Wróciłem z ostatniej w tej kadencji sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Słowo "ostatni" często skłania do refleksji. Tak było i w moim przypadku - kilkugodzinny powrót do Sopotu upłynął mi na podsumowaniach.
Te pięć lat kadencji to ogromna liczba często trudnych i emocjonujących głosowań. Z zadowoleniem stwierdzam jednak, że bardzo wiele ważnych kwestii udało się przeprowadzić. Mam tu na myśli m.in. tak kluczowe kwestie jak bardzo dobry dla Polski budżet na lata 2014-2020, korzystne regulacje w sprawie gazu łupkowego, czy też zniesienie opłat roamingowych od roku 2015.
Warto mieć świadomość, że za tymi sukcesami stoi jednak cały szereg często naprawdę trudnych negocjacji. Trudnych, bo należy zmierzyć się nie tylko z różnicami politycznymi, jak to ma miejsce na scenie krajowej, ale również z różnicami międzykulturowymi. Zawsze w czasie prac nad raportami, których byłem sprawozdawcą lub opiniodawcą starałem się pamiętać, że na przykład Niemiec raczej przedstawi mi w schematyczny wręcz sposób swoje argumenty, ale już Włoch czy Francuz obudują je kwiecistym językiem, z którego trzeba wydobyć to, co jest naprawdę ważne. Do tego dochodzi jeszcze wielopoziomowość negocjacji- dyskusje zaczynają się już na poziomie grup politycznych, każdy poseł reprezentuje bowiem inny kraj, a co za tym idzie inne interesy gospodarcze, uwarunkowania ekonomiczne czy sytuację społeczną. Osiągnięcie kompromisu na tym etapie to jednak dopiero początek- następnie należy przekonać do swoich racji inne grupy polityczne, a na koniec jeszcze Radę, czyli przedstawicieli Państw Członkowskich.
Dodatkowym utrudnieniem są kwestie językowe. Sesje plenarne czy posiedzenia komisji tłumaczone są na wszystkie 24 języki oficjalne Unii Europejskiej, bądź też na kilka wybranych, najczęściej angielski, francuski, niemiecki. Jednak spotkania robocze, często najważniejsze dla ustalenia stanowiska, a także rozmowy kuluarowe odbywają się bez wsparcia tłumaczy. Na tym poziomie króluje język angielski, choć warto podkreślić, iż przybiera on tu specjalną, unijną formę, naszpikowaną charakterystycznymi dla instytucji unijnych określeniami i zwrotami.
Ten skomplikowany system bez wątpienia uczy trudnej sztuki kompromisu, wsłuchiwania się w racje innych stron, skutecznego przekonywania do swoich argumentów, czy wreszcie szacunku wobec interlokutora. Sądzę, że bez tego Unia Europejska byłaby w wiecznym pacie, a co za tym idzie, nie miałaby szansy na przetrwanie. Warto pamiętać, iż na świecie było już jedenaście prób powołania struktur politycznych podobnych do Unii. Jedynie w Europie projekt ten zakończył się powodzeniem. Myślę, że jest z czego być dumnym.
Jan Kozłowki
- 09/05/2014 18:00 - Prof. dr hab. Longin Pastusiak: Globalny podsłuchiwacz
- 05/05/2014 15:00 - Budyń z sokiem malinowym: Krewetki prezydenckie przełamane nutą pieprzu cayenne
- 01/05/2014 14:54 - Okiem europosła: 10 lat minęło...
- 01/05/2014 14:52 - Prof. Pastusiak: Przekleństwo drugiej kadencji
- 25/04/2014 21:29 - Okiem europosła: Europa bez granic
- 18/04/2014 17:59 - Budyń z sokiem malinowym: Mieszaj, Paweł, mieszaj, tylko nie dłub oczka temu misiu
- 15/04/2014 07:19 - Prof. Stępniak: Znaczenie swobody w przepływie pracowników w Unii Europejskiej dla Polski
- 10/04/2014 20:02 - Okiem europosła: Na froncie energetycznym
- 08/04/2014 08:29 - Prof. Stępniak: Ambitne cele, marne pieniądze - Dylemat Unii Europejskiej
- 03/04/2014 18:04 - Okiem europosła: Ukraiński inny świat