednak, że wszystko jeszcze przed nimi i festiwal będzie się rozrastać. W ogóle ta impreza już wyrobiła sobie dobrą markę. W moim odczuciu to drugi, po Audioriver, najważniejszy polski festiwal z muzyką elektroniczną. Inną niż w Płocku, ale przecież o to chodzi. Żeby nie powielać, a robić coś nowego.

iFestival:

Warszawa – Torwar, ul. Łazienkowska 6A, bilety: 130zł, godz. 19.30

Gdańsk – B90, ul. Doki 1, bilety: 49zł, godz. 20

Szczegóły na stronie internetowej www.illegalbreaks.com

Patryk Gochniewski

fot. mat. prasowe