Postępująca destabilizacja Państwa, jaką obserwujemy po wyborach prezydenckich po raz n-ty upewnia mnie, że zadaniem nadrzędnym dla poprawy naszego bezpieczeństwa jest wzmocnienie państwa. Kadencja Prezydenta Nawrockiego może być czasem nie tylko do dyskusji o zmianach w państwie, ale ich przeprowadzenia.
Co dalej z Polską? To pytanie zadają ci, co nie rozumieją mechanizmów politycznej wojny bez zasad. Refleksję „co dalej z Polską?” słychać od tych, co widzą wielkie deficyty, których skutkiem jest zagrażające bezpieczeństwu osłabienie kraju, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Bezpieczeństwo to domena podstawowa i warunek konieczny dla rozwoju każdego państwa. Definiowane jest w dziesiątkach obszarów, od tak oczywistych jak militarne, żywnościowe, cyber, po rzadziej przywoływane - jak kulturowe czy polityczne. Bazą jest zawsze obszar działalności przez państwo zmonopolizowany, za który państwo musi wziąć pełną odpowiedzialność, choć kluczem są trzy.
Chyba najbardziej oczywistym są siły zbrojne. Zrozumiałym jest ich wzmacnianie i rozwój, modernizacja techniczna, dopasowanie potencjału do zagrożeń, wsparcie w gospodarce, infrastrukturze etc..
Wyzwaniem u nas pozostaje szkolenie rezerw, które posiadamy nomen omen w śladowych ilościach. Dalej pozostajemy bez obowiązkowej, zasadniczej służby wojskowej, za to z dwoma pokoleniami abderytów, znających wojsko tylko z filmów. Osoby te w dużej części wychowane są na antymilitarystów, z dość obojętnym stosunkiem do własnego państwa.
Drugim obszarem jest społeczeństwo, a w zasadzie społeczeństwo świadome zagrożeń, ale przede wszystkim swojej roli w sytuacjach nadzwyczajnych: katastrof, klęsk żywiołowych czy wreszcie obronnych. Społeczeństwo pełni kluczową, bazową rolę w państwie, więc powinno być skuteczne w praktycznym działaniu, zmotywowane i odporne. Bez jego zaangażowania - jakiekolwiek doktryny, choć ważne, stają się półśrodkiem wypalającym energię bez spodziewanego efektu. Co gorsza mogą spowodować złudne poczucie bezpieczeństwa, paraliżujące w zetknięciu z realnym zagrożeniem, osłabiające wolę praktycznego działania, czy walki. Szkolenie, uświadamianie to zadanie dla państwa na wczoraj.
Najtrudniejszym obszarem bezpieczeństwa jest sprawna i skuteczna struktura państwa, z czytelnym podziałem kompetencji organów władzy, zdolnych zabezpieczyć strategiczny interes narodowy, zwłaszcza przed doraźnym, codziennym partyjnym sporem. Dotychczasowy model państwa jest nie tylko zużyty, a w wielu obszarach dysfunkcyjny, często wręcz zdegenerowany. Brak więc odporności na zawirowania polityczno-wyborcze, przy naiwnej nieskuteczności wobec sąsiadów wagi ciężkiej.
Ważniejsze od zakupu Abramsów, Patriotów czy F35, etc. jest przeprowadzenie niezbędnych i zapewne głębokich zmian w porządku ustrojowym, konstytucyjnym czy instytucjonalnym.
Nie chodzi o doraźne usprawnienia, bo te idą – choć mozolnie, często dopiero w następstwie jakiejś tragedii. Chodzi o reformę fundamentów państwa. Poza drobiazgami jest to temat praktyczne wyparty z publicznej dyskusji, zarówno wśród polityków, jak urzędników, dla których stanowi naturalne środowisko codziennej pracy. To dowód na brak odwagi, pomysłów i myślenia o Polsce za sto lat. Zastanawia tym bardziej, że nie wymaga wieloletnich inwestycji, a jedynie dyskusji i woli zmian z szybkim ich skutkiem.
