Ten tytuł wymyśliłem, kiedy – z gdańskim reżyserem Tomkiem Radziemskim kręciliśmy film o legendzie polskiej fotografii muzycznej, Marku Karewiczu. Oczywiście inspirację stanowił jeden z filmów o super-szpiegu brytyjskiej korony - Jamesie Bondzie. Zapożyczyliśmy nawet wtedy z filmowego oryginału pewną stylistykę, zmieniając tylko pistolet głównego bohatera na aparat fotograficzny.
Marka Karewicza znałem wcześniej nie tylko z jego genialnych zdjęć najsłynniejszych muzyków jazzowych i rockowych, ale także i projektów wielu okładek płytowych, w tym mojej ulubionej – „Blues” grupy Breakout ze słynnym zdjęciem Tadeusza Nalepy z synem. Ale bliżej poznałem go dopiero podczas historycznego zlotu dinozaurów w sopockiej Operze Leśnej. Dwa koncerty „Old Rock Meeting” (11-12 lipca 1986 r.), których głównym spirytus movens był ojciec chrzestny polskiego rocka, nieodżałowany Franciszek Walicki, nie tylko przywróciły pamięć o wielu zapomnianych już prekursorach muzyki spod znaku „mocnego uderzenia”. Zaowocowały naszą długoletnią przyjaźnią z Markiem, scementowaną kolejnymi filmami dokumentalnymi o historii polskiej sceny muzycznej, realizowanymi przez Video Studio Gdańsk. Karewicz - jako urodzony gawędziarz, który często lubił znacznie kolorować swoje opowieści – stanowił dla nas, twórców tych filmów, nieocenionego wręcz rozmówcę. Był obecny na wszystkich ważniejszych wydarzeniach muzycznych w Polsce, od I Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej SOPOT 1956 począwszy. Dokumentował nie tylko kolejne festiwale i koncerty największych gwiazd światowego jazzu (bo to jednak jazz zawsze był jego największą miłością), to pozostawił po sobie równie gigantyczne archiwum, dotyczące muzyków i zespołów rockowych (od rodzimego big-beatu poprzez legendarny koncert zespołu „The Rolling Stones” w Sali Kongresowej po największe gwiazdy sopockiego festiwalu). Jego okładki płytowe to osobna historia, którą rozpoczyna pierwsza w dorobku Polskich Nagrań specjalnie zaprojektowana dla zespołu „Niebiesko-Czarni” okładka ich debiutancka longplaya (do tego momentu były to raczej papierowe obwoluty płyt bez specjalnej identyfikacji). Projektował również plakaty dla różnych wykonawców, o czym łatwo się zapomina.
Po gigantycznym sukcesie wspomnianego „Old Rock Meeting”, wydano unikalną, 5-płytową edycję nagrań koncertowych, którą uzupełniono pamiątkowym albumem „Marek Karewicz i jego dinozaury”, który opracowaliśmy wspólnie z Franciszkiem Walickim. Tak „wizytówkę” przygotowałem wtedy Markowi: „urodzony przed wojną, wychował go jazz, ukołysał big-beat. Artysta-fotografik, krytyk muzyczny, dziennikarz, disc-jockey, globtroter, gawędziarz, jeden z najlepiej zachowanych okazów dinozaura, żywa pomoc dydaktyczna w dziedzinie polskiej muzyki jazzowej i rozrywkowej. Osobnik towarzyski i przyjaźnie nastawiony do świata, zamieszkuje przeważnie tereny najgęściej zaludnione, odżywia się nieregularnie i niezdrowo, nie unika używek. Cechy charakterystyczne: czarna, skórzana kurtka i aparat fotograficzny. Żyje i ma się dobrze, choć narzeka na korzonki. W roku 1986 obchodził 30-lecie swojej pracy artystycznej. Kto by w to uwierzył?!”
Paweł Brodowski, długoletni redaktor naczelny „Jazz Forum” napisał kiedyś o nim: „w jego archiwum ukryta jest prawie cała historia polskiego jazzu panteon największych sław. Chyba nikt w Europie nie zrobił tylu jazzowych fotografii, co Marek Karewicz. On sam jest żywą legendą tej muzyki.”
„Żadne ważne wydarzenie muzyczne nie uszło jego uwadze” – powiedział mi kiedyś wieloletni przyjaciel Marka, Franciszek Walicki. „Był zawsze tam, gdzie tworzyło się coś nowego i ciekawego. Wyjątkową sympatią otaczał jazz i muzykę rockową. I te dwa gatunki muzyczne stały się przedmiotem szczególnego zainteresowania jego fotograficznych obiektywów. Jest bowiem Marek wybitnym artystą – fotografikiem, autorem tysięcy kapitalnych, niekiedy historycznych zdjęć”.
Marek Karewicz zmarł w swoim warszawskim mieszkaniu 22 czerwca. Został pochowany 2 lipca na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy ul. Marynarskiej w Warszawie.
Czuję się zaszczycony tym, że zaliczał mnie do grona swoich przyjaciół. Pamiętajmy o nim!
Wojciech Fułek
- 20/07/2018 18:26 - Śmichy-chichy Prezesa
- 20/07/2018 18:16 - Sopockie co nieco: Kto zrównoważy niezrównoważony rozwój?
- 13/07/2018 18:39 - Akapit wydawcy: Gildia gdańska
- 07/07/2018 15:50 - Sopockie co nieco: Interpelacje i impertynencje
- 07/07/2018 15:48 - Akapit wydawcy: Fasada gdańska
- 29/06/2018 19:35 - Akapit wydawcy: Demakijaż (PO)morski
- 22/06/2018 17:14 - Sopockie co nieco: Czarodziejski Młyn z kwitnącymi jabłoniami
- 22/06/2018 16:22 - Akapit wydawcy: Lider bezwstydu
- 22/06/2018 16:19 - Sopockie co nieco: Kto zrównoważy niezrównoważony rozwój?
- 10/06/2018 08:26 - Sopockie co nieco: Festiwalowa gorączka