Leszek Możdżer – celebryta, kompozytor, wirtuoz pianina. Sprzedaż biletów na jego koncerty świadczy o jednym: po disco-polo (Michał Wiśniewski) i disco-klasko-sakro-symfo (Piotr Rubik) szeroki odbiorca tym razem pokochał jazzmana. Zarówno jego fani jak i krytycy są zgodni – Fryderyk Chopin może spoczywać w pokoju bowiem doczekał się godnego następcy.
Okazało się jednak, że jego popularność muzyczna pozwala mu również… wpływać na politykę. Wprawdzie jak na razie w niewielkiej skali, bo chodzi tutaj o władze Sopotu, ale zawsze.
Oprócz tworzenia muzyki, Możdżer jest też bowiem dyrektorem artystycznym popularnego "Sfinksa". Jakiś czas temu artysta postanowił postarać się o dotację na zakup sprzętu nagłaśniającego dla klubu. O tym, czy je otrzyma (100 tys. zł od Ministerstwa Kultury i 200 tys. zł od Sopotu) zadecydować miała Rada Miasta.
Prezydent Karnowski od razu stwierdził, że to sprawa wymagająca specjalnej atencji i złożył w tej sprawie projekt uchwały w trybie nadzwyczajnym. Radni Sopotu w tej kadencji nie mogą dogadać się właściwie w żadnej sprawie, tak więc i w tej mieli problem z porozumieniem. Ostatecznie koła PiS-u i Kocham Sopot odrzuciły wniosek artysty argumentując, że tryb nadzwyczajny nie pozwolił im na dokładne zapoznanie się z dokumentami, a poza tym Sfinks wciąż jest dłużny miastu prawie 100 tys. zł. Jeden z portali doniósł też, że w czasie debaty, ktoś – oczywiście nie wiadomo kto – zasugerował, iż Możdżer sprzęt zakupiony za publiczne pieniądze może wywieźć za granicę. I się zaczęło.
Artysta wydał oświadczenie, w którym napisał, że nazywa się Leszek Możdżer (bo nie każdy radny wiedział, kim jest), złodziejem nie jest (do innych wątpliwości w sprawie przyznania dofinansowania nie odniósł się), a teraz to dotację ma w nosie. O ile takie emocjonalne zachowanie samego Możdżera można zrozumieć, bo kwota kłótni była przecież niemała, to późniejszą histerię – już nie końca.
Temat został szybko podchwycony przez duże i małe, regionalne i ogólnopolskie media, które jednogłośnie zawyrokowały: „Pisiory uważają naszego wirtuoza za złodzieja!”. Komunikat spotkał się też z ogromnym odzewem internautów (fejsbuk, nasza klasa, wykop) jednoznacznie stawiających się po stronie oskarżonego artysty oraz krytykujących tępotę, dyletanctwo i buractwo radnych (największe cięgi zebrał PiS). Prawie nikomu, z dziennikarzami włącznie, nie przyszło za to na myśl sprawdzić, jakie wątpliwości mieli radni w rzeczywistości.
Ale oni szybko zrozumieli swój błąd. Cztery dni po feralnej radzie zwołano kolejną, gdzie projekt dofinansowania – jakby na przekór artyście, który przecież z dotacji zrezygnował - poparły już wszystkie koła. Wątpliwości wzbudziło tylko to, czy za obrazę majestatu Możdżera ma przeprosić PiS czy PO.
Mam tylko nadzieję, że za ostateczną decyzją radnych stały przesłanki merytoryczne, a nie strach przed fanami utalentowanego artysty. Patrząc jednak na to, jak sprawa została załatwiona, mam poważne wątpliwości. Chyba, że to ja, jako że Możdżera nie słucham, źle postrzegam rzeczywistość.
Adrian Dampc
- 28/04/2011 09:29 - Formela: Dworacy w telewizji, PO prostu
- 27/04/2011 09:24 - Albertowicz: Nauczka
- 23/04/2011 19:03 - Formela: Prezydent stóp nie obmywał
- 21/04/2011 16:09 - Albertowicz: Kosz przebije piłkę nożną?
- 20/04/2011 15:43 - Formela: Tusk w kocu Urbana
- 14/04/2011 20:02 - Albertowicz: Badanie prostaty
- 05/04/2011 16:08 - Albertowicz: O bandytach stadionowych
- 02/04/2011 13:21 - Lindner: Jeszcze Polska...
- 30/03/2011 10:02 - Albertowicz: O siekierze na meczu
- 26/03/2011 11:22 - Lindner: Granat w szambie