Siłowanie pomiędzy Prezydentem, a Rządem trwa z różnym nasileniem i dynamiką od lat. Paradoksem, żeby nie powiedzieć kpiną jest, że Prezydent RP z najsilniejszym mandatem do sprawowania władzy, posiada ją jedynie symboliczną, salonową, Natomiast Rząd z pośrednim poparciem społecznym, o którego losach decyduje 231 właścicieli mandatów poselskich posiada władzę niemal absolutną.ÂÂ „Równowaga chwiejna”, argumentowana utrzymaniem demokratycznego balansu pomiędzy oboma ośrodkami to iluzja, powodująca jedynie bałagan. Osłabia się siłę państwa, generuje zagrożenia, pogarsza bezpieczeństwo, a kompromis osiągnięty w kilku obszarach jedynie zwiększa bezwładność, nie będąc ani oznaką siły, ani roztropności liderów.
Niezależnie, czy chcemy prezydenta na czele państwa i rządu, jak Francuzi, czy kanclerza, wybieranego jako emanacja kompromisu partii politycznych ze wsparciem Głowy Państwa, jak Niemcy, wybór przed nami jest niezbędny. Polacy i Polska muszą mieć silną władzę, więc albo zdecydujemy się na reformę własnej, albo ktoś nam wtłoczy swoją, oby nie na czołgach.
Od Konstytucji zapewne należy zacząć, a w zasadzie - ją zmienić. Powodów jest kilka. Przede wszystkim obecna jest w dużym stopniu naiwnym kompromisem z czymś, co mieliśmy pożegnać wraz z PRLem. Żyjemy w nowym otoczeniu politycznym i realnym zagrożeniu konfliktem zbrojnym. Jesteśmy członkiem NATO i Unii Europejskiej, czego obowiązująca Ustawa Zasadnicza nie uwzględnia. Konstytucja 3Maja (1791r), którą się tak szczycimy, była nie tylko nowoczesną kodyfikacją praw podstawowych. Odzwierciedlała świadomą myśli pro-państwową. Zakładała także zwołanie co 25 lat specjalnego sejmu dla jej rewizji. Już wówczas dostrzeżono, że właśnie brak zmian ustrojowych w państwie w poprzednich wiekach doprowadził do wielkiej liczby patologii. To, co zrodziło „Złoty wiek”, najjaśniejszą epokę w naszej historii, rozwój gospodarczy, wyjątkowe osiągnięcia naukowe, literackie, rozkwit sztuki, doprowadziło do Finis Poloniale. Czy dziś tych analogii i sensu dla zmiany nie widać?
Do tego ma wielkie dziury. Największa dotyczy Głowy Państwa. W konstytucji mamy zapis, kiedy kadencja się zaczyna, a kiedy kończy. Co prezydent może, czego nie, co zwołuje i w czym uczestniczy. Napisano nawet, kto wykonuje jego obowiązki w kilku możliwych sytuacjach. Zapomniano jednak, a może nie wyobrażano sobie sytuacji, kiedy wybory prezydenckie się po prostu nie odbędą, czego skutkiem - brak prezydenta. Doświadczyliśmy tego w roku 2020, z inną konfiguracją wysadzenie z fotela legalnie wybranego prezydenta mamy do czynienia dzisiaj. Zamieszanie i ciągły spór kto i do czego miał czy ma prawo, trwa bez opamiętania. Ale intencji, aby dokonać prostego i oczywistego uzupełnienia w treści Art.131 konstytucji jak nie było, tak nie ma. Podobnie jest z Rzecznikiem Praw Obywatelskich i wieloma innymi zapisami. A jakie korzyści czerpie Państwo z utrzymywania Senatu?
Popatrzmy na naszych sąsiadów znad Wilii. Po agresji Rosji na Donbas w roku 2014 koalicja rządzącą i opozycja postanowiły się porozumieć. Dogadali się w kwestii wydatków na obronność, planach realizacyjnych, wielkość sił rezerwowych czy kierunkach polityki zagranicznej.Â
Na Litwie sprawy kardynalne, kwestie polityki międzynarodowej i obronnej zostały z bieżącej debaty i sporu politycznego wyłączone. Dlaczego nas nie stać na podobne ustalenia?
Czy rzeczą nadzwyczajną jest zabezpieczyć „siłowych” ministrów powoływanych choćby w formule tzw. większości konstytucyjnej? Czy jest czymś niezrozumiałym, że interes państwa ma być zawsze przed doraźnością partyjnych sporów. Czy to państwa nie wzmocni?
