Nie boimy się Woodsa

Rozmowa z Filipem Dylewiczem, kapitanem Trefla

- W Gdyni wreszcie krystalizuje się drużyna, a nie zbitek zawodników. Jesteście w stanie się im oprzeć?
Filip Dylewicz: Wiadome było, że ten zespół wreszcie się ułoży. Tam jest wielu zawodników znaczących nie tylko w Polsce, ale i w Europie. To było oczywiste, że po Eurolidze i odpadnięciu z VTB będą się skupiać na lidze.

- Nie boicie się Woodsa i Adamsa?
Filip Dylewicz: Woodsa się nie boimy, ponieważ nie gra. Generalnie nawet jak zagra to podejrzewam, że nie będzie na tyle przygotowany kondycyjnie, by zagrać więcej niż 15 – 20 minut. Inaczej jest w kwestii umiejętności, ponieważ dwukrotnie przewyższają nasze nawet bez trenowania. Woods to jedna postać, tam jest wielu zawodników, którzy mogą ciągnąć ten zespół. Woods na pewno nie jest w takiej formie, żeby wziąć piłkę i zniszczyć całego Trefla.

- Wróćmy do sytuacji w pucharze, gdy kibice Asseco zaczęli dopingować Anwil Włocławek. Nie chcecie się trochę na nich zemścić?
Filip Dylewicz: To jest tylko moja opinia, ale uważam, że to nie było ich dobrowolne dopingowanie drużyny Anwilu. Po prostu pewne osoby z Asseco wpłynęły na to, że oni zachowywali się w ten sposób a nie inny. Kibice tam nie są na tyle istotnymi postaciami, żeby powiedzieć, że są za trójmiejskim zespołem i nie będą dopingować odwiecznemu wrogowi. Ale to jest nieistotne. My się na tym nie koncentrujemy, ale mi było niezwykle przykro, że tak się działo.

- Rywalizacja na parkiecie będzie tak samo gorąca jak na trybunach?
Filip Dylewicz: Mam nadzieję, że nasi kibice wymyślą na ten mecz coś specjalnego. Mam nadzieję, że wyjdziemy zwycięsko nie tylko na trybunach, ale też na parkiecie.

FA