Brak pomysłu, brak wykończenia, brak skuteczności i dziurawa obrona. Lechia utrzymała status quo - nie potrafi grać przeciwko Wiśle Kraków. Szczerze? Szlag człowieka trafia kiedy się patrzy na taką grę.
Przed tym meczem Joaquim Machado miał spory ból głowy spowodowany brakiem Sadajewa. Z wielu opcji, które mógł wykorzystać, ostatecznie postawił na Bartłomieja Pawłowskiego, który swoją karierę zaczynał właśnie jako napastnik. Jednak długi okres gry na skrzydle skutecznie pokrzyżował mu plany strzelenia bramki. Starał się, dostawał sporo piłek za plecy obrońców, ale po początkowym dobrym okresie, szybko zniknął z pola widzenia.
Mecz dużo lepiej zaczęli gospodarze. Wisła od początku spotkania udowodniła, że Lechia nie potrafi z nią grać. Bez względu na to w jakim składzie i z jakim ternerem. Po kilku minutach Biała Gwiazda mogła prowadzić przynajmniej dwiema bramkami, ale zabrakło ludzi do wykończenia akcji. Tak czy inaczej defensywa gdańszczan mocno kulała. Gdyby nie Dariusz Trela, który najpierw musnął piłkę po strzale Pawła Brożka, dzięki czemu wylądowała ona na słupku, a później znów końcami palców nie wybronił strzału Garguły z jedenastu metrów, Lechia już na początku meczu mogłaby się pogodzić z porażką.
Paradoksalnie - bo zespół znad morza był zepchnięty do głębokiej defensywy - to goście objęli prowadzenie. W 26. minucie świetne prostopadłe podanie do Makuszewskiego posłał Możdżeń. Spóźniony za pomocnikiem Lechii Dariusz Dudka faulował i mieliśmy rzut karny, którego pewnym egzekutorem po raz kolejny był Stojan Vranješ. Dzięki tej bramce biało-zieloni w końcu się rozkręcili. Zaczęli grać bardziej kombinacyjną grę i częściej przedostawali się pod pole karne Michała Buchalika. Najbliżej szczęścia było w 44. minucie. Rozgrywający dobre zawody Vranješ ograł Głowackiego i wyłożył idealną piłkę Grzelczakowi. Ten jednak fatalnie przestrzelił.
Drugą połowę znów mocno zaczęła Wisła. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego świetną okazję zmarnował Burliga, który z kilku metrów nie trafił w bramkę. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. W 51. minucie Maciej Sadlok łatwo ograł Możdżenia i Makuszewskiego, wbiegł w pole karne i strzelił w krótki róg bramki Treli, który myślał, że piłkarz Wisły będzie dogrywał w pole karne. Nie można tracić takich bramek. Biała Gwiazda poczuła krew. A konkretnie Semir Stilić.
Sześć minut po wyrównaniu było już 2:1 dla gospodarzy. Piłkę dośrodkował Maciej Jankowski, zgrał w polu karnym Paweł Brożek, a bramkę z metra zdobył - przebiegający obok stojącego jak słup na linii szesnastki Lekovicia - Stilić. Lechia próbowała się odgryzać, ale szybko traciła piłkę albo kiedy wychodziła z dobrym kontratakiem, to zawsze ktoś go pospsuł. Jedynie Stojan Vranješ trzymał poziom. Ciągle był pod grą, starał się kreować okazje, ale ostatecznie nic z tego nie wynikało. Poza tym za późno zareagował trener Machado, który zamiast od razu po stracie drugiej bramki posłać w bój napastników, czekał z tym jeszcze dziesięć minut.
I gdyby nie ten czas, kto wie - może Lechia by wyrównała. Kiedy na boisku pojawił się Aleksić, od razu miał dwie szanse do zdobycia gola. Niestety - pierwszy strzał zablokowali wiślacy, drugi musnął słupek. Strzały Grzelczaka również na niewiele się zdały. Albo trafiały w nogi gospodarzy, albo bronił je Buchalik. Swoją szansę miał również Pawłowski, który świetnie uderzył głową, ale tylko w słupek.
Te wszystkie niewykorzystane sytuacje, źle rozegrane akcje i brak pomysłu zemściły się w doliczonym czasie gry. Semir Stilić przypieczętował swój dobry mecz w 91. minucie. Celnie uderzył z rzutu wolnego i ustalił wynik meczu na 3:1. Nie zmienia to jednak faktu, że Dariusz Trela mógł się lepiej zachować, bo na pewno nie był to strzał nie do obrony.
Wiadomo - Lechia nie potrafi grać przeciwko Wiśle, ale dziś - mimo braku atutów - mogła przynajmniej spokojnie zremisować. Jedno jest pewne - tą drużyną trzeba wstrznąsnąć. Ale na pewno nie zrobi tego Joaquim Machado. Nie deprecjonuję jego umiejętności trenerskich, ale jest zbyt stonowaną postacią do prowadzenia drużyny w polskiej lidze. Już kiedyś w Gdańsku był jeden miś koala - wszyscy pamiętamy jakie były tego efekty.
Trudno cokolwiek więcej napisać po spotkaniu z krakowską Wisłą. Na usta cisną się już tylko wiązanki najgorszych przekleństw. Przed biało-zielonymi trudny okres. Muszą wziąć się w garść. Bo jak tak dalej pójdzie, to mimo rewolucji kadrowej, właścicielskiej i finansowej, znów będą jedynie ligowym średniakiem. A tego nikt nie chce.
Patryk Gochniewski
- 21/08/2014 17:37 - Lechio, czas się obudzić!
- 20/08/2014 13:59 - Składy na mecz Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk - Grupa Azoty Unia
- 20/08/2014 13:22 - 5 września Lechia zagra z HSV
- 19/08/2014 12:23 - Ribeiro out! Weis i Rudnevs in?
- 17/08/2014 20:14 - Oceny lechistów po meczu z Wisłą
- 17/08/2014 14:43 - 2 finał IMŚJ 2014 - LIVE
- 17/08/2014 12:38 - Arleta Meloch - piąte zwycięstwo w Maratonie Solidarności
- 17/08/2014 12:13 - Kazimierza Zimnego obawy o Maraton Solidarności
- 16/08/2014 11:39 - Czy Lechia znów popłynie z Wisłą?
- 15/08/2014 19:55 - XX Maraton Solidarności Gdynia-Gdańsk