Interpelacja to „pytanie skierowane przez przedstawiciela parlamentu do rządu lub do któregoś z jego członków” lub „zapytanie w sprawach urzędowych skierowane do władz administracyjnych”. To jedno z podstawowych narzędzi pracy każdego posła czy radnego.
Reguluje to np. „Statut Miasta Sopotu”, w którym skądinąd już na samym początku możemy przeczytać, że „Miasto Sopot jest uzdrowiskiem, które kieruje się zasadą zrównoważonego rozwoju.” O „niezrównoważonym rozwoju” całkiem niedawno już pisałem, poświęcając mu osobny felieton.
Zatem, wracając do interpelacji, stanowi ona nie tyle prawo radnego, co jeden z jego podstawowych obowiązków, również opisany w statucie. Możemy tam bowiem przeczytać (ze zrozumieniem, rzecz jasna), że takim obowiązkiem jest „utrzymywanie stałej więzi z mieszkańcami i ich organizacjami a w szczególności przyjmowanie zgłaszanych przez mieszkańców postulatów i przedstawianie ich organom miasta do rozpatrzenia”. W moim przypadku, większość interwencyjnych spotkań z sopocianami (a mam ich sporo, również w postaci wizji lokalnych w miejscu zamieszkania, jeśli zachodzi taka potrzeba) kończy się właśnie przygotowaniem interpelacji, skierowanej do prezydenta miasta. Nic więc dziwnego, że zebrało się tych interpelacji w czasie ostatniej kadencji aż 97. Odpowiedź na interpelację radnego powinna być udzielona w ciągu 14 dni i terminów tych prezydent rzeczywiście w miarę skrupulatnie przestrzega. Ale to przecież jego obowiązek. Długo nie mogliśmy się – jako sopoccy radni – doczekać publikacji interpelacji na miejskiej stronie internetowej, choć wydawałoby się, że technicznie to dość prosta sprawa. W końcu – po długiej batalii – w końcu można je tam znaleźć, ale już forma internetowej nawigacji na pewno zadania tego nie ułatwia. Ale świetnie, że każdy zainteresowany może je tam nareszcie odnaleźć. Nie każdy radny z tej drogi oczywiście korzysta, ba, są i tacy którzy nigdy nie złożyli żadnej interpelacji. Pamiętajmy jednak, że mieszkańcy bezpośrednio z taką formą interwencji nie mogą do miejskiego włodarza wystąpić, więc jest chyba naturalne, ze wyręczają ich w tym właśnie radni. Niestety, forma odpowiedzi zależy często od personalnych sympatii i antypatii. Jeśli sprawa wydaje się prosta i oczywista (np. naprawa zniszczonych ławek na alejce spacerowej), to często interpelacja załatwiana jest po myśli interweniujących mieszkańców. W sprawach i problemach nieco większej rangi, konkretów już jednak często brakuje. Pisałem jakiś czas temu o dramatycznej sytuacji sopocian, których nowy właściciel kamienicy chce się pozbyć z mieszkań, które skądinąd przydzielono im kiedyś jako mieszkania kwaterunkowe. Myślałem, że ktoś z urzędu natychmiast zainteresuje się tym problemem i np. otoczy te rodziny troskliwą opieką prawną. Wydawało mi się to wręcz oczywiste. Niestety, myliłem się. Okazało się, że mogą liczyć głównie na siebie i bezinteresowną pomoc sopockiego prawnika, do którego prywatnie się o taką pomoc zwróciłem. Wystarczyła zresztą nawet pobieżna analiza dokumentów, żeby przekonać, że w całą sprawę zamieszany jest notariusz, które nazwisko pojawiło się w tzw. pomorskiej aferze notarialnej. Już choćby ten fakt powinien zmusić prezydenta do bezpośredniego nadzoru nad tą sprawą. Ale oczywiście wygodniej odpisać ogólnikowo na pisma mieszkańców, czy moją interpelację, niż realnie zająć się taką sprawą.
Ostatnio zgłosili się do mnie z kolei wolontariusze z sopockiego schroniska dla zwierząt, dla których – w nowej lokalizacji – buduje się piękne budynki, w których jednak – jak się okazuje – zabraknie miejsca dla wszystkich podopiecznych. Wierzę w precyzyjne wyliczenia wolontariuszy i ich obawy, więc natychmiast wystosowałem w tej sprawie interpelację. I okazało się, że rzeczywiście mieli oni rację, bo zaniechano(?!) budowy jednego pawilonu, który był zaprojektowany. Ale, jak się okazuje – uwaga, to cytat z odpowiedzi na moją interpelację – dopiero „czas pokaże”, czy w ogóle jest potrzebny. Bardzo konkretnie, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wolontariusze precyzyjnie wyliczają, o ile zmniejszyła się ilość miejsc dla psów w nowej lokalizacji. Nawet te ogólnikowe informacje, których udzielił prezydent w odpowiedzi, mijają się – jak się okazało - z prawdą. Pomijam już różnego rodzaju osobiste wycieczki, pouczenia i reprymendy, które często w takich odpowiedziach spotykam. Już się niestety, trochę do takiej formy przyzwyczaiłem. Bo od interpelacji do impertynencji w słowniku wyrazów obcych jest wyjątkowo blisko. Może komuś się po prostu pomyliło?
Wojciech Fułek
- 28/07/2018 13:47 - Sopockie co nieco: Kto ukradł Moje Miasto?
- 22/07/2018 12:40 - Akapit wydawcy: "Pomorskie dla zdrowia" - dla marszałka
- 20/07/2018 18:26 - Śmichy-chichy Prezesa
- 20/07/2018 18:16 - Sopockie co nieco: Kto zrównoważy niezrównoważony rozwój?
- 13/07/2018 18:39 - Akapit wydawcy: Gildia gdańska
- 07/07/2018 15:48 - Akapit wydawcy: Fasada gdańska
- 02/07/2018 18:53 - „Człowiek ze złotym obiektywem…”
- 29/06/2018 19:35 - Akapit wydawcy: Demakijaż (PO)morski
- 22/06/2018 17:14 - Sopockie co nieco: Czarodziejski Młyn z kwitnącymi jabłoniami
- 22/06/2018 16:22 - Akapit wydawcy: Lider bezwstydu