Trójpodział władzy jest w konkretach bliski fikcji. Przykładem dzisiejszy Minister Sprawiedliwości, który jako jedyny pełni funkcję Prokuratoro-Senatoro-Ministra. W jakim zatem obszarze władzy „robi”? Posło-ministrów czy ministro-senatorów są tuziny. Czy uda się łączenia tych funkcji zabronić? Zapewne byłoby najlepiej byłoby tego zabronić. Kwestią zasadniczą jest jednak nie sam amalgamat tych władz, ale zasada, że jedni (Sejm) - co mają prawo stanowić, stali się automatem do zatwierdzania tego, co drudzy (Rząd) - co mają prawo wykonywać - im przynoszą.
Jednym z trudniejszych tematów do rozwiązania jest zmiana ordynacji wyborczej. Aktualna trwa w zabetonowanym, ponadpartyjnym konsensusie. Jeśli chce się dostać do Sejmu pod swoim szyldem, wystarczy w 3 tygodnie, w minimum 21 okręgach zarejestrować swój komitet wyborczy, na listy wpisać po minimum 10 kandydatów, w tym 30 % pań, zebrać 120 tys. podpisów, no i przekroczyć w skali kraju 5% poparcie. I już jest szansa, aby zostać niezależnym posłem ze swojego powiatu.
W praktyce nasza ordynacja pozbawia prawa czynnego uczestnictwa w polityce. Bez zmiany ordynacji wyborczej nie zmieni się skostniałego układu partyjnego. Zastosowanie co najmniej ordynacji mieszanej wyrówna szanse większych partii i mniejszych ugrupowań.
Z reguły prowadzi do bardziej stabilnych rządów, zmusza partie do współpracy, wymusza koalicje, dłużej gwarantuje spoistość dla zasadniczego kierunku polityki państwa. Dziś zmiana rządów to zmiana kierunku politycznego o 180˚ i wyrzucenie planów poprzedników do kosza. Gdzie w tym interes Państwa?
Z wielkim szacunkiem dla ludzi młodych, trzeba jednak zapytać, jakie doświadczenie do decydowania o sprawach państwa mogą posiadać 21-latkowie? Jakimi sukcesami mogą się podzielić do czego zainspirować? Oczywiście bywają jednostki wybitne. Ale czy zapał do zmian, który zawsze towarzyszy młodości jest wyłącznym argumentem do bycia posłem? Konstytucja kwietniowa stawiała barierę do zasiadania w Sejmie dla 30to latków. Dopiero powojenna dopuściła młodszych, robiąc miejsce dla tzw. pajdokracji.
Czy warunkiem niezbędnym do decydowania o sprawach państwa nie powinno być zmierzenie się z „normalnym światem” na początku dorosłego życia? Zbudowanie się w biznesie, nauce, własnej działalności, aby wnieść „coś” do Sejmu, swoje doświadczenie, podzielić się nim, coś usprawnić.ÂÂ
Dziś często grupy teoretyków, tzw. zawodowych posłów niewiele z siebie dają. Nie nadążają za rozwojem społeczeństwa i jego aspiracji. Nie mają kwalifikacji moralnych, kompetencji merytorycznych, w coraz bardziej zdegenerowanym partyjnym świecie walcząc jedynie o swoje przetrwanie. Ilu posłów by zostało, gdyby to była funkcja społeczna?
Wielki patriota i bohater, Jan Nowak-Jeziorański, podczas jednego z wykładów powiedział, że …„ dziś jednym z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa jest Ich niska świadomość wśród elit politycznych”…
Teoria świata bez wojen jest fałszywa i niebezpieczna. Myślenie jedynie „gospodarką”, rozwojem ekonomicznym, budowaniem relacji z „kimkolwiek” do niedawna było hasłem lewicy i liberałów. Nie widziano żadnego ryzyka, bo „partner w biznesie nie będzie agresorem”. Rosja jest przykładem, jak naiwne myślenie, że rezygnacja z budowy własnej siły militarnej, która ma „nie prowokować” spotka się ze zrozumieniem strony drugiej.
