Amerykanie mówią na to kulawa kaczka [Lame Duck]. Ostatnie miesiące kadencji urzędującego prezydenta to widoczny odpływ kadr, często najbliższych współpracowników, co powoduje może nie jakąś hibernację rządu, bo mowa o supermocarstwie, ale na pewno, spowolnienie administracji. Ten czas widocznie osłabia siłę polityczną i możliwości oddziaływania odchodzącej z urzędu głowy państwa.
My nie mamy - może na szczęście, podobnej nazwy. Kiedyś mój polityczny rozmówca z ironią stwierdził, że nie jest potrzebna, bo w Polsce owa „kulawość” to constans, bez czekania na koniec tej, czy owej kadencji.
Nie jest niczym odkrywczym, że kończąc swoją ostatnią kadencję Prezydent Andrzej Duda jest w podobnie trudnej sytuacji. Zmiany kadrowe w Kancelarii dzieją się z wielu przyczyn. Dziesięć lat to szmat czasu, więc u wielu urzędników pojawiają się refleksje, co robić dalej, a po nich następują decyzje. Kolejnym elementem jest intensywne tempo pracy, stres, ranga podejmowanych tematów, ale i zmienność wyzwań oraz dynamika sytuacji międzynarodowej. Nie każdy to wytrzymuje. Do tego następuje budowanie swoistych „politycznych receptorów” w miejscach kluczowych dla naszych interesów. Tak zmienił na ONZ miejsce działania Profesor Szczerski czy na Bukareszt były Szef BBN Paweł Soloch. Ostatnim na pokładzie z „pierwszej kadrowej” jest Minister Wojciech Kolarski. Choć wszystko wskazuje, że jemu niebawem przypadnie rola łącznika z Parlamentem Europejskim.
Mimo, że widać już planszę z napisem Finish, sytuacja komfortową nie jest. Prezydent Duda znajduje się w zgoła odmiennej sytuacji, niż większość jego poprzedników. Do końca kadencji pozostało jedynie kilkanaście miesięcy, ale zaryzykuję - tych najważniejszych. Dlaczego?
To krytycznie ważne miesiące przed Polską. Z jednej strony mamy wybory do Parlamentu Europejskiego i realne ryzyko zmian w traktatach. Przy złym scenariuszu nastąpi conajmniej istotne osłabienie suwerenność państwa i faktycznej władzy jego organów konstytucyjnych. Z drugiej strony istnieje szansa na „ugranie czegoś”, może uratowanie, po objęciu prezydencji w Unii, czego znaczenie wielokrotnie podkreślał Prezydent proponując agendę. Wreszcie - jest nieodległe rozstrzygnięcie elekcji prezydenckiej w USA i dalszy przebieg wojny na Ukrainie. A w związku z tym istotne nasze, polskie plany przygotowania do obrony. O wojnie, że ciąg dalszy nastąpi słyszymy niemal codziennie, więc pytanie nie tyle „czy”, co „kiedy”?
Prezydent jest otoczony nieprzychylnym politycznym środowiskiem koalicji rządzącej. Choć to samo w sobie nie stanowi wyjątku w systemach demokratycznych, jednak w polskiej „mutacji” wyrodziło się w skrajność, poczynając od ataków werbalnych, często skrajnie prymitywnych, aż po działania bezpośrednie. Dokonane niemal ostentacyjnie aresztowanie posłów PiS, Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Prezydenckim miało właśnie tak wyglądać. Nie chodziło tylko o czynności wykonane przez tzw. służby. Miało to być upokorzenie Prezydenta i swoiste „poproszenie” o ograniczenie aktywności, powstrzymanie się od podejmowania inicjatyw. Stało się także i sygnałem ostrzegawczym dla prezydenckiego zaplecza urzędniczego.
Andrzej Duda jest Głową Państwa i nie może wybrać sobie roli politycznego kibica, czy choćby arbitra. Zobowiązany jest do zachowania i zapewnienia powagi urzędu i państwa. Do budowy jego odporności. Do publicznej projekcji myślenia „Polską”, a nie sobą. I do ratowania, na ile się uda, spod politycznej awantury choćby spraw kardynalnych, jak bezpieczeństwo, obronność czy polityka międzynarodowa, ale i wartości, kultury, religii czy ochrony życia. Jest to kontynuacja rozpoczętej agendy spraw państwowych i Prezydent podejmując te zadania, chce być playmakerem do końca. Tak to odczytuję.
Pojawia się jednak rzecz nowa. Z oczywistych powodów dochodzą coraz mocniejsze oczekiwania i namawiania do włączenia się w politykę wewnętrzną. Mówią o tym politycy prawicy, mówią wyborcy. Zaryzykuję, że zapewne intuicyjnie mówi tak ich większość. Problem, że akurat w tej materii Prezydent dużego doświadczenia nie ma. Tak, jak nie ma własnego zaplecza w strukturach partyjnych. Za to ma przed sobą do podjęcia decyzje, a wcześniej pytania, na które musi znaleźć odpowiedzieć: Czy chce wskoczyć w ten mocno spieniony nurt polskiej polityki? W jakiej formule? Czy chce aktywnie w nim działać? Czy ma pomysł, jak to zrobić, z ryzykiem poniesienia wszelkich możliwych konsekwencji? Czy też z tych samych inspiracji przyjąć swoistą rolę akceleratora dla polskiej prawicy, platformy, która uzyska akceptację szerszego środowiska, na której będzie miejsce dla nowych, chętnych.ÂÂ I która na nowo stanie się atrakcyjna.
Pan Prezydent jest instytucją formalnie i w przenośni. Z pełnymi, jak na razie, prerogatywami swojego urzędu. Przez lata zgromadził gigantyczny zasób aktywów politycznych, doświadczenia, rozpoznawalności, kontaktów w świecie, a co najważniejsze poparcia społecznego, współczesnych regaliów. Nie wykorzystanie tego byłoby dla Państwa stratą, dla obozu prawicowego, najdelikatniej mówiąc, mało roztropne, nie podjęcie tego wyzwania przez Prezydenta - niezrozumiałe.
Niezależnie od przyszłych decyzji, rezultatów toczących się rozmów, budowania strategii, ostatnia prosta dla Prezydenta będzie swoistym „atakiem szczytowym”. Czy się uda? Mam nadzieję, bo nie tylko ten szczyt pozostał do zdobycia i nie tylko przed Prezydentem.
Piotr Grzybowski
- 13/06/2024 14:46 - Akapit wydawcy: Klimat demokracji
- 13/06/2024 14:42 - Posterunek Straszyn: Najpoważniejsza przyczyna przegranej w wyborach do PE
- 06/06/2024 16:27 - Latarką w półmrok: Widmo zmiany nad Europą...
- 06/06/2024 16:24 - Posterunek Straszyn: Przedwyborczy bełkot Tuska
- 06/06/2024 16:20 - Gdański bigos: Europejski wyścig
- 03/06/2024 09:24 - Pamiętny dzień 4 czerwca...
- 03/06/2024 09:22 - Gdański bigos: Chwalę Komorowskiego
- 25/05/2024 18:33 - Tysiąc idiotyzmów i nakrętki
- 25/05/2024 18:27 - Posterunek Straszyn: Poznamy po owocach
- 25/05/2024 18:21 - Nie dajmy się wpuścić w tę obrzydliwą do szpiku kości, hejterską zagrywkę