Kiedy związana z Sopotem poetka i autorka licznych tekstów piosenek, Grażyna Orlińska pisała w zamierzchłej, „słusznie minionej”, epoce dla Zbigniewa Wodeckiego tekst swojego wielkiego przeboju „Chałupy welcome to”, plaża dla nudystów (niezależnie od otoczki skandalu), stanowiła również pewien sezonowy przejaw buntu (reglamentowanego, ale zawsze) przeciwko polskiej zaściankowości i pruderii. Ale w końcu w tym przypadku pozbawienie się odzienia ograniczone było do określonego, dość wąskiego terytorium, w którym nagość znajdowała swoje uzasadnienie i właściwe miejsce.
Kiedy jednak co roku niewiele się w sopockim letnim kraj obrazie nie zmienia i widzę obnażone, spocone torsy panów, wyposażonych w imponująco rozbudowany mięsień piwny, którzy zdobywają kolejne publiczne przestrzenie w moim mieście (jak i wielu innych popularnych miejscowościach turystycznych), trudno mi jakoś zrozumieć ten wszechobecny triumf nagości. Jestem bowiem przekonany, iż miejsce nagich ciał, także i tych przyodzianych w skąpe kostiumy kąpielowe jest na plaży, a nie na ulicy, w restauracji czy kawiarnianym ogródku. Dużo oczywiście zależy od właścicieli i gospodarzy punktów gastronomicznych, którym czasami zysk z kolejnej beczki sprzedanego piwa przesłania na tyle świat, że nie widzą obnażonych brzuchów przy stolikach swojej knajpy, które skutecznie odstraszają dużą część klientów. Gwoli sprawiedliwości - bywałem jednak kilka razy świadkiem budujących interwencji kelnerów i właścicieli niektórych sopockich lokali, którzy stanowczo i sukcesem doprowadzali do ubrania koszulki niesfornego roznegliżowanego gościa. Najczęściej bowiem ten goły tors idzie bowiem w parze z lekkim „zauroczeniem” alkoholowym i donośnym tubalnym głosem, zatem nie sposób czasami pozostać obojętnym wobec takich sytuacji. Ostatecznie tacy – zmuszeni do przykrycia swojej wybujałej nagości koszulą czy choćby zwykłym t-shirtem – klienci nagle pokornieli i stawali się mniej aroganccy, głośni i kłopotliwi dla otoczenia.
Może jestem w tym nieco staroświecki czy wręcz zaściankowy, ale myślę, że taki kurort jak Sopot (choć oczywiście to nie jest tylko problem sopocki) stać na konsekwentną, restrykcyjną politykę w takim drobnym wymiarze, jak zdyscyplinowanie półnagich turystów, nieco odstraszających tych, którzy w Sopocie szukają nie tylko taniej, nocnej rozrywki, ale np. wysokiej kultury i dobrego towarzystwa. Kiedy kilka lat temu proponowałem wszystkim zainteresowanym wspólną walkę o uwolnienie sopockich przestrzeni od nagich, spoconych torsów, spotkało się to raczej z niechęcią i pewnym takim zakłopotaniem sopockich władz, bo przecież problem nie istnieje, jest wymyślony, a jego nagłośnienie tylko odstraszy turystów. Może pora jednak postawić na bardziej wyrafinowanego turystę z klasą, bo sopocka marka zobowiązuje? W tym roku podobno jednak nareszcie dostrzeżono ten problem i trwają przymiarki do jego „rozwiązania”. Tylko dlaczego odnoszę wrażenie, że działania w tej materii są raczej pozorowane i nikomu tak naprawdę na tym nie zależy?
Wojciech Fułek
- 01/08/2017 13:12 - Tragiczny zryw ku wolności
- 28/07/2017 14:14 - Akapit wydawcy: Rozprawy gdańskie - Sąd wiecuje z oskarżonym!
- 28/07/2017 14:10 - Sopockie co nieco: Samorząd, rząd i nie-rząd
- 25/07/2017 06:45 - Nadal czekamy na sądowe katharsis
- 22/07/2017 07:45 - Akapit wydawcy: Organ wodą zachłyśnięty
- 15/07/2017 11:26 - Akapit wydawcy: Reżim Struka losem Karnowskiego
- 15/07/2017 11:21 - Sopockie co nieco: Duchy przeszłości
- 12/07/2017 16:26 - Wołyń 1943 – z "ideą nacji" pojednania nie będzie
- 06/07/2017 18:24 - Akapit wydawcy: Jęki telewizyjne
- 06/07/2017 18:18 - Sopockie co nieco: Nasz Monciak