Potrzebujemy elit, ale budowanie ich to plan na lata. Wymaga mozolnego, oddolnego formowania w rodzinach, środowiskach, organizacjach czy w kościele. Konieczne jest nauczenia odpowiedzialności za Kraj. Czy czymś nadzwyczajnym dla ministra, wojewody czy premiera było by wymagane doświadczenie wojskowe, rok praktyki, być może jakiś czas na misjach. Po to by uświadomić sobie i „dotknąć” zagrożeń. Dziś etnograf – wojewoda może odpowiadać za zarządzanie kryzysowe...
Państwo Polskie i katolicka wiara to splecione ze sobą byty od ponad tysiąca lat.
Religia nie tylko konstytuowała Rzeczpospolitą, zapewniała ciągłość władzy w czasie interregnum, ale – jak pod zaborami – przetrwanie, jako depozytariusz języka, kultury, tradycji. Nie może więc być traktowana jak skansen, tylko jako ważny element państwowotwórczy.
Kto wierzy jest silniejszy, świadomy swej odpowiedzialności, gotowy do poświęceń, do obrony - jeśli przyjdzie pora - nie tylko siebie, rodziny, ale i Ojczyzny.ÂÂ Działania godzące w Kościół i wiarę osłabiają Polskę i jako takie powinny być traktowane z całą surowością.
Wiara jest tym dobrym przykładem. Natomiast niezmienne w naszym narodzie są: naiwność, strach przed podjęciem odważnych decyzji i źle rozumiane miłosierdzie. Skutkiem tego spadaliśmy z piedestału w naiwnym poczuciu mesjańskiego posłannictwa. Adolf Bocheński nazwał to tendencjami samobójczymi narodu polskiego. Narodu, który „godził się być napadnięty i zginąć, niż zgrzeszyć inicjatywą”. To wyzwanie dla nas wszystkich, do wyplenienia ze wszystkich swoich myśli, poglądów a nade wszystko działań.
Grecy w arystotelesowskim pojmowaniu społecznej roli człowieka używali dwóch pojęć: polites – na określenie tych, którzy dbali o wspólnotę, zajmowali się sprawami publicznymi oraz idiotes – w odniesieniu do tych, których postawy skupiały się na prywacie. Zadaniem dla nas jest nauczyć się w swoich wyborach ich odróżniać.
Co dalej z Polską? Aby zadziałało - zrobić trzeba wszystko. Fragmenty dalej będą półśrodkiem osłabiającym nasze bezpieczeństwo. Mamy wojnę na Ukrainie. Potraktujmy ją jako poważną lekcje dla nas. Oni też myśleli, że Rosja nie wejdzie.
Do nadrobienia jest dużo, ale ważne, aby świadomie i jak najszybciej do tego zadania podejść. Nie możemy zmarnować potencjału, który - jak nigdy – jest nam niezbędny właśnie po to, aby nigdy nie był do działania użyty.
Kadencja Prezydenta Nawrockiego może być czasem nie tylko do dyskusji o zmianach w państwie, co realnych działań do ich przeprowadzenia.
Mamy w Polsce fenomen trzeciej kadencji prawicowego Prezydenta, pewnej ciągłości myśli. Jeśli nie zabraknie odwagi, determinacji, wiary w sukces, może się to przyczynić do realnego wzmocnienia kraju, a co za tym idzie do rozwoju i dobrobytu, na co nie tylko oczekujemy co zasługujemy.
Piotr Grzybowski
- 28/07/2025 19:35 - Z torebki Jakubowskiej: Strachy na Lachy czy totalna wojna?
- 27/07/2025 10:53 - Z torebki Jakubowskiej: Ludzie listy piszą (jeszcze), Adam Bodnar postanowił nie być gorszy, a potem wywiesił białą flagę
- 19/07/2025 15:46 - Z torebki Jakubowskiej: Fikołki Bodnara, wola "kierownika"
- 13/07/2025 19:25 - Z torebki Jakubowskiej: Pogrzeb Tuska wyprawi Nawrocki...
- 19/06/2025 12:58 - Z torebki Jakubowskiej: Ogon kręci Tuskiem
- 04/06/2025 08:46 - Z torebki Jakubowskiej: Na dziecko pełne naturalności i swobody wylało się morze hejtu
- 04/06/2025 08:38 - Akapit wydawcy: Zwolnić Tuska w trybie art. 52 prawa